„Lot nad miastem” Anny Marii Musz

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: środa, 09 sierpień 2017

Anna Łozowska-Patynowska

MIEJSCA DORAŹNE – MIEJSCA WYRAŹNE – MIEJSCA CZŁOWIEKA

„Lot nad miastem”, nowy zbiór liryków Anny Marii Musz, ukazuje dwudzielną perspektywę świata. Swoją liryczną opowieść rozpoczyna poetka „zakładając wirtualne miasto”. Miasto Musz funkcjonuje na innych, niż jest to w rzeczywistości, prawach upływu czasu i kreacji przestrzeni („miasto gnące się w letnim upale”). Model lokacji sporządzony skrzętnie przez Musz w „Ab urbe condita” prowadzi w równoległe otwierające się przestrzenie. Poetka przedstawia wielowymiarowy pejzaż miast rozsypujących się, poddanych zniszczeniu, aż w końcu powoli kiełkujących na bazie wirtualnych map wyobraźni. Poetka dokonuje tutaj sprzężenia dwóch perspektyw: wizji „pączkujących” miast oraz liryki-przestrzeni poszukiwania „miast zgubionych”. Czym jest zatem miasto w rozumieniu Musz? Na to pytanie udzielić można wielowątkową odpowiedź.

Przestrzeń industrialna staje się symbolem miejsca, odnośnikiem do ocalenia, ale w sztuce i jedynie poprzez sztukę. W „Legendzie o założeniu miasta” dowiadujemy się o oczyszczającej mocy wędrówki do wymarzonego miejsca, peregrynacji o czysto ludzkim zabarwieniu: „podobno przed ucieczką z niewoli miał prorocze sny/ i proroczy jest każdy pierwszy sen na nowym miejscu”, pielgrzymce, która ma charakter rytu przejścia, drogi sacrum prowadzącej przez doświadczenie transcendencji.

Jeżeli bowiem gdzieś zmierza człowiek w lirykach Musz to jedynie dzięki odnoszeniu się do „ducha miejsca” rozważanego tutaj jako Absolut.
Hasło poeta miasta pojawia się w liryce Musz bardzo często. Poeta ukazany jako kreator miasta wiecznego, pomijając tych, których charakteryzuje Musz jako „postacie zmyślone”, jest jedynym właściwie jego mieszkańcem („Krótki list z Pompejów”). Artysta uparcie wierzy, jak w wierszu „*** od kilku godzin obserwuję ręce…”, że wystarczy mu jedynie „trochę więcej światła”, by ujrzeć świat głębiej, zdjąć z niego zasłonę i dojść do prawdziwych wartości. Prywatne przestrzenie istnienia człowieka-artysty kierują swoja energię tworzenia w „Terra incognita”. Musz łączy ze sobą dwa procesy – budowania i odtwarzania procesu budowy („kiedyś bezie można wkopać się w grunt”) z nawarstwianiem się tradycji literackiej. Niesprawdzalność i jednocześnie niemożliwość odkrycia wszystkich tekstualnych przestrzeni staje się podstawowym problemem poruszonym przez poetkę w wierszu („kto wie co się kryje w płytko poświęconej ziemi”). Każda zatem kreacja miejsca-miasta jest zapełnieniem pustego miejsca w olbrzymim gmachu tradycji literackiej, świecie „kronik” i „przedmów”. „Nowa kropka w przestrzeni” jest znakiem zapełnienia braków, konkretyzacją tworzoną w nieskończoność w rzekomo niedopełnionych miejscach.

Według Anny Musz każdy wiersz jest ponownym rozpoczynaniem procesu tworzenia, syzyfową pracą podejmowaną przez poetę, który zdaje sobie doskonale, czym jest twórczy niedosyt. „Wybierając miejsce” i wykorzystując „intuicję”, twórca wyraża swoją zgodę na współtworzenie tradycji. Rola poety-pokornego głosiciela ludzkiej ewangelii, który dokonuje restytucji znaczeń słownych („wypełniają się słowa niczym puste naczynia”), łączy się z funkcją samego cudotwórcy- zwyczajnego człowieka. Dwubiegunowość człowieka-liryka, który potrafi jedynie „otwierać ręce dotykać ziemi”, tak mocno podkreślana przez Musz, buduje się na sakralnej tkance w „Inkantacjach”. Nowa ewangelia poety pisana bez starotestamentowego proroctwa, naznaczona „nieznajomością przepowiedni”, tworzy nowy obraz ziemi „podobającej się” nie Bogu, lecz człowiekowi. To w rękach twórcy spoczywa rola kreatora sanctum, inspiratora obrzędu, a w konsekwencji jego guślarskiego przewodnictwa tego „magicznego gestu”. „Pomyślny początek” wydaje się zatem restytucją ewangelicznej nadziei na odzyskanie przez słowo utraconych znaczeń. „Pejzaż” słowa-fortyfikacji nadziei okazuje się w liryce Musz źródłem i dowodem ludzkiej „wiary w powroty”, w ukonstytuowanie możliwości zmartwychwstania także człowieka i jego związku z miejscem, które z kolei go dookreśla. Mowa tu zatem o konsekracji świata-miejsca bytowania człowieka przeznaczonego do przewodniczenia rzeczywistości „wszystkich przyszłych słońc”. Wśród wielu alternatywnych „Legend o założeniu miasta” Musz wybiera te, które dookreślają naturę samego człowieka. Świat w wierszu „Legenda o założeniu miasta” to przestrzeń „nie u siebie”, do której jednak trzeba się przyzwyczaić.

Przedstawiona tu proza życia, które zdaje się być „gojeniem ran łagodnym i białym”, dookreślona została przez równie trafne metafory. Proces „kamienowania ziemi”, lokacji miasta okazuje się wykroczeniem przeciwko naturze, przeciw sakralnej historii najnowszej cywilizacji. Dysonans natura – kultura zmienia jednak swój charakter poprzez neutralizację tej opozycji. Bo cywilizacja okazuje się jedynym miejscem, w którym człowiek jest w stanie podołać swojej naturze. W przestrzeni snu, którą kreuje poetka w „Senniku współczesnym”, człowiek wpisany został również w świat niepewności, balansowania między istnieniem-nieistnieniem, w którym traci panowanie nad nim. Odwrócony Lacan to najlepsze określenie do tej rzeczywistości, niespójnej dla człowieka, nieadekwatnej do jego anatomii ciała i struktury psychicznej („nie wiesz gdzie lewa stopa prawa dłoń serce”). Współczesne pofragmentowane miasto wybudowane na „kruchych” fundamentach, mające raczej charakter labiryntu staje się dla człowieka niewystarczalne.

Dwudzielna struktura zbioru „Lot nad miastem” wydaje się mieć logiczne uzasadnienie. Miasto i lot ukazane w takiej kolejności to dwie sfery, wokół których poruszamy się po tomiku. Wieczne krążenie nad locus amoeni, próby wkroczenia wraz z atrybutami sacrum do zbudowanej przez wyobraźnię architektonicznej budowli – tekstu, oscylują wokół możliwości powrotu – zastygnięcia w miejscu. Ruch wokół miast poetyckiej kreacji wydaje się właśnie tym balansowaniem znajdującym odzwierciedlenie w strukturze ludzkiej natury. W „Porze przylotów” Musz pisze przecież o człowieku nieuchwytnym bytowo, przemieszczającym się zawsze i wszędzie, obierającym jednak właściwy kierunek penetracji przeszłości, więc również wspomnień, które wyznaczają wypadkową prowadzącą ku aktualnie trwającej egzystencji. Pustka świata zapełniona przez człowieka i jego reminiscencje ponawia pytanie o charakter poetyckiej kreacji miasta wznoszonego jakby ex nihilo („bez ciebie byłoby w tych ścianach zbyt wiele milczenia”). Dlatego pamięć i jej świadectwa- „przymierzania dłoni i stóp do śladów” stanowi gwarancję istnienia urbe aeterna i świadczy, paradoksalnie, o jego wyjątkowej kruchości, bowiem wspomnienia rozsypują się w procesie przypominania na mniejsze obrazy, czy nawet scenki, miniaturki, czasem podlegają deformacji, co udowadnia w zbiorze Musz, aż w końcu odżywają na nowo niczym kolejny „Rzym” a odnotowane skrupulatnie mijają się z prawdą i złudzeniem, istniejąc jedynie na prawach imaginacji („Przymierzanie”). „Domy ciała” to przecież oznaki upływu czasu i metafory jego chwilowego pochwycenia niczym w pajęczą sieć. Żyjące własnym życiem somatycznie ukształtowane miasto odcieleśnia także człowieka, który jako przodek z „rycerskiego romansu” staje się jednym z wcieleń potomnych. Proces restytucji życia widoczny w utworze „Możemy nigdy więcej nie zdarzyć się światu” niesie ze sobą potencjał inności, wyjątkowości ludzkiej istoty, jej natury i osobowości, ale i ryzyko niedotworzenia, ale jeszcze bardziej bolesne ryzyko niewykorzystania zdolności. Dystans międzyludzki a obok tego zjawisko stopniowego ożywiania i równoczesnego zatrzymywania w czasie postaci ludzkich staje się według Musz fenomenem poznania człowieka na przestrzeni tysiącleci, na co pozwala najpewniej literatura.

