Odszedł profesor Lech Leciejewicz

Kategoria: z dnia na dzień Utworzono: sobota, 26 marzec 2011 Opublikowano: sobota, 26 marzec 2011

W nocy z 23 na 24 marca zmarł nagle profesor Lech Leciejewicz, polski archeolog, odkrywca słowiańskiego grodu kołobrzeskiego. - Był ojcem polskiej archeologii - mówi o nim jego uczeń i przyjaciel profesor Marian Rębkowski, z którym razem pracowali w Kołobrzegu.

Lech Leciejewicz mając 23 lata kierował wykopaliskami w Budzistowie. Badania jego zespołu pozwoliły na udokumentowanie życia Słowian na Pomorzu. W oparciu o nie powstały dziesiątki opracowań naukowych i popularnych, napisana została historia Kołobrzegu. W 2002 roku jako pierwszy z polskich archeologów, otrzymał od prezydenta Rzeczpospolitej nagrodę Fundacji Nauki Polskiej, tzw. „polskiego Nobla”, niedawno odebrał medal Komitetu Mediewistów Polskich LUX ET LAUS za wybitne osiągnięcia w badaniach nad średniowieczem.
W styczniu obchodził 80 urodziny. Zmarł na zawał będąc na wczasach w Sopocie. Jego pogrzeb odbędzie się w Milanówku. Na macierzystej uczelni - Uniwersytecie Wrocławskim - organizowane są uroczystości pożegnalne.

Poniżej przypominamy rozmowę z prof. Lechem Leciejewiczem przeprowadzoną przez Halinę Szczepańską w 2003 r., a opublikowaną w tygodniku „Rzecz Kołobrzeska”. Rozmowa miała miejsce po zwiedzeniu wystawy „Dzieje Kołobrzegu”.


KOŁOBRZESKA CZĄSTKA

- Panie Profesorze, jak się Pan poczuł, odwiedzając część wystawy, na której wyeksponowano zabytki z Budzistowa, które Pan wydobywał?
- Spotkałem tu samych znajomych... (śmiech). Taki już jest los archeologa, że czuje się cząstką tego miejsca, w którym wykopuje i ujawnia przeszłość. Pół wieku temu Kołobrzeg – a dokładnie stary gród – był moim pierwszym obiektem archeologicznym. Wtedy miałem 23 lata. Zaczynaliśmy w 1955 roku i prowadziliśmy prace przez pięć kolejnych sezonów. Jeden nieduży, sondażowy wykop zrobiliśmy na Wyspie Solnej. Kołobrzeg, nie ma się co dziwić, stał mi się szczególnie bliski. Jest tym miejscem, do którego ciągle wracam. Także w publikacjach naukowych. Nawiązuję do dziś.

- Poznaje pan te przedmioty zebrane na wystawie?
- Od razu. Poprzez badania z niektórymi z nich archeolog obcuje bardzo długo. Opracowywanie zabytków z Budzistowa, ze względu na przebieg mojej drogi zawodowej, przeciągało się. Ale jest tu wszystko. Jak choćby umieszczone w jednej z gablot pozostałości pracowni przedmiotów z poroża. Znaleźliśmy resztki rogów i piękny grzebień. Początkowo sądziliśmy, że pochodzi ze Szwecji. Ale to „grzebiennicy” wędrowali po całej Europie, osiedlali się wszędzie, by na miejscu wytwarzać swoje piękne, niezwykle misterne wyroby. Znajdowaliśmy ślady produkcji żelaza, wyrobów ze skór, cały gród. Wszystko tu jest. I wszystko to przypomina nam losy tych przedmiotów po wykopaniu. Przebieg prac badawczych nad nimi. To kawałek mojego życia. Jestem z tym wszystkim związany emocjonalnie.

- Jakie znaczenie dla mieszkańców, dla miasta przypisuje Pan tej wystawie?
- Wystawa, konferencja międzynarodowa, publikacje w różnych językach to wszystko zbliża nas z innymi narodami. Ta wystawa – nie tylko dzisiaj, ale zawsze – to dobro europejskie. To nie frazes. pokazujemy nasz stosunek do kultury, do przeszłości, wyzbywamy się kompleksów, jeżeli one gdzieś jeszcze są. Ta historia jest bogatsza niż nam się wydaje. To jest część naszej historii, naszej kultury. To wszystko można znaleźć na tej wystawie.

- Widział Pan już wiele muzeów, w których znalazły się zabytki z archeologicznych wykopalisk. Jak kołobrzeżanie poradzili sobie z dostarczonym przez Pan i Pana następcę, profesora Rębkowskiego, materiałem? Czy dobrze to wyeksponowali?
- Bardzo ładnie. Już pomieszczenia stwarzają dobry klimat. Jest tu bardzo kameralnie, piękne są te sklepienia. Wystawa przygotowana jest bardzo nowocześnie i estetycznie. Nie ma natłoku przedmiotów. Wystawa jest bardzo atrakcyjna pod kątem edukacyjnym. Każdy, kto przyjdzie może się dużo dowiedzieć. Rekonstrukcja grodu, wierna oparta dokładnie na odkryciach archeologów, którzy odkrywali historię miasta lokacyjnego – pięknie namalowana przez artystę (dop. red. Jana Tężyckiego) panorama miasta. To wszystko są bardzo ważne elementy oddziałujące na wyobraźnię widza. Kiedyś były takie tendencje w muzeach, że tylko zabytki, zabytki, a żadnych makiet. Teraz tendencja, jaką wybrano w Kołobrzegu, jest stosowana na całym świecie. Archeolog, który coś odkrywa siłą rzeczy uruchamia swoją wyobraźnię, i widzi to miasto, które już dawno spoczywa ukryte pod ziemią. I właśnie to możemy tu oglądać.

- Czy jako archeolog, który jak podaje Pańska bibliografia, wydał  ponad 400 publikacji, czuje Pan, że jakaś ważna część trafiła do ludzi i jest rozumiana?
- Ten kontakt i przekazanie społeczeństwu daje choćby ta wystawa. To bardzo ważne, aby nie skupