Piotr Bednarski "Złote chryzantemy", Wydawnictwo MINIATURA, Kraków 2008, str. 120

Категория: port literacki Опубликовано: 05.03.2010


Wanda Skalska

Można powiedzieć, że Piotr Bednarski (rocznik 1938) sprawił sobie poetycki prezent urodzinowy. Mowa o obszernym, bo liczącym 120 stron, zbiorze wierszy „Złote chryzantemy”. Już pierwsze zetknięcie zachęca do lektury edytorską urodą tomu, którego twardą oprawę powleka jasnoszare płótno, zdobione na okładce barwną wyklejką. To walor niebagatelny z estetycznego punktu widzenia.
Lecz bardziej zainteresować powinny zamieszczone między okładkami utwory. Poeta dzieli się z czytelnikiem swoimi rozterkami i spostrzeżeniami (niejednokrotnie  intymnymi) człowieka dojrzałego. To w dużej części spowiedź – przesycona liryczną nutą; czasem bolesna, czasem nostalgiczna, ale zawsze emocjonalnie szczera.
Świadomość przemijania kładzie się cieniem na całej książce. Widzi też Bednarski różnice w postrzeganiu rzeczywistości, przez pryzmat wieku, w opozycji młodość – dojrzałość. Dotyczy to również własnego warsztatu, stosunku do własnej poezji w ogóle. Notuje na przykład w utworze „Szczęście”: Nic świętego w pisaniu wierszy w rzeźbieniu/ posągu nawet w stwarzaniu świata/ To tylko solidne rzemiosło sprzęgnięte z wiedzą o tym/ że jest się kruchym prawie jednodniowym// Tak pisał mając trzydzieści lat.// Teraz ma lat siedemdziesiąt.
Jednak ostrożnie z tą desakralizacją aktów twórczych. W gruncie rzeczy, czego wyraz znajdziemy nie tylko w tym zbiorze, ale i poprzednich książkach, Bednarski nieustannie uwzniośla poezję, przypisując jej cechy niemalże boskie.
Bóg obecny jest we wszystkich strofach Bednarskiego – choć nie zawsze wprost, w kontekstach żarliwych modlitw, zdarzającego się buntu i „sporów” z Najwyższym.
Jak się wydaje, najistotniejsza dla poety – syna stepu (dzieciństwo) i morza (praca, życie dojrzałe) - jest miłość, ta wyższa, duchowa. Ale i ta ziemska, przesiana ludzkimi ułomnościami, która może być (mimo bólu i niespełnienia, a może właśnie dlatego) bramą otwierającą przestrzeń sacrum. Liryczna ścieżka strof Bednarskiego usiana jest symboliką wywodzącą się z kultury chrześcijańskiej. Poeta jawi się poszukiwaczem prawd fundamentalnych, stanowiących o naszym istnieniu. Pewną pomocą w rozpoznaniu tej poezji mogą być słowa klucze i pojęcia, którymi twórca obraca regularnie – np. gwiazda, serce, woda, róża, sumienie, piękno. Oraz wciąż częściej odmieniana przez przypadki triada: starość, samotność, śmierć.
Śmierć, która

Jest w nas od poczęcia
codziennie zjada porcję
naszej kruchości
i nie spocznie
aż strąci w nicość.

Lecz świadomość przemijania i doświadczane przypadłości wieku nie stawiają tamy pewnemu optymizmowi. Jest to trudny optymizm, bo okupiony rozmaitymi cierpieniami (powiada poeta w tym samym wierszu, że bywa znośniej kamieniom/ radośniej trawom). Niejako optymizm na przekór nędzy świata.
Kilkadziesiąt utworów „urodzinowego” tomu to droga wyboista: świadectwo wzlotów i upadków, huśtawek nastrojów, niejednokrotnie sprzecznych postaw lirycznych. Ale wyboista również pod względem warsztatowym. I tu moja drobna „pretensja” do poety. Tycząca nadmiaru repetycji niektórych zwrotów, fraz, a nawet strof. Czego szczególnym przykładem mogą być dwa wiersze („Tylko” - str. 101 oraz domykający tom „Tu – otwarcie” - str. 118), a właściwie jeden, gdyż oba kilkunastowersowe różnią wyłącznie cztery linijki. Gdyby przed drukiem udało się oczyścić zbiór z niepotrzebnych powtórzeń, biłaby zeń jeszcze większa jasność.



Latarnia Morska 2 (10) 2008