Eliza Segiet „Romans z sobą”,Wydawnictwo SOWELLO, Rzeszów 2014, str. 146

Kategoria: port literacki Utworzono: poniedziałek, 30 czerwiec 2014 Opublikowano: poniedziałek, 30 czerwiec 2014


Jolanta Szwarc

WIERSZE W ŚWIETNYM OPAKOWANIU

Tytuł Romans z sobą tomiku wierszy Elizy Segiet umieszczony na sztywnej, kolorowej oprawie książki, nie dość że trudny do wymówienia, to jeszcze brzmi trochę dwuznacznie. Książka otwiera mi się na stronie z artystycznym zdjęciem upozowanej na poetessę autorki. Pod nim nieczytelny kłębek linii, w którym domyślam się podpisu. Potem wstęp Piotra Mroza, obiecującego czytelnikowi spędzenie czasu z tomikiem wyjątkowym, z „poezją refleksji o najdonioślejszym charakterze” (…)

„To poezja powszechnego w jednostkowym. Tak ujmowali ją Eliot i nasz Herbert, tak myśleli o mowie mówiącej (i doświadczającej) poeci metafizyczni i Dickinson”.

Tak pozytywnie nastrojona przeszłam do pierwszej części tomiku  „Kobieta skąpana w marzeniach”. Tytuł ten obejmuje trzydzieści jeden wierszy, w których najczęściej pojawia się żeńskie „ja” liryczne. Kobieta „Zagubiona”, pełna sprzeczności, ciągle poznająca świat. Kobieta zawieszona miedzy pożądaniem a jego brakiem. Emily Dickinson pisała: „Skoro nie mogłam mieć Wszystkiego - / Nie dbałam o brak mniejszych Rzeczy.” Egzystencja na ziemi wpycha nas w objęcia Wszystkiego, ale szybko się okazuje, że to tłuste Wszystko zaczyna chudnąć. Niemożliwością jest wejść w posiadanie Wszystkiego. Dlatego zauważamy, że jesteśmy przez życie skubani, a za nami ścielą się pióra niedostatków – braków. Czterdzieści córek „Cara NikityAleksandra Puszkina już urodziło się z brakiem bardzo istotnym dla ich płci, co poważnie zatroskało ojca, bo „czegoś im niedostawało”. Skojarzył mi się ten utwór Puszkina z wersem E. Segiet oto ja – kobieta z niedostatkiem. Przepraszam, tak się jakoś dzieje, że niestosowne myśli pchają się na pierwszy plan. Wrócę może do początku wiersza. Zagubiona w bezkresie namiętności, / owładnięta miłością / szukam zrozumienia. Dobrze. Odpowiadając na apel, postaram się tę zagubioną kobietę zrozumieć. Zrozumienia szukam w „Augustiańskiej kryjówce”. Święty Augustyn w swojej wewnętrznej kryjówce doznaje przemiany. Znajduje sens życia w Bogu. Odtąd nieważne stają się ambicje, żądza zysku i tarzanie się w cielesnych namiętnościach. Sprawa podmiotu lirycznego, kobiety, wydaje się bardziej skomplikowana. Ona mówi – Uskrzydlona miłością / pędzę do ciebie po / spełnienie, po czym następuje zastanawianie się nad swoją kobiecością. Nad dojrzewaniem, odkrywaniem siebie, skrywaniem miłości, której nie da się ukryć i czekaniem na znak. Ten oczekiwany wcale nie jest pochodzenia niebiańskiego, lecz ziemskiego.

