Izabela Iwańczuk „Koperta bieli”, Instytut Wydawniczy ŚWIADECTWO, Bydgoszcz 2006, str. 48

Категория: port literacki Опубликовано: 07.03.2010


Wanda Skalska

Szalenie trudno jest pisać o miłości – wie o tym każdy odpowiedzialnie układający strofy poeta. Bo ileż wierszy, ileż poematów, ileż tomów o tym powstało, nikt nie zliczy. Powstało, powstaje i będzie powstawać. A każdy utwór szuka własnej szansy niepowtarzalnego zaistnienia, także własnego języka. Bo pojęcia i słowa, zwłaszcza w poezji, bardzo szybko się zużywają – po czasie wyglądając niczym za długo w kieszeni noszony bilon, sprowadzony do postaci wytartej blaszki. Pułapek tu wiele, no i ten nieustanny lęk twórcy przed powtórzeniami. Wszak znamy słynne powiedzenie Heinego: pierwszy, który przyrównał kobietę do kwiatu, był geniuszem, drugi epigonem.
Można zadać sobie pytanie, czy ma, miała tego świadomość Izabela Iwańczuk, autorka tomiku pod obiecującym tytułem „Koperta bieli”. Lektura tych wierszy wskazuje na to, że trochę tak i bardziej nie.
Szczuplutki tomik, zawierający czterdzieści utworów, grawituje wokół miłości właśnie. W rekomendacji Stefana Pastuszewskiego na okładce czytamy o autorce: „Pisze w pewnym lirycznym zatrwożeniu, co jest niewątpliwym urokiem, ale panuje nad językiem, bardzo precyzyjnie 'konstruując' każdy wiersz. Co najważniejsze: w odróżnieniu od innych poezjujących dziewcząt, nie skupia się tylko na sobie i na miłości, a raczej tęsknocie za nią, tylko gromadzi w swym zbiorze szereg obrazów ze świata 'zewnętrznego'. To one przede wszystkim przydają tej propozycji artystycznej cechy oryginalności.”
Cóż, nie do końca tak jest z tą oryginalnością. Bo owszem, mamy tu do czynienia z rodzajem intymnego diariusza, ale diariusz to ze sztafarzem sentymentalnym, sięgającym do słownictwa mocno wyeksploatowanego. Znów mamy tu serca, łzy, różańce, łkania i „gęstwiny smutku”. Ktoś przed kimś klęczy, podmiot liryczny deklaruje wprost: „kocham ciebie”. I niestety, stanowczo tego za dużo.
Lecz zdarzają się i pomyślne poetycko jaskółki. Dzieje się to wtedy, gdy pisząca sięga po sformułowania świeże, niezużyte. Mam na myśli między innymi  „śniegowe bandaże” i „cykady warg”. Pięknie też brzmi linijka „Bogu zostanie przepierka dusz”. Ale tej odwagi za mało i ginie, niestety, w magmie przesłodzonego rozliryczenia.
Bodaj jako jeden z nielicznych poprawnych jawi się utwór „Z nauką”. I przytaczam go w całości:

mam buty i jakoś
przedrę się przez te ciernie
a ty gdy wyjmujesz
kolec pamięci posadź różę

na naszych drogach trzeba
nam zawsze żywych śladów krwi
by nikt nie pomyślał
że nie miał okazji żyć



Latarnia Morska 2 (6) 2007