O Zbigniewie Krupowiesie

Kategoria: pisarze nieobecni, książki zapomniane Opublikowano: czwartek, 31 grudzień 2009

Teresa Tomsia


Poeta „zamkniętych drzwi”

Zbigniew Krupowies urodził się 19 marca 1939 roku w Brześciu nad Bugiem. Dzieciństwo przeżył w Marcinkańcach w powiecie grodzkim, skąd w maju 1946 roku – jak wielu innych przesiedleńców – przybył do Świdwina. Jego matka Antonina, z domu Malewska, zajmowała się gospodarstwem, ojciec, Bolesław, pracował na kolei. Po ukończeniu szkoły podstawowej Zbyszek wyruszył na naukę do Gdyni, aby zostać marynarzem. Przez cztery lata zdobywał fach nawigatora morskiego, ale zmienił decyzję tuż przed maturą i świadectwo dojrzałości otrzymał w liceum ogólnokształcącym w Szczecinie.
Po odbyciu służby wojskowej wrócił do Świdwina, gdzie rozpoczął pracę w Lidze Obrony Kraju, następnie w szkole podstawowej jako nauczyciel. Próbował różnych zajęć. Nie potrafił zagrzać miejsca, ciągnęło go w drogę, chciał doznać wszystkiego. Niecałe dwa lata był referentem w Prezydium Rady Narodowej, przez prawie pół roku pełnił funkcję kierownika Gromadzkiego Ośrodka Kultury w Tychowie, był pracownikiem administracyjno-gospodarczym w przedsiębiorstwie Budownictwa Rolniczego, murarzem, ratownikiem wodnym, kopaczem rowów. W marcu 1968 zawarł związek małżeński, który jednakże nie trwał długo. Po kilku miesiącach opuścił Poznań i wrócił do Świdwina. Wybierając los cygana powodował ciągłe konflikty w środowisku małomiasteczkowej stabilizacji.
W tym czasie miał już pewien dorobek literacki oraz widoczne zainteresowanie amatorskim ruchem artystycznym. W przeniesionym do odbudowanego zamku domu kultury znalazł zatrudnienie jako instruktor i chociaż pracował na etacie zaledwie dwa sezony, to jego kilkuletnia społeczna współpraca w organizowaniu różnego rodzaju imprez kulturalnych (m.in. spotkań Klubu Twórczego „Baszta”) przyniosła wiele korzyści miastu. Teatr Poezji „Kontrasty”, z którym przygotował kilka premier („Sydonię” Stanisława Misakowskiego, „Kram z rodzimą poezją” i in.) okazał się ciekawą propozycją. Idea tego teatru w nieco zmienionej formie przetrwała do dziś, o czym świadczą kolejne przedstawienia realizowane przez pracowników domu kultury.
Okres działalności kulturalnej w Świdwinie przyniósł poecie najwięcej sukcesów twórczych. Proces aktywnego rozwoju został jednakże przerwany koniecznością odsiedzenia kary za nie spłacone alimenty. Pensja instruktora kulturalno-wychowawczego tak jak i dziś wynosiła niewiele, kłopoty materialne dość często dawały mu się we znaki. Po powrocie do pracy nie powtórzył już poprzednich osiągnięć reżyserskich ani w Koszalinie, ani w Łobzie, gdzie także mieszkał przez krótki czas. Ostatnie dwa lata życia Zbyszek spędził w Połczynie Zdroju, prowadząc działalność kulturalną w uzdrowiskach. Sublokatorskie pokoje, służbówki, stancje musiały spełniać rolę domu. Miesiąc przed nagłą śmiercią otrzymał wreszcie z urzędu miejskiego w Świdwinie wiadomość o przydziale mieszkania ...
Niezależnie od swojej pozycji życiowej Krupowies czuł się zawsze poetą, podkreślał to na każdym kroku. Uczestniczył wielokrotnie w spotkaniach Korespondencyjnego Klubu Młodych Pisarzy, snuł projekty wydania nowych almanachów poezji, tomików, scenariuszy, po czym znikał, nie zostawiając nikomu adresu. Gdy zjawiał się, zaczynał wszystko od nowa. Taki miał styl. Kto go znał, nie dziwił się temu. Jeździł na turnieje poezji, skąd wracał najczęściej z jakimś laurem (1974 r. – II nagroda na IX Ogólnopolskim Festiwalu Poezji w Łodzi, 1977 r. – I nagroda w Turnieju Jednego Wiersza w Częstochowie). Często recytował ulubione wiersze Sergiusza Jesienina: „Spowiedź chuligana” i „List do matki”. Znajdował w nich coś z siebie. Dla ruchu recytatorskiego zrobił rzeczywiście wiele. To była jego pasja. Cieszył się również z sukcesów aktorskich i poetyckich swoich wychowanków z teatru poezji.
Wiersze publikował od 1964 roku, kiedy to debiutował w tygodniku „Zarzewie”. W następnych latach drukował sporo w czasopismach społeczno-literackich, w „Pobrzeżu”, „Kamenie”, „Poezji”. Koszalińskie konkursy literackie w 1969, 1974 i 1977 roku przyniosły mu nagrody za zbiory wierszy w maszynopisie. Miał też kilka druków w wydawnictwach zbiorowych: „Koszalin Literacki” – jednodniówka literacka „Zapisek Koszalińskich”, „Almanach Literacki KKMP” – LSW, „Malowanie w przestrzeni” – Wydawnictwo Poznańskie, „Koszaliński Arkusz Poetycki” – wydanie specjalne „Głosu Młodzieży”, „Twarzą do słońca” – almanach młodych ZG ZMW i Krajowej Rady KKMP. Jedyną natomiast publikacją indywidualną, wydaną za życia poety jest arkusz poetycki „Bruzdy” zamieszczony w periodyku społeczno-kulturalnym „Profile Kultury” 1977/2.
W ostatnim okresie życia Zbyszek starał się nadrobić to, co zaniedbał: przygotować do druku zbiorki swoich wierszy. Z informacji podanej w notce biograficznej wynika, że złożył trzy tomiki: „Z liter alfabetu”, „Dłonie pełne światła” i „W ścianach wiatru”. Nie ukazał się drukiem żaden z nich. Jedyny zbiór wierszy udało się wydać po odzyskaniu maszynopisów i rękopisów od rodziny poety w Koszalińskim Towarzystwie Społeczno–Kulturalnym w 1992 roku jako spuściznę pośmiertną „Zanim zaczniesz mówić”.
Poezja Zbigniewa Krupowiesa ma już swoje stałe miejsce na mapie kulturalnej Pomorza Środkowego. W równym stopniu co twórczość, mocno związana z biografią poety, intrygowała jego pobudliwa osobowość – powodująca u jednych zachwyt, u innych negację. Za oręż wybrał słowo, pytając o sens mówienia prawdy. W wierszu: „Dialog z poetą” sformułował wprost to pytanie:

