Borysław Bednarski "Biały gubernator", Wydawnictwo MINIATURA, Kraków 2007, str. 96

Kategoria: port literacki Opublikowano: niedziela, 14 marzec 2010


Leszek Żuliński

Smutne, piękne życie

Borysław Bednarski prezentował już swoje wiersze na łamach „Latarni Morskiej”. Jest młodym, 32-letnim lekarzem z Kołobrzegu. Tym bardziej więc cieszymy się z jego szybkiego debiutu książkowego – w krakowskiej oficynie Miniatura ukazał się tomik tego autora pt. Biały gubernator.
To „dziwne” wiersze; osobliwe, po pierwszym czytaniu nie dające jeszcze jasnych definicji na swój temat, pozostawiające w czytelniku sporo znaków zapytania. Chyba dlatego, że są wylewnie rozgadane i na ogół stanowią totalną metaforę, tzn. całe są metaforą. Takie totalne ich rozebranie na język sensów wymaga więc pewnego dystansu, namysłu – ale przynosi satysfakcję.
Jest to poezja egzystencjalnej traumy. Niemal u sufitu w każdego wiersza wisi jakaś siekiera, której niebezpieczne wahania obserwujemy. Lęk, cofanie się w siebie, zaszczucie, obawa, autoredukcja, wewnętrzne skulenie...
W wierszu "Nie myśl o tym" taka puenta:

Zapadam się czasem w takie miejsca
Skąd tylko na mięśniach ścięgnach
I kościach własnych słów
Mogę uciekać uciekać uciekać...

Ta strofa znakomicie obrazuje nastroje, o jakich wyżej. Ale też jest to strofa ciekawie autotematyczna – ona określa rolę tej poezji. To ona, to wiersz, to słowa są narzędziem eskapizmu, cofania się, rejterady. Ale czym jest poezja, która nie ocala? Jest elementem składowym świata nieakceptowanego; tak więc wszystko tu wiedzie do nihilizmu jako doktryny fundamentalnej dla tej twórczości.
Tuż obok cytowanego utworu, na sąsiedniej stronie jest inny, zatytułowany Szwacz. To „scenka” z jakimś biedakiem, który w piwnicy szyje worki, pogrążony w ciemnościach, zgarbiony, niemal niewidomy. I jego wyznanie:

Pragnę mało.
Żeby o mnie zapomniano.
Żebym do śmierci me życie spokojnie doszył.

Proszę zwrócić uwagę na znakomity w tym akurat wierszu „kalambur sytuacyjny”: doszył a nie dożył. Ale znowu, jak w poprzednim wierszu, ta sama rozpacz – „piwniczna” atmosfera egzystencji, życie ćmy z widokiem na mroczny stos finału. Nawet jeśli gdzieniegdzie pojawiają się uczucia ciekawsze lub piękniejsze, to odsłaniają one swoją złą stronę medalu, jak ta melancholia, która wpuszcza swoje kłamstwa w skroń.
Tak, sceneria tych wierszy to duchowy krajobraz po bitwie. Bitwą jest wszystko; bitwą jest życie, jest los. Mało pociechy, mało nadziei, mało wiary. Ten pejzaż jest ciemny, pesymistyczny, głęboko zraniony świadomością nieodwołalnego, mrocznego końca, a jednak znakomicie relatywizowany intelektualnie dzięki poetyckiej pomysłowości inteligentnej grze sensów. Np. wiersz pt. "Ring" zaczyna się takim oto dystychem:

Wyprowadź kilka prawych prostych.
Prostota mówią jest piękna.

Przecież tu mamy do czynienia z żartem poetyckim ocierającym się o sarkazm. A więc pojawia się jakiś dystans, a on sygnalizuje niezgodę, bunt przeciw sytuacjom straconym. Całe szczęście, bo rozpacz czysta, akceptowana w poczuciu nieodwracalności losu jest bliska „milczeniu owiec”; tu jednak mam do czynienia nie z nagrywaniem głosów spod ściany płaczu, lecz z czynnym, zaangażowanym opowiadaniem parszywości życia. Bohaterami wielu wierszy jest „osoba trzecia”, „ktoś”, w ten sposób autor wykracza poza swoje prawdziwe lub kreowane ego, opisuje wierszem przypadki życiowe ludzi, co wnosi do jego wierszy kolejną relatywizację: jest to poezja empatii przyjmująca na siebie rolę „fotografii socjologicznej”. W jakiejś mierze – poezja służby ludziom.
Ze sporą ciekawością można też podczas lektury tego tomiku tropić znikome sygnały zdradzające autora-lekarza(ciało to tylko śpiwór dla duszy) – ta „poezja ciała” i „poezja duszy” to prawdopodobnie toposy szczególnie tu istotne z punktu widzenia autora. No i garść erotyków, czułych, pięknych, albo czułych i śmiałych, jak np. wiersz "Bliskość", do którego zapewne wielu czytelników wróci po kilka razy...
Tak, to „dziwny” tomik... O ciężkich nastrojach, ale też licznych rozbłyskach chwil dobrych, tomik niewiary, beznadziei, ale jednak w swym kreacjonizmie artystycznym poruszający jakąś siłą życia i wigoru. Jak to możliwe? Ach, w bardzo prosty sposób: ta poezja jest brana z prawdziwego życia, a prawdziwe życie jest właśnie takie.
Pierwsze koty za płoty. Myślę, że Borysław Bednarski będzie w gildii lekarzy piszących postacią znaną i cenioną.


Latarnia Morska 2 (6) 2007