Artur D. Liskowacki "To wszystko", Wydawnictwo 13 Muz, Szczecin 2006, str. 80

Категория: port literacki Опубликовано: 08.01.2010


Wanda Skalska

Szczecinianin Artur D. Liskowacki jest autorem znanym nie tylko na Pomorzu. Sześć lat temu wydał znakomitą powieść „Eine kleine”, cztery lata temu tom esejów „Pożegnanie miasta”. Lecz nie tylko prozą operuje. Jest także (a może przede wszystkim?) poetą. Poetą publikującym zbiory wierszy oszczędnie, bo w okołodziesięcioletnich odstępach. Ostatni tomik („Atlas ptaków polskich”) ukazał się w 1994 roku. Czyli od obecnego, pod znamiennym tytułem „To wszystko”, dzieli nas aż lat dwanaście.
Dlaczego podkreślam ten fakt? Bo jest to jeden z istotnych tropów poezjowania Liskowackiego. Świadczący o tym, że poeta ceni sobie słowo, nie śpieszy się, wyważa wersy. Zapewne doskonale wie także, iż ilość (tak typowa dla wielu wierszotwórców nam współczesnych) nie musi przechodzić w jakość.
Zbiór „To wszystko” zawiera blisko sześćdziesiąt utworów. Jest niezwykle starannie zbudowany kompozycyjnie, znajdując oparcie w trójdzielności. Śródtytuły działów „Jeden”, „Dwa”, „Trzy” odsyłają skojarzeniem do prostej dziecięcej wyliczanki: raz, dwa, trzy, teraz szukasz ty (na kogo lub na co poeta wskazuje palcem? Ha!)
Ta prostota jest zwodnicza i niezwodnicza zarazem. Zwodnicza, bo poeta mówi o rzeczach ważkich (istota egzystencji, przemijanie, śmierć), a niezwodnicza, gdyż każdy inny sposób mówienia o sprawach ostatecznych wydaje się zgrzytem – razi sztucznością.
Najogólniej mówiąc mamy w tym tomie do czynienia z obserwacją i kontemplacją. Budowane obrazy ujmują bogactwem rozsądnie dawkowanych szczegółów. A język poetyckiego komunikatu często odwołuje się do gry słów. Przy czym nie jest to zabawa dla samej lingwistycznej zabawy: poecie idzie o wydobywanie świeżych znaczeń i sensów. Jak na przykład w wierszu „Romans”, gdy powiada w kontekście własnej nieobecności: stała się egzaltowana/ mówi idę się przejść/ ale nie przechodzi.
Znalazłam w zbiorze wiele utworów ujmujących, celnych. A spośród nich szczególnie uderzyły dwa: „Tabliczka dzielenia” (nibychłodny, wiwisekcyjny) oraz „Starzy ludzie chwalą pogodę” (z powściągliwą emocją, lecz niepozbawiony ciepła).
I od pierwszych utworów od razu widać, że tworzył je człowiek dojrzały, świadomy kreślonych wersów.
Notuje poeta w jednym z wierszy bez tytułu:

uspokój się
czas nie ma tu nic do rzeczy
ani do ludzi

otworzyły się drzwi
i książka
na wstępie
możemy jeszcze zostać
tak długo jakbyśmy się zapomnieli
nie żeby zaraz na śmierć
ale na życie

w końcu milczymy
o tym samym
tylko trochę inaczej
(...)

Z chęcią wrócę do tej lektury za jakiś czas. Gdy wiersze trochę uciekną z pamięci, gdy zatrą się ich kontury.

Latarnia Morska 4/2006