Ta kobieta w relacjach męsko – damskich żyje teraźniejszością, a przede wszystkim przeszłością. Pragnie, żeby wróciło coś, co się nie wróci. „Skąpana w marzeniach” chce je urzeczywistniać. Tego, za którym tęskni – wywyższa. W kawiarni „Na Krupniczej” spotykają się On Ktoś i Ona Nikt. /…/ chyba nie udają. / Być może Ona Nikt chce lepiej wypaść, / chce, by jej myśli były wypowiedziane mądrze. / Nieopacznie powiedziała do niego: „Kochanie”. / Nie zareagował. / Może już wcześniej / wiedział, że jest kochany? Ona Nikt – jaka niska ocena kobiety – tam w kawiarni i w innym wierszu, gdy mówi: Wpatrzona w jego błękitną koszulę / uczyła się jeść. / Karmił ją / potrawami, których nie znała, / razem sączyli wino, / którego nigdy wcześniej nie smakowała. Teraz kiedy zakrada się do jego świata w nadziei, że ją zauważy, ma platońską świadomość zmienności rzeczy i trwałości idei. On jest, a jakoby go nie było. Coraz bardziej wyidealizowane są wyobrażenia o miłości. Ta miłość zdominowała bohaterkę. Zamyka się z nią, ale „Nektar umysłu” bezszelestnie otworzył drzwi do niej samej. / Powiew miłości zmienił ogląd jej świata. Poił ją nektarem umysłu. Zamknięcie i otwieranie drzwi jak u Dickinson. Czasami kiedy duszno, trzeba wpuścić trochę świeżego powietrza.

Kiedy bezszelestnie, bosymi stopami / podeszła do niego / chcąc zajrzeć tu, gdzie jej nie wolno. /…/ nie czuł jej obecności. Dwoje samotnych. On zapewne z konieczności, ona z wyboru, a może z obowiązku – myślę czytając: A ty jesteś już tylko moim bólem / i zdjęciem na komodzie. Może tkwi również w zasuszonym kwiatku. Teraźniejszość ucieka w przeszłość, ale przecież jest jeszcze przyszłość, jeśli się dobrze postaramy, może być lepsza. Kiedyś zawsze było przed następstwem. Dobre kiedyś teraz domaga się decyzji, żeby wrócić do życia, bo dobre kiedyś nie zabija. Na obrączce wygrawerowała pożegnanie. Syntezę serca i rozumu. W gruncie rzeczy została pustka. Ta myśl kończy pierwszy rozdział.

Czas na malowanie następnego obrazu, a obraz zaczyna się od kropki. Może tą kropką jest uświadomienie sobie przemijania. Niektórzy przemijają ze stoickim spokojem, inni – jak podmiot liryczny w wierszu „Centymetr” – buntują się. Krzyczą – Już nie rosnę!/…/  Usycham! /…/ Ja tak nie chcę! /…/ To niemożliwe! Czy to przemijanie? Bezradnie pytają: Dlaczego? /…/ Czy już nie mogę mieć planów? /…/ Kiedy przeminęło moje „bycie w świecie”? Odpowiem – skoro bohaterka pyta, to jeszcze nie przeminęło. Ciągle idzie, jeszcze nie zeszła z akweduktu życia, niesie w sobie świat myśli / spojonych z okruchów własnych odczuć. Dźwięczy dzwon Zygmunta, przesuwają się krakowskie uliczki, kawiarnie, Lawendowe Ciotki, czas przechodzi z przestrzeni w przestrzeń. Język z ballady „Świtezianka” Adama Mickiewicza – „Jakiż to chłopiec piękny i młody?” przechodzi do „Niebiańskiego znaku” Elizy SegietJakiż to malarz tak pięknie maluje? Brzęczy piosenką dwuwers – Są słowa, które chcę powiedzieć / i pomalować nimi świat – tak odpowiada poetka na wezwanie zespołu „Dwa plus jeden” – „Chodź, pomaluj mój świat / na żółto i na niebiesko”.

