Poczta lyteracka LM 2 (6) 2007
Jan Chrzan
Rafał Z. z Kolbuszowa. „Najlepiej pisze mi się jak zaliczę kilka ostrych browarów. A potem jeszcze kilka. Extaza i odlot! I słyszałem, że wielu piszących daje sobie w przełyk. Grzeją. Wtedy dzieła wielkie powstają. Ten zakręcony Malcolm Lovry nieźle tankował pod wulkanem i paru innych takich (...). Cholera tylko jedna. Dziewczyna moja dała mi stopa. Żaden mój utwór nie nadawał się później do czytania...”
Panie Rafale, nie nadawał się do czytania? Całkiem możliwe. Na przykład pewien francuski pisarz poprzestawał na lampce koniaku przed pisaniem. Dla, powiedzmy, rozluźnienia, dla tak zwanego kurażu. A po pijaku nawet kluczem w dziurkę zamka drzwi trudno trafić.
Jeszcze browarek?
Adrian Ch. ze Szczecina. „Krótko. Podpadła mi wasza 'Latarnia', bo pływam w marynarce od półtora roku. Jedna laska ugotowała mi kota. Jak ‘Latarnia' to wydrukujcie mój poemat, albo chociaż fragment. (..).”
(...)
to była kiepska robota,
ugotowała mi kota.
Jak obgryzała paznokcie,
swędziały mnie łokcie.
Niby wkładała czerwone gacie,
ale nie było 'na cię'.
(...)
Panie Adrianie, sam Pan widzi, że opublikowaliśmy fragment! Reszty drukować nie będziemy, bo im dalej, tym gorzej!
Agnosta V. z Krakowa, lat dwadzieścia dwa, przysłała długi list nielist - wyznanie.
Pisząc między innymi: „(...) Jestem pokręcona trochę. (…) Staram się odstawić prochy (…). Nikt mnie nie kocha, ale ja kocham literaturę. Najbardziej bezwzględnie cenię Sylwię Plath (...) i nie zawsze chodzi o kłopoty z wybujałą osobowością. Lubię krzyczeć głośno pod wiaduktami, gdy przejeżdżają pociągi. Od razu czuję się lepiej w objęciach pędu niepewności (…). No i przesyłam kilka wierszy z nadzieją na druk (...).”
Droga Agnosto, co mogę powiedzieć? Nie każda egzaltacja lub krzyk to od razu zamienia się w „Krzyk” Muncha. Nie każde kochanie przemienia się w literaturę. I nie możesz być Sylwią Plath, bo ona była tylko jedna. Niepewność jest wielka, bywa wielka, prawda, „szprycuje” osobowość, ale nie przekłada się mechanicznie na efekty twórcze. Podobnie z prochami. Twoje wiersze, choć niezłe, przykro to powiedzieć, nie wychodzą poza wtórne obrazowanie.
Lecz przyślij nowe wiersze za rok lub półtora. Zobaczymy.
Antoni K. z Gdyni. Ale się ubawiłem! Redaktor Jan Chrzan nieźle ośmiesza uczestników konkursów, wymyślając te głodna kawałki w ostatnim numerze „Latarni Morskiej”! (...) No, mówcie co chcecie, nie wierzę, że są to cytaty z autentycznych utworów! (...) Na takie ogólnopolskie konkursy przecież przysyłają wiersze prawdziwi poeci!”
Szanowny Panie Antoni. Szanowny i Trochę Naiwny Panie Antoni. Potrójne rozczarowanie będzie. Po pierwsze: Jan Chrzan nie ośmiesza, tylko cytatami grafomanów ostrzega. Po drugie: cytaty są oryginalne (odsyłam do archiwum organizatorów konkursów). Po trzecie: prawdziwi poeci nie mają nic wspólnego z podobnymi wpadkami, gdyż na ogół bywają mocno samokrytyczni.
Patrycja G. z Elbląga. „Kochana Redakcjo! Piszę do Was, bo wiem, że Grzegorz do Was przysłał o mnie wiersze, ale mnie rzucił. To się mówi, że nie dotrzymał słowa! Bardzo proszę, nie drukujcie tych wierszy! Jak wydrukujecie, będę wyglądała na porzuconą i w ogóle. Niech go szlag trafi, choć się powoływał na Heideggera i Tatarkiewicza!”
Patrycjo, od razu szlag? Chyba tylko emocje wchodzą w grę. Lecz, co do wierszy Twojego Grzegorza, pragnę Cię uspokoić. Dotarły rzeczywiście, ale nie będą drukowane. Nie z powodu Twojej prośby. Zwyczajnie są słabe. Nawet wysłaliśmy Mu odpowiedź. Zareagował gwałtownie: „Spadajcie na księżyc, samole jedne!”
Magda J. z Kołobrzegu. „Wolę kanałowe leczenie zęba, niż czytanie naszych nowych powieści! (...)”
Pani Magdo, podzielamy zdanie, przynajmniej, gdy idzie o niektóre nasze współczesne krajowe. Nie wymieniajmy konkretnych. Po co wpędzać we frustrację określone nazwiska? A nuż się mylimy i pozwą nas do Trybunału Konstytucyjnego lub Europejskiego za zniesławienie?