Ewa Klajman-Gomolińska "W samym miąższu pomarańczy", Wydawnictwo NORBERTINUM, Lublin 2007, str. 66; "Pędzące noce w wagonach. Opowiadania", Instytut Wydawniczy ŚWIADECTWO, Bydgoszcz 2007, str. 64

Категория: port literacki Опубликовано: 05.03.2010


Wanda Skalska


Autorka nadesłała dwie książki w jednej kopercie: zbiór wierszy oraz zbiór opowiadań. Niestety, nie mam dobrych wieści – ani dla autorki, ani dla potencjalnych czytelników „dzieł” tejże autorki. Prawdę mówiąc wieści są fatalne, stąd cudzysłów.
Zacznijmy od tomiku poetyckiego „W samym miąższu pomarańczy”, który przebrnęłam z trudem, wręcz zmuszając się do lektury. A brnęłam do końca, pędzona cichą nadzieją, że a nuż coś na lepsze się zmieni. Że jednak coś na obronę strof autorki znajdę. Nie znalazłam. Standardową objętościowo przestrzeń zbioru wypełniają teksty jedynie imitujące poezję. To chyba cała paleta grzechów głównych (i pomniejszych) warsztatu oraz języka. Zderzymy się tu między innymi z przerostami sentymentalizmu, nieporadnościami w budowaniu klimatu, operowaniem lingwistycznymi brykami oraz hucpiarstwem metaforycznym (choć samo w sobie hucpiarstwo nie jest złe – jeśli przyjmiemy konwencję puszczania oka, co tu wykluczone).
Jednak chyba najbardziej zirytowało silenie się na kulturowy i filozoficzny sznyt – choćby w wierszach „Tomasz z Akwinu do Fryderyka Nietzschego”, „Percepcja Hegla”, „Mitologia kubizmu”, „Paul Gauguin”. Każdy z tych utworów przypomina pustą tykwę, w której – po wstrząśnięciu – grzechoczą skamieliny banałów.

Nie lepiej jest ze zbiorem trzynastu opowiadań. Już na samym początku Smród zakiszonej poczekalni łapie dziobem powiew ekskluzywnych perfum. To tylko jeden cytat ilustrujący nieporadność stylistyczną. Mogłoby ich być kilka setek.
Wszystkie opowiadania do znudzenia eksploatują impresyjność i oniryzm, chcąc pod tym płaszczykiem przemycić jakieś treści, coś opowiedzieć. Jakie natomiast treści – nie wiadomo. Nie wyjaśniają tego również zagadkowo brzmiące tytuły: „Pędzące noce w wagonach”, „Pędzące noce w folii”, „Przykazanie folii”, „Ukołysane kołyszące długie kuszące spanie”.
Czepiam się? Weźmy wyimek z tekstu „Obraz znad morza”: Morze nigdy nie wyschnie, a jeśli nawet, to pokłady soli zasypią nasze oczy i żołądki, i tak tego nie przeżyjemy. Natomiast nieco dalej przeczytamy: Jej stosunek ze słońcem przerwała biała piana wyrzucona z jelit morza, które zazdrosne o swój arbuz, nie pozwoliło na dalszą kopulację. Słońce próbowało jeszcze dogonić stateczek i oddało kilka pustych promieni, które wpadły w przepaść i zespolenie się nie udało.
Tak niesmacznych i piramidalnych bredni darmo szukać w składzie o nazwie „literatura”. Bo, jak notuje autorka w tekście domykającym zbiór, Nigdy nie widziałam bardziej wyrazistych rysów kręgosłupa egzystencji w brukowym wydaniu po sensownym wylaniu egzaltacji podgrzewanej do granic wytrzymałości kotła do gotowania ducha umarłego poety i podgrzewania uśmiechów losów na co dzień i od święta.



Latarnia Morska 2 (10) 2008