Notatki na marginesach (28)

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: niedziela, 08 grudzień 2019

Bartosz Suwiński

KOTLINA. LISTOPAD

1.
Przyszło z wiatrem, licho. Usadowiło się na progu, cicho. Rumor w gałęziach. Świsty i przeciągi. Cięgi i wycia. Wołania i przeloty. Cukrówka traci lotkę. Opuszczone gniazda. Teraz zapisuję nimi kroki, liczę do wiosny. Sąsiad ściął potężny świerk syberyjski i zostałem odsłonięty. Idziemy z Jankiem przez cmentarz, mężczyzna zwraca się do Pani z kiosku, handlującej zniczami: „Stęskniony za wami nie mam co robić”.

2.
W progi. Boży poradnik odzyskiwania radości, czyta Pani na przeciwko mnie, w pociągu. „O, niech Pan patrzy – kawałek za Gorzanowem – owieczki”. Wertuje dziesiąty paragraf: „Wierz, a się stanie”. Pani jest niezwykle chuda, ma biało-czerwoną czapkę, a na kurtce naszywkę „Polska”. Na dworcu. Mężczyzna w roboczej odzieży, popijając żubra: „Teraz to nie mam źle, tą dwójkę zarabiam… W sobotę myślałem, że ja nie żyję, a przyszła niedziela to kurwa umierałem w chuj”.

3.
Pocięte pługiem pola w równe linijki. Bogatki w dzikich różach. Chmary na krzewach. Żółta łąka w kącie kolonii. Butwiejące snopki na froncie leśnego szpaleru. Ule. Różowy, opalizujący kamień. Ślady ciągnika pod wodą. Krowie łajno zwarte i zmarznięte. Puste gniazda przy których pijemy wódkę z S. Pełno blistrów po sudafedzie. „Co można poznać ze świata? Od naszych narodzin po śmierć, jaką ilość przestrzeni możemy mieć nadzieję ogarnąć wzrokiem? Ile centymetrów kwadratowych planety Ziemia dotkną nasze stopy?” (Georges Perec, przeł. A. Daniłowicz-Grudzińska). Gdzie jest nasz świat? Gdzie wychodzi się poza siebie?

4.
Idzie za nami kobieta, która powtarza to, co mówię do Janka. „Najechaliśmy plastik, synku”. „Najechaliśmy plastik – mówi ona – synku”. „Civilized life” na wrzosowej kurtce. Kaptur na głowie. Czarna torba na prawym ramieniu. W białe bohomazy. Brązowa na lewym, a na przedramieniu biała, lniana. Skaj, len, folia. Szesnasty listopad leży w liściach, z przepisem na sałatkę orzechową i przypomnieniem o imieninach Edmunda. Drugie imię od razu zapomniałem. Albo nigdy go nie zapamiętałem. Nieważne. Gnamy mgły gdzie pieprz rośnie. Jeszcze nam się chce. Rytm w cieniu planet.

5.
– Wychowałam dziesięcioro dzieci. Jak szmata do mnie powiedziała to do dzisiaj pamięta jak szmatą dostała. No i sobie radzą. Kierowcy. Dwóch w lesie. I Wrocław, i Poznań. A szyją dziewczyny i swoje dzieci mają. Każde żyje. A u Pani?
– Nie ma co narzekać, nie ma się czym chwalić.
W prawej ręce kula z siatką, w lewej żółta reklamówka wypchana jak becik.

6.
Dynia w bramie. Czarne koty w obejściu. Przy płocie leży martwy szczur. Pies ujada. Smród kur niesie się z wiatrem. Dwie sarny zgubiły się w krzakach przy Nysie. Kowalik sfruwa po łupiny słonecznika. Pociągnięty ciemną smugą wokół oczu. Czy jego kiedyś wybrał spokój?

7.
Wyruszamy z domu. „Dzień dobry, szacunek, jak się młodzież chowa?” – zagaduje nas pierwszy napotkany pan. Potem idziemy oglądać koparki. Operatorzy nas znają, więc tańczą łyżkami, a Janek nie może się oderwać. Kłaniamy się wszystkim, witamy i żegnamy. Idziemy dalej. Jadą tiry z drewnem, więc machamy pierwszemu kierowcy, a ten podnosi dłoń i strzela do nas światłami. Kręcimy koło. Wysyłamy los. Przy wyjściu z kolektury Janek mówi do Pani: „Do widzenia, papa, hej”. Idziemy do Pani Ali do Biblioteki, bo Janek gada jak najęty: „Do Ali, do Ali, do Ali”. „Pani Alu, mówię, niech mu Pani zabierze to autko, wychodzimy”. „Panie Bartku, nie, nie chcę go zrazić”. Bierzemy bajki, żegnamy się, przyjdziemy jutro. Teraz na pociąg. A więc na dworzec. Po drodze bezzębny staruszek mówi do mnie: „Ale się synek ma dobrze, wożą go, mnie to nikogo do pomocy… Przepraszam, że tak mówię…”. „Niech Pan nie przeprasza. A wie Pan, jeździmy tak codziennie, Janek musi zobaczyć pociąg, więc stoimy na dworcu, czekamy na ten do Międzylesia, albo do Kłodzka, patrzymy jak się zatrzymuje, gwiżdże konduktor, machamy mu, a on nam, i patrzymy jak nam maszyna odjeżdża”. No i odjechał. Janek: „Jeszcze, jeszcze, jeszcze”. Podchodzi do nas Pani: „Ale ten pana syn dużo mówi”. „Czytamy dużo poezji”. „Nie, to nie” – odpowiada Pani. Mówię: „Tuwima, Brzechwę, Konopnicką, Fredrę…”. Na co Pani: „A, to tak”. Dobra, idziemy. U rzeźnika Pani mówi: „Tu się każdy czuje uwięziony, a czas stanął w miejscu”. Wracamy do domu. I dociera do mnie najważniejsza lekcja poezji Krystyny Miłobędzkiej. Rezygnacja z przyimków jest rezygnacją z bliskości. Dzisiaj przyimki nas zawstydzają, dlatego jesteśmy obok siebie, a nie ze sobą.

8.
Trupek leży na werandzie, przy moim pokoju dziennym, od końca września. Leży sobie truchło, nikomu nie wadzi, po co to zmieniać? Odwiedzam go codziennie. Inne trupki bardziej niż ten, samotne.

9.
Noc wchodzi we mnie. Nigdy na odwrót. Stoję pod brzozą i słucham jak wiatr szemrze w liściach, trąca przypadkowe tony. Syn śpi. Ciemność gładzi wszystkie kontury. Dym rozprasza samotne słowa. Wiatr to jedyny wyraz. Chwila dyktuje kierunki. „Tylko księżyc odbije się w wodach jak w pieniążkach położonych na przymkniętych powiekach trupa. Potem przyjdzie dzień jak posługacz prosektorium” (Zygmunt Haupt).

10.
S. po lekturze „Zeszytów” Kory piszę o tym, co musiało się w końcu. Rozbudziłaś to. Teraz wobec zdarzeń, które będą Ci się trafiały, stracisz ostrość widzenia ich tylko w jednym kontekście. Szaleństwem jest zatem wydarzenie, które nie wyczerpuje pierwsza, druga i każda inna, interpretacja. „Przypuśćmy, że wypełniły się wszystkie znaki, że człowiek odsiedział swoją karę w języku, że na wszelkie możliwe pytania znalazły się odpowiedzi i wypowiedziane zostało wszystko, co było do powiedzenia; czym byłoby wtedy życie ludzi na ziemi?” (Giorgio Agamben, przeł. E. Górniak Morgan).

11.
Pytanie ze snu. Czy jest miejsce na sztukę w zdesakralizowanym świecie? S. dokłada swoje. Czy samotnością wzmacnia się życie? Czy da się wzmacniać życie pogłębiając mądrość? Nie należy o nic pytać, bo odpowiedź nigdy nie będzie tajemnicą. Tylko z języka nas nie wygonią. Rzeka powie o gościnie, ziemia nic nie powie. Znajdzie dla siebie miejsce.

12.
Trzeba od nowa uczyć się być człowiekiem, i to najpierw dla siebie, a potem dla innych: rodziców, żony, dzieci, przyjaciół, bliskich ale i dalekich, nawet przypadkowych. Ludzi wszędzie pełno – pokaż mi człowieka. Pustka tego spojrzenia zawstydziła Cię, bo zobaczyłeś w nim swoją nędzę. Wchodzą i wychodzą ze sklepu. Pod tym samym niebem czaszki.

13.
Długie dystanse skryte w krótkich. Powściągliwość nagłych spięć. Czy ona coś domyka, a może przeciwnie, otwiera? Skąd przychodzi? W chwili wycofania, czy w momencie wejścia? Czy u niej można się schować, czy raczej odkryć? Do czego jest mi potrzebna? Czy mój ruch jest jej czasem? Czy mówiąc o domu, to ją mam na myśli?

Bartosz Suwiński

 


Przeczytaj też wcześniejsze odcinki „Notatek na marginesach” B. Suwińskiego, wiersze autora w dziale 'poezja', a także w 'porcie literackim' recenzje jego tomików: Bliki (2013), Odpust (2013), Uroczysko (2014), Wyraj (2017), Bura (2019) oraz książki eseistycznej Pory poezji. Koncepcja czasu w twórczości poetyckiej Krystyny Miłobędzkiej (2017)