Rafał Grabiec "O dzieciństwie i kilku mniej lub bardziej udanych próbach samobójczych", nakład własny, Pionki 2011, str. 72

Kategoria: port literacki Utworzono: czwartek, 01 wrzesień 2011 Opublikowano: czwartek, 01 wrzesień 2011

Rafał Grabiec - (rocznik 1980) urodził się w Pionkach. Absolwent wychowania fizycznego. Debiutował wierszami na spotkaniu poetyckim w Staromiejskim Centrum Kultury Młodzieży na krakowskim Kazimierzu. Publikował m. in. w "sZAFie" i "Fragmencie". Organizuje w Pionkach cykliczne "Spotkania w Świecie Poezji". Teraz nakładem własnym, dzięki finansowemu wsparciu Zakładów Chemicznych BOCHEM Sp. z o.o., wydał debiutancki tomik O dzieciństwie i kilku mniej lub bardziej udanych próbach samobójczych.

Niektórzy z poezjujących amatorów, a do takich zaliczyć należy R. Grabca, zachowują jak ćmy krążące wokół śmiercionośnego (dla ciem oczywiście) płomienia świecy. Silne parcie na papier zmusza ich do układania słów w linijki i triumfalnego obwieszczania światu narodzin nowego utworu, który przez układaczy nazwany chce być wierszem. A ów "wiersz" płonie w poetyckiej niemocy. Ratunkiem wydaje się wtedy szybkie wyprodukowanie następnego, gdyż - jak stwierdza R. Grabiec w tekście tytułowym - niepisanie gorsze jest od wrzodów żołądka.
Co później? Autor znajduje sponsora i wydaje rzecz w formie zwartej. By uszczęśliwić potencjalnych czytelników, zaś przede wszystkim siebie. No i recenzentów - jeśli zdecyduje się tomik rozesłać pocztą. Bowiem na dystrybucję księgarską w takim przypadku żadnych szans się nie ma.
A recenzent, cóż, trzyma w garści zbiorek jak gorący kartofel. I zastanawia się: pisać o tym? Czy może nie pisać? I tak źle, i tak niedobrze. Lecz tomik nadszedł, a z towarzyszącego listu wynika, że autorowi zależy na przynajmniej kilku słowach komentarza. Zatem spróbujmy podzielić się wrażeniami po lekturze.

Liczący sześćdziesiąt utworów zbiór O dzieciństwie i kliku mniej lub bardziej udanych próbach samobójczych zawiera spory katalog grzechów. I to poczynając od chybionej typografii, a też nieprofesjonalnego składu (co nagminne przy wydaniach prywatnych).
Na pierwszy plan wybija się, gdy o warsztat idzie, niezborność strof i spowszedniałe słownictwo. Spowszedniałe lub puszczone "na żywioł". Konia z rzędem temu, kto rozwikła na przykład zagadkę wersów jak pułapki gryzą uciekinierów o wyflaczałych umysłach/ opancerzone racje przybite do tablic informacyjnych albo zachwyci się tym, że narządy płciowe ciężko oddychają. Opór też budzą (choć nieco innej natury) linijki w rodzaju cwał namiętności i galop oddechów oraz rozmowa o miłości zgniła/ z ostatnimi liśćmi. A takimi figurami stronice za gęsto są utkane.

Jednak kłopoty językowe autora byłyby dla odbiorcy do zignorowania (a przynajmniej warunkowego odpuszczenia), gdyby teksty dały się przekonać klimatem, treścią, przesłaniem. Niestety i tu klops.
Podmiot liryczny tychże utworów jawi się słaborefleksyjnym bytem przykrojonym do formatu telewizora objawiającego sieczkę. Całkiem interesujący tytuł książki źle spełnia swoją obietnicę. Dzieciństwo, owszem jest, lecz skrojone standardowo, zaś próby samobójcze (odczytane przeze mnie w tytule jako zapowiedź głębszych egzystencjalnych rozterek) kończą się - by obrazowo rzec -  skokiem w literacką przepaść.

A do tego wszystkiego jeszcze jeden absmak. Instrumentalne traktowanie przeciwnej płci. Tu "karty rozdaje" typowy macho, dla którego kobiety są jak brudne prześcieradła (w wierszu "na pustyni pożądania w lesie ciszy") lub jak ośmiornice/ zarzucają macki na penisa (wiersz "bombonierka"). Daruję sobie cytację wersów odnoszących się do erotyzmu i seksu. Po prostu wulgarność dla samej wulgarności nie mieści się w mojej estetyce.

Mimo wszystko nie chciałabym kończyć krótkiej prezentacji tomu w nastroju dołującym. Gdyż nie wszystkie utwory R. Grabca zniechęcały czy odstraszały. Pośród kilkudziesięciu znalazłam kilka poprawnych, a nawet dosyć udanych. Jak utwór "dzwonię - odbierasz". Przytaczam w całości.

guzik wciśnięty
dzwonię

czekam
aż ktoś odbierze
mnie z poczekalni
rzeczy zagubionych

czekam
sygnał kapie z kranu
cuchnie eterem

czekam
aż ktoś podniesie
mnie z kolan
przy ołtarzu

czekam
odbierasz
słyszę
"pomyłka"

Wanda Skalska