Henryk Livor-Piotrowski
DRZEWO WILEŃSKIE
chodzę po świecie
z liściem zerwanym przed laty
nie znam jego imienia
ni urodzin daty
nie wiem jakie go słońce
zieleniło wiosną
nie znam deszczu
co karmiąc
pomógł mu wyrosnąć
ani ptaka
co pod nim
o poranku kwilił
z krótkiego życia liścia
nie znam ani chwili
a drzewo zerka ku mnie
owocem złociście
nie mogąc mnie odróżnić
od własnego liścia
PRZED PODRÓŻĄ
kiedyś wszystko się spełni
i wszystko będzie dobrze
stary imbryk zadudni
szary kot się obudzi
wielki spokój zalegnie
owego popołudnia
i droga biała błyśnie
od gór aż do morza
lecz jeszcze się nie pakuj
przygotuj się godziwie
masz tu krzesło wytarte
pomyśl dobrze o nim
masz tu wieszak i lampę
masz podłogę znajomą
okno bardzo wysokie
aż do chmur i dalej
dopiero gdy za drzwiami
ktoś zaśpiewa znienacka
pocałuj wierny ogień
bo na ciebie już czas
SCHODZĄC W DOLINĘ
więc to tak wyglądacie
w tym odcinku czasu
który dano mi przeżyć
więc tacy jesteście bracia
w powietrzu na dworcu
na drodze w górach
na wodzie w knajpie
w lesie i na polu
wasze oczy twarze i ręce
takie są
wasze łzy uśmiechy
kroki goniące uciekające
wasz ból miłowanie zawiść
pociecha odwaga tchórzostwo
takie są
więc to tak kochani wyglądacie
kiedy patrzę na was
przez korony wilgotnych drzew
o wieczornym słońcu
schodząc w cichą i łagodną dolinę
ODEJŚCIE
przywiązany światłowodem
do słupa rtęci
łapczywie bezradnymi kęsami
kaleczy słoje nocnego powietrza
nagle wlewa się zewsząd
ukwiecona słoneczna dolina
gdzie młoda diakonisa
urodzona w 1720 roku
zbiera pracowicie zioła
podśpiewując cichutko
jakby się nic nie stało
w tej właśnie chwili
poranione słoje powietrza
zabliźniają się błyskawicznie
Latarnia Morska 2/2006