W pewnych miejscach zbiór pretenduje do uznania go za tom erotyków, o czym utwierdzać może czytelnika poprzedzająca tekst dedykacja, tom wierszy miłosnych, w którym zostały sylwetki dwóch nierozłącznych ludzi. Nie jest to jednak główne zagadnienie poruszone przez Musz. W „Wygnaniu z raju”, w wierszu, który faktycznie łączy się z taką perspektywą odczytania, można odnaleźć odwołania do biblijnego mitu przekroczenia zasad moralnych przez pierwszych rodziców. Nie tylko miłość, ale i samozatracenie, grzech i śmierć łączą się z ludzkim życiem. Po „Wygnaniu z raju” człowiek zamieszkiwał w swoim ciele, które stało się dla niego wstydem, ponieważ stało się widoczne dla niego i całego otoczenia. Nie chodzi tu zatem o kwestię „miłosnego niepokoju”, ale o napięcie na linii akceptacji przez drugiego człowieka i samopoznania.

Biblijne konotacje, a właściwie wariacje na temat wątków bliblijnych są stałym elementem lirycznej refleksji Musz. Poetka wpisuje je w ramy wypowiedzi, dokonując lokacji swojego urbe na wzór księgi „Genesis”. Miasto to pierwotnie „ogród”, który „musi być na początku”, ale jest to przestrzeń natury istniejąca w stałym związku z człowiekiem („więc ty – najpierw musisz być ty”). Zmysłowa tkanka utworu „Genesis” przemienia się stopniowo w odwieczne pytanie o człowieka i jego kondycję, istotę, która „chodzi i nazywa”, osobę, która swoją pełnię i samowystarczalność odkrywa w drugim człowieku.

Okazuje się, że tekstualna budowa wirtualnego miasta u Musz przekształca się w rozpoznawanie fundamentów człowieczeństwa, „uciekanie z metafor”, które wyrażeniu ludzkiej istoty przestają całkowicie wystarczać. Poeta miasta, który „otwiera na oścież drzwi i okna” i dostrzega swoje człowieczeństwo („z nas bije jasne światło”), a więc artysta w pełni wykorzystujący życiowe doświadczenie, jest jednym z dwojga „Ocalonych”, modlącym się, a właściwie mocno i wyraźnie artykułującym siebie. Te słowa znajdują potwierdzenie w jednym z ostatnich wierszy Musz, w którym czytamy „*** szczęśliwy kto żyje tylko swoim światem….”. Piękna prawda o człowieku, który, aby żyć, musi się zrealizować we wszystkich wymiarach swojego człowieczeństwa, wydaje się najbardziej trafnym spostrzeżeniem wydobytym przez Annę Musz. Ale jego samowyrażenie dokonuje się tylko poprzez udzielenie aprobaty przez „ludzi umarłych”, którzy dzięki żyjącym wyrażają akty swojej woli. Człowiek istniejący wobec i wespół ze słowem „rozgadanych nekrologów” istnieje o tyle, o ile zgodzi się na samego siebie, zweryfikuje swoją tożsamość wynikającą z relacji międzyludzkich. Ta skomplikowana formuła egzystencji wyeksplikowana poprzez „bycie zawsze w połowie cudzego umierania” nabiera dla Musz ogromnego znaczenia. Tym bardziej człowiek ceniony jest na tyle, na ile jest w stanie odejść wraz ze swoim światem, „gdy nadejdzie pora”.

Anna Maria Musz: „Lot nad miastem”, Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2016, str. 104

Anna Łozowska-Patynowska

 


Przeczytaj też w „porcie literackim” recenzję zbioru poetyckiego Anny M. Musz Odrastamy z kamienia (2011) pióra Wandy Skalskiej