Stanisław Chyczyński
Arcy-dzieło wilka morskiego
Piotr Bednarski przez prawie czterdzieści lat pływał na różnych statkach i promach, stąd marynistyka stała się dominantą jego literackiej twórczości. Potwierdza to najnowsze dzieło kołobrzeskiego pisarza, czyli minipowieść „Rejsy po arcydzieło”.
Jej główny bohater to 24-latek, kresowiak, Polak żydowskiego pochodzenia, który pokochał morze i postanowił spędzić na nim życie. Jego tułaczce po świecie przyświeca jedno najważniejsze marzenie: stworzenie arcydzieła, napisanie książki-Ojczyzny („Ojczyzną moją będzie książka, dlatego piszę wolno, aby nie pominąć czegoś istotnego”, s.89). Wszelako literalne odczytanie tej motywacji nie jest tutaj koniecznością. Ktoś kiedyś spostrzegł, iż dziełem sztuki może być życie człowieka. A zatem stworzymy arcydzieło sui generis, gdy przeżyjemy dany nam czas intensywnie, ciekawie, godnie: konsekwentnie dążąc do doskonałości, podążając za upatrzonym ideałem. Pod tym względem koleje losu i moralna postawa bohatera książki zdają się znakomicie pasować do takiego egzystencjalnego założenia. Albowiem jest on człowiekiem nie tylko odważnym (jak na wilka morskiego przystało), ale też prawym, uczciwym, niezłomnym. Pod naporem najcięższych doświadczeń (np. śmierć nowo poślubionej żony, wyrzucenie za burtę, samotne dryfowanie tratwą przez ocean) nie załamuje się, nie poddaje się złu, nie popada w defetyzm.
Jeszcze á propos arcydzieła… Lektura książki Bednarskiego nasuwa pewne skojarzenia ze zbiorem esejów Wojciecha Wencla pt. „Przepis na arcydzieło” (Arcana 2003). Gdański poeta sugeruje, że chcąc stworzyć jakieś opus magnum, trzeba się uwrażliwić na metafizykę, należy dążyć do Platońskiej triady wartości, czyli do piękna, prawdy i dobra. Bohater omawianej powieści także zdecydowanie hołduje tym wartościom, a świat przedstawiony na jej kartach aż pulsuje od metafizyki. Przyczyną wskazanego wrażenia są filozoficzne komentarze naszego wilka morskiego. Inaczej mówiąc – narracja: pełna aluzji do Biblii i dziejów narodu wybranego (np. „Każdy rejs był ucieczką z Egiptu i wędrówką przez Pustynię”, s. 44).
A skoro o narracji mowa, warto poświęcić trochę więcej uwagi formalnemu aspektowi. „Rejsy po arcydzieło” czyta się jednym tchem, ponieważ są przykładem soczystej, wybornej, smakowitej prozy. Już od pierwszego rozdziału fabuła obfituje w niespodziewane zwroty (zaskakujący koniec franciszkańskiego mnicha Jana), zapętla się szybko i sukcesywnie, nabierając z lekka sensacyjnego posmaku. Bednarski pisze językiem prostym, ale nierzadko poetyckim. Lubi generalizować (np. „Każdy sztorm jest majestatyczny. I przerażający jak ogień na Synaju”, s.44) oraz przyoblekać refleksje w sentencjonalne kształty („Żadna miłość nie jest łatwa, lecz najtrudniej jest kochać morze” (ib.), „Jeden człowiek zniszczył raj, jeden podpali i puści z dymem świat” (s.51) etc.).
Obfitość aforystycznych formuł, liryzm opisów morskiego żywiołu, postrzeganie świata w kategoriach dobra i zła – to walory, które przywołują na myśl prozatorską maestrię Antoine de Saint-Exupéry’go. Dodatkowo takie analogie może budzić samotna walka jednostki z własną słabością, z przeciwnościami losu, z potęgą Natury. Oczywiście, ze względu na tematyczne pokrewieństwo i potoczystość swady, książka Bednarskiego skądinąd przypomina kapitańskie wspomnienia Karola O.Borchardta. Za tym porównaniem przemawia też wyraźny autobiograficzny charakter „Rejsów po arcydzieło”.
Zbigniew Jankowski sugeruje, że mamy do czynienia z opowieścią „realistyczną do ostatniego morskiego rekwizytu” (vide: okładka). Rzeczywiście, autor pełnymi garściami czerpie z otaczających go realiów i z własnych przeżyć, ale uznanie „Rejsów po arcydzieło” za utwór stricte realistyczny byłoby sporym uproszczeniem. Momentami wydaje się, iż Piotr Bednarski był kiedyś pod urokiem opowiadań Brunona Schulza i że coś z dawnego zauroczenia zostało. Mam na względzie wyrazistą aurę baśniowości (spotkanie z Ahaswerem, kuszenie przez demona etc.) tudzież percypowanie Kosmosu w pewnym odpodmiotowym, mistycznym świetle. Jeśli nawet jest to dalekie odbicie „Sklepów cynamonowych”, poważnym zarzutem być nie może, wręcz przeciwnie. Czymże jest tedyż nowe dzieło Piotra Bednarskiego? Z pewnością rozbudowaną parabolą o odwiecznych zmaganiach Dobra ze Złem, o wznoszeniu się na najwyższej fali i zapadaniu w otchłań człowieczego wnętrza.
Latarnia Morska 2 (6) 2007