jak to jest – proszę pana – z tą
wolnością słowa
w XX-wiecze naszej inkwizycji?

Głosił, że trzeba poznawać świat, przenikać go całym sobą. Był człowiekiem nie znoszącym stagnacji, pociągał go ruch. W głębi ducha czuł się wędrowcem, żeglarzem. Motyw morza i żeglowania pojawia się często w jego wierszach. Słowo staje się w nich żaglem, dzięki któremu można zdążać ku wiecznie nagim wyspom bez żadnej przystani. Nie chciał uzależniać się od ludzi, miejsc ani rzeczy. Pragnął być wolnym, nieuchwytnym. Wędrówkę nosił w sobie. Ciągle gotowy do drogi utwierdzał poetycko swoje przeznaczenie.:

tam
gdzie są drzwi zamknięte
nie pukaj zbyt długo
(...)
tylko sprytni jak zwykle
pojadą na gapę
(...)
lepiej z gwiazdą wędrować
po przedsionkach nocy
i budzić psy uśpione

(„*** tam gdzie są drzwi zamknięte”)

Trzydziestoczteroletni wymazany ze wszystkich map – tak pisał o sobie w wierszu wyróżnionym na Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Jana Śpiewaka w Świdwinie w 1974 roku. Pukanie do miejskich urzędów z prośbą o własny kąt kończyło się zwykle niepowodzeniem. Nie jestem zresztą pewna, czy chwytał za klamkę urzędów. Szukał miejsca dla siebie na własny rachunek. Uważał się za poetę „zamkniętych drzwi”, stojącego „z tamtej strony”. Przyjął rolę outsidera, która z czasem stała się koniecznością. Drapieżność sąsiaduje w wielu strofach z sentymentalizmem, mit świata z jego rzeczywistym obrazem. Pytanie o cel ludzkiej egzystencji przybiera formę pokoleniowego wyznania:

hałaśliwi w przededniu padających świątyń
jakie wasze imiona
kto o nie zapyta

w tym biegu
tak bezładnym
szaleńczym
i długim
nikt już nie wie

gdzie
po co
dlaczego biegniemy

(„Hałaśliwi w przededniu”)

Zamiłowanie Krupowiesa do sztuki recytacji wywarło mocne piętno na języku poetyckim, jakim się posługiwał. Aby uzyskać nutę melancholii, korzystał z rymów i powtórzeń balladowych: kołysz się kołysz trzcinowa kołysko(...), co z wody wyszło, to spopieli ogień (...), co z ognia wyszło rzeka w dal poniesie (...), co z ognia wyszło, w wodę się zamieni (...), ty jesteś moją gwiazdą gwiazdą ostateczną. Naukę ironii czerpał wprost od Andrzeja Bursy. Stopniowo rezygnował ze stylizacji i harmonii rymów na rzecz mowy bezpośredniej, czasem wulgarnej, oskarżającej rzeczywistość, jak w wierszach: „Miłość przychodzi do nas z drogerii” i „Osłonięcie”. Gdy próbował naśladować, tracił jad. Pozostawała mu więc kpina z samego siebie: po nas zostanie stos wierszy spalonych i wielkie morze nie wypitej wódki.
Był poetą samotnym, walczącym o racje bycia swojej kipiącej natury w ciasnych ramach kultury małomiasteczkowej. Wtedy prawdziwie bronił prawa outsidera, choć czasem przybierał pozę „niekochanego”, co przecież nie było prawdą. Innej roli dla siebie nie widział, nie uznawał kompromisu. Działacze kultury w Świdwinie do dziś wspominają jego wyczyn, gdy w 1974 roku podczas konkursu poetyckiego wyrecytował przed publicznością zatrzymany przez cenzurę wiersz „Polowanie na drobną zwierzyną”. Historia ta rozpętała burzę – musiał zapłacić grzywnę, zabroniono mu też na jakiś czas uczestniczenia w imprezach o szerszym zasięgu.
Tego typu wydarzenia opowiadane na ucho powiększały zainteresowanie jego osobą i tym, co pisze. Sycił się tą atmosferą, potrzebował jej, żeby istnieć. Jednak nie o manierę tu chodziło. Zawsze reagował spontanicznie. Pewien młody twórca zwrócił się do cenzury o pozwolenie wzniesienia okrzyku „Precz z caratem!” w kołobrzeskim parku. I cenzura... zgodziła się. Od naczelnika do cara droga daleka, dlatego przyzwalane jest to, co ogólne, a zakazywane – co poszczególne.
Pośród literackich konkursów i nagród, w dobie ściskania dłoni i skreślania tekstów Krupowies nie mógł znaleźć własnego spełnienia. Pisania nie uważał za zawód, lecz sposób życia. Bronił swojego widzenia świata, przeciwstawiając siebie poetom tzw. stabilizacji:

już nie ma poetów
są zapisywacze
własnych nekrologów
(...)
pod szyją zawiązują
tragiczną dostojność
nocą ściskają w dłoniach
trzepoczące serca

(„Metafory”)

Odszedł w wieku 41 lat w pełni sił twórczych. Wieść o jego śmierci dotarła do wiadomości publicznej dopiero nazajutrz po pogrzebie. Zmarł 26 sierpnia 1980 roku w szpitalu w Koszalinie nie odzyskawszy przytomności po trepanacji czaszki, wskutek zapóźnionej operacji tętniaka. Miał przy sobie teczkę z rękopisami i maszynopisami wierszy. Pochowany został na cmentarzu miejskim w Świdwinie. Jest to – o ile mi wiadomo – jedyny świdwiński grób z napisem POETA.
Młodzi poeci ze Słupska zorganizowali wiele lat temu Konkurs Poetycki im. Zbigniewa Krupowiesa. Czy wydarzenie to stało się tradycją powracania do poezji i drogi Zbyszka? Czy konkurs nadal istnieje? Ocalone pamiątki po poecie są przechowywane w świdwińskim Zamku. Czytanie jego wierszy i odszukiwanie śladów pozwoli zapewne znaleźć właściwy wymiar tej poezji, która na Pomorzu ma już swoją regionalną legendę. Poezja Zbigniewa Krupowiesa ze zbiorku „Zanim zaczniesz mówić” była prezentowana na antenie radia „Merkury” w Poznaniu oraz na łamach paryskiego pisma internetowego pallotynów „Recogito”. Poezja „zamkniętych drzwi” wciąż czeka na otwarcie. Liczy na czytelników – pewna swej wartości!

Poznań, 27 kwietnia 2008

Latarnia Morska 2 (10) 2008