Piotr Oprzędek - (rocznik 1964) ur. w Myślenicach, poeta mieszkający w Stróży, pracuje w fabryce czekolady WAWEL SA w Dobczycach. Założyciel Myślenickiej Grupy Poetyckiej "Tilia". Debiutował w 1994 r. w "Gazecie Myślenickiej", publikując później m. in. w "Dzienniku Polskim", "Okolicy Poetów", "Radostowej", a także w fińskich pismach "Bohemia" i "Kouvolan Sanomat". Jego utwory znaleźć można w wielu almanachach i antologiach. Wydał do tej pory tomiki Wierszowisko (1996), Ścieżką i autostradą (1998), W kaplicy snów (2000), Słowa (2003), Dziesięć na dziesięć (2004), I nic poza tym (2006), Na skrzydłach porannych aniołów (2007). A teraz otrzymaliśmy wybór wierszy z siedmiu zbiorków - pod przekoncypowanym tytułem Krople odmierzonego czasu.
Przyznaję otwarcie, że mam spory kłopot z omówieniem tej książki. Moje wahania biorą się z faktu słabej przystawalności do literatury wyboru wierszy P. Oprzędka. Zrazu myślałam o rozpoczęciu recenzji spostrzeżeniem o podziale poezji na "zawodową" i "amatorską". Jednak rozróżnienie takie, powiedzmy to jasno, jest sztuczne, jeśli nie wręcz głupie. Poezja jest jedna, a kryterium oceny stanowić może jedynie jakość.
Lecz skąd skojarzenie z "amatorskością"? Gdyż pisanie P. Oprzędka przywodzi na myśl odruchy (i potrzeby) twórcze osobników wrażliwych, choć pozbawionych "iskry bożej". To mniej więcej tak, jak z malarzami niedzielnymi, którzy po ciężkiej pracy w tygodniu odczuwają zew, dając upust swej wrażliwości w niezbornym zamalowywaniu blejtramów. Albo z rzeźbiarzami strugającymi świątki z lipowego drewna.
Wróćmy jednak do konkretu, to jest do wyboru wierszy Krople odmierzonego czasu.
Licząca ponad sto stron publikacja zawiera równo sto utworów poprzedzonych wstępem "W lusterkach czasu" Józefa Janczewskiego.
I z miejsca pierwsze zaskoczenie, gdy spojrzymy na konstrukcję tomu, a też spis treści. Zwykle autorzy, porządkując swój dorobek, kierują się tematami, motywami, tworząc przedziały pod tym kątem. Lub, bywa, układając wiersze chronologicznie. A co zrobił Piotr Oprzędek? Ułożył teksty wedle ordynku... alfabetycznego. W związku tym tytuły utworów zaczynające się na literę "a" są pierwsze, potem na "b" - i tak dalej, do "ż". Dosyć oryginalny pomysł, jednak tu wprowadzający chaos. Bo skaczemy przez to z kwiatka na kwiatek, od Sasa do lasa.
A jak sprawy się mają z samymi utworami - ich budową, zasobem językowym, wyobraźnią, warsztatem wreszcie? Mówiąc oględnie - także dziwacznie. To mało zborne teksty, nasycone "łzami w oknach", "gorącymi sercami", "krzykiem milczenia", "perłami wieczoru" i podobnymi figurami. Nie uświadczysz tu, czytelniku, świeżych metafor; darmo też będziesz rozglądał się za pełniej uderzającą emocją. Język tych utworów jest standardowy, obrazowanie obezwładni cię niewyszukanym opisem - z tendencją do sentymentalizmu, publicystyki, "oczywistych oczywistości". W dodatku strofy nadto często dopinane bywają rymami częstochowskimi.
Coś tam próbuje tłumaczyć we wstępie do wyboru J. Janczewski, lecz więcej znajdziemy w tymże pisaniu ogólnikowych rozważań własnych o istocie poezjowania, niźli o omawianych utworach autora Wierszowiska. Czytamy tu m. in. "Poezja jest jak trop, którym podążamy w poszukiwaniu celu, by nadać sens wędrówce. To są znaki, choc wcale nimi być nie muszą. (...) Poeta-wędrowiec kołuje nad polem swojego widzenia (...). Obrazy są odbiciami odbić, a upływający czas pomaga - paradoksalnie - w ich przybliżaniu i przeglądaniu. Poetycka wizja zatem, jest funkcją pamięci zbiorowej."
Sam autor Kropli odmierzonego czasu odnosi się do tych spraw między innymi w utworze "Replika": ktoś zapytał mnie/ prosto w twarz/ po co światu potrzebni poeci/ wszak nie orzą/ nie dają praw/ zwariowani obdarci asceci// ktoś zapytał mnie/ kolejny raz/ po co wiersze ich i ballady/ wszak nie one/ budują świat/ ponoć piękny i pełen ogłady// odpowiadam/ w imieniu własnym, odpowiadam/ w poetów imieniu/ wy tworzycie zewnętrzny blask/ my tworzymy w sercach płomienie.
Zaś dalej jest dalej i wina do kielicha mi nalej. Lecz po winie nie szalej, bo wino to nie szalej.
Tak, bez dworowania, pociągnać mamy ochotę w zbliżonej stylistyce. Tym bardziej, że autor nas zachęca, konstatując w utworze "Słów umieranie": ileż słów umiera w nas/ nim usłyszą szeptu świt/ są jak ptaki których wiatr/ nie zaprosił w lotu szyk/ skrzydła ich/ błękitu czerń/ nie rozkwitłe kwiatów łzy/ chciały tyle światu rzec/ ale próżny był to zryw.
Na koniec, by była jasność: w żadnym razie nie deprecjonuję wysiłków autora, bez wątpienia szczerych. Chcę tylko powiedzieć, iż bez wyrazistego talentu pewnych poziomów się nie przeskoczy - i na nic tu "zaklinanie" poetyckiej rzeczywistości.
Wanda Skalska
Przeczytaj także w "porcie literackim" [kopia z "Latarni Morskiej" nr 1-2 (11-12) 2009 / 1 (13) 2010] krótkie omówienie zbiorku Na skrzydłach porannych aniołów tegoż autora.