W ostatnim wierszu „Cisza” E. Segiet pisze: Po spektaklu owacje - / za talent. // Po piosence oklaski - / za wykonanie // Po wierszu / cisza / i czas kontemplacji. Tak marzą artyści. Jednak nie zawsze tak się dzieje. Bywa, że po spektaklu nie ma owacji, bo się nie podobał i są pomruki niezadowolenia. Złe wykonanie piosenki może wywołać negatywne zachowania publiczności, brak oklasków a nawet gwizdy. Wiersz też nie każdy zasługuje na kontemplację. Samo wyjście na estradę, wygłoszenie lub wydrukowanie wiersza nie jest jeszcze powodem do aplauzu i zadumy. Autorka tomiku Romans z sobą pomimo odniesień do filozofii i filozofów zdecydowaną większością wierszy nie wzniosła mnie na wyżyny poezji. Rzeczywiście, „Donikąd” nie doprowadzi maskarada myśli i uczuć, a czy daje oddech? Co zostanie, gdy skończy się zabawa i zdjęte zostaną przebrania i maski? Może dlatego, że nie zawsze poetka chce być sobą i tylko sobą, wiersze wywołują podejrzenia o nieszczerość. Sama autorka w jednym z końcowych wierszy „Anioły” zwraca się do nich o pomoc. Anioły mojego niepokoju / zdejmijcie pozory, / odsłońcie prawdę, / nie pozwólcie bawić się uczuciami, /…/ nie pozwólcie na złudę, / a kiedy tracę kontrolę - / uszczypnijcie. Trzeba było te Anioły wezwać przed przystąpieniem do pisania wierszy i niechby szczypały.

Nie da się również ukryć banałów, od których rojno i gwarno. Proszę przyjrzeć się wierszowi „Ściana mądrości”. Intelektualne podpory / stojąc na półkach / pokazują swoje grzbiety. // Różnobarwna ściana mądrości / uśmiecha się / próbując zachęcić… Nad czym tu kontemplować? Poetka spersonifikowała książki, wrzuciła parę epitetów i zostawiła czytelnika właściwie z niczym. Podobnie nic odkrywczego nie ma w wierszu „Teraz już wiemy”. Kontemplując przeżyty czas / wiemy, że mogło być inaczej. / Ale tylko mogło! / zawieszeni w meandrach swojego Ja / popełniamy błędy, / nie wiemy, co robimy źle. // Wystarczy chwila,/  żeby przekreślić całe życie. Oczywista oczywistość. Tak samo wiemy, że na płyciźnie nie należy skakać na główkę i że dziecko można począć niechcący.

Niektóre utwory, jak „Malarz” niosą z sobą humorystyczne skojarzenia. Poznałam malarza bez pędzla. Jaki tu kontrast ze starą przyśpiewką – „Malarz maluje, z pędzla mu kapie, uważaj panna, bo cię pochlapie.” I dalej – widziałam psa / kryjącego się / w bezpiecznych ramionach przyjaciela. // Przy dźwiękach rytmicznego tańca życia / wspólne wędrówki / i śpiew psa. // Dobrze, że mają siebie, / a malarz / bez palety / maluje różnymi barwami / słów. Sama dosłowność, jednoznaczność, wszystko podane jak na dłoni. No, może z wyjątkiem tajemniczego „śpiewu psa”.

Interesujący jest od strony językowej fragment wiersza „Barwy pustyni”. Jednogarbny tubylec niosący na sobie pasażera / i jego właściciel, / który na wodzy kieruje swoim pojazdem, / grzęznąc w gorącej pustynnej rzece.

Jeśli jeszcze do tego dodamy silące się na poetyczność słownictwo – namiętny pocałunek, niebiańska moc, niebiański zygzak, niebiańskie moce, kwiat rozkoszy, rozkosz chęci, chwasty trosk, czar wspomnień, czar świata, wonny czar, otchłań niewiedzy – to dochodzę do wniosku, że najlepszym podsumowaniem tomiku Elizy Segiet będzie jej wiersz „Tara”.

Dotknęłam marzeń - / były piękne. // Dotknęłam prawdy - / była okrutna: / pustka obleczona / w piękne ciało. // Brutto, netto, / a została tylko - / tara.

Eliza Segiet „Romans z sobą”,Wydawnictwo SOWELLO, Rzeszów 2014, str. 146

Jolanta Szwarc