Marek Pieczara "Wizytówka", Wydawnictwo ADAM MARSZAŁEK, Toruń 2010, str. 168

Kategoria: port literacki Utworzono: czwartek, 15 wrzesień 2011 Opublikowano: czwartek, 15 wrzesień 2011

Marek Pieczara - (rocznik 1949) urodził się w Węgrowie. Do niedawna znany głównie jako krytyk i dziennikarz. Publikował w wielu czasopismach. Na początku lat osiemdziesiątych debiutował opowiadaniami w prasie literackiej. Debiut książkowym była powieść Nagła obecność (2009). Rok później ukazała się powieść druga - Wizytówka - przedmiot niniejszego omówienia. Uogólniając: rzecz to dobra i niedobra zarazem, a dlaczego - wyłuszczam niżej.

Rekomendujący Wizytówkę wydawca notuje na okładce m. in. To prowokacyjna, fragmentami nawet szokująca powieść, która nikogo nie zostawi obojętnym. Zaczyna się od gwałtu na młodej dziewczynie, potem napięcie rośnie - w myśl słynnej sentencji Alfreda Hitchcoka - a wszystko okazuje się przewrotnym, współczesnym moralitetem. (...) Wizytówka powstała przeciwko terrorowi moralizatorskiego banału (...). Ale to tylko jeden z wątków tej bogatej znaczeniowo i skondensowanej dramaturgicznie prozy, która wymyka się jednoznacznym określeniom i prostym hasłom. Dzieje się w tej powieści bardzo dużo w sensie fabularnym i psychologicznym. Czytelnik znajdzie tu wiele zaskakujących zwrotów akcji, a stworzone postacie są dynamiczne i wyraziste. (...)
Zapowiedź ciekawa, gdyż z rynkowego punktu widzenia taką być musi. Lecz jak ma się to do rzeczywistości tej prozy?
Na początku przyjrzyjmy się fabule i postaciom generującym zdarzenia.

Wiodące postaci są dwie. Krysia, lat 22, córka wysoko postawionego policjanta, dziewczę zahukane, stanu wolnego, o nijakich ambicjach, niewiadomym uposażeniu duchowym i coraz silniejszym rozchwianiu emocjonalnym. Oraz Tadeusz, lat 44, detektyw, żonaty, dzieciaty, niestroniący od erotycznych przygód, średnio refleksyjny, jednak rozpoznający znaczenie popełnianych czynów.
Czas akcji: współczesny.
Miejsce akcji: Warszawa i okolice.
Historia zaczyna się od wernisażu w galerii, gdzie Krysia wpada w oko Tadeuszowi. Mimo pierwotnych oporów jedzie ze swoim chłopakiem odwiedzić Tadeusza. Tam dochodzi do gwałtu. Na pożegnanie otrzymuje (wsuniętą... między pośladki) wizytówkę, która - ja się okazuje później - należy do właściciela willi, gdzie tymczasowo (za zgodą tegoż) Tadeusz zadokował. Zniewolona Krysia rozsmakowuje się w brutalności Tadeusza, rzuca chłopaka i szybko uzależnia się od dziwacznego związku. Jednakże erotyczne przygody gasną razem ze zniknięciem obiektu pożądania. Frustracja nagle porzuconej z wolna zaczyna przybierać postać osobliwej dewiacji. Rozpaczliwie poszukująca kochanka pannica wpada w dołek, niebawem przemieniający się w psychiczną zapaść. Ląduje w szpitalu.
W miarę rozwoju akcji dochodzi coraz więcej szczegółów. Dowiadujemy się między innymi o seksualnym molestowaniu Krysi przez ojca, głos dają postaci drugoplanowe, w grę wchodzi broń palna, zabójstwo... Jednak opowiedzenie całej fabuły w tak skrojonej prozie mały ma sens. Ot, historia jedna z wielu, która (w sposób mniej lub bardziej prawdopodobny) ma zaciekawić i wciągnąć czytelnika.

Teraz pytanie - jak zbudowana jest Wizytówka od strony literackiej, warsztatowej.
Marek Pieczara, majstrując swą powieść, zastosował trzy narracje, dzieląc całość na trzy nierówne części. Partia pierwsza, największa objętościowo, to narracja pierwszoosobowa - mówi tu Krysia. W drugiej przemawia do nas Tadeusz. Część trzecia, najkrótsza, bezosobowa (narrator zewnętrzny).
Całość dzięki temu zabiegowi domyka się zgrabnie, w każdym razie znajduje uzasadnienie w tak pomyślanej konstrukcji.

I powrót do uogólnienia na wstępie. Stwierdziłam, iż to rzecz dobra i niedobra zarazem. Czyli co policzyć można na plus, a co na minus tej książki?
Niewątpliwie plusem jest zmysł dramaturgiczny autora, umiejętność budowania napięcia - przez jego stopniowanie, dbałość o szczegół, wreszcie rozpisywanie dialogów i monologów (choć nie wszystkich). Ta fabuła istotnie wciągnąć może, bowiem w sporym wymiarze zaspokaja łaknienie poznawania historii naszych bliźnich (już zupełnie inną sprawą jest prawdopodobieństwo snutych opowieści).
Natomiast listę grzechów otwiera słaby język tej prozy, nierzadko ocierający się o mowę rodem z żurnala. Razi nadmiar wulgaryzmów. Woła o więcej potrzeba rozbudowania życia wewnętrznego wiodących postaci, bo ich płytkość (i powszechność społeczno-kulturowych kodów) budzi momentami rozpacz. A - w sporym wymiarze - moralizatorski banał trwa tu nadal.

Reasumując. To powieść na wskroś konwencjonalna, unikająca poszukiwań formalnych. Dominuje tu anegdota, nie język. Brakuje jej własnego, świeższego spojrzenia i - mimo fabularnego dynamizmu, a też momentami ciekawej narracji - ustępuje pola debiutanckiej Nagłej obecności, powieści autobiograficznej tegoż autora.
Zatem co? Czytać Wizytówkę czy nie czytać? Cóż, decyzję zostawiam potencjalnemu odbiorcy.

Wanda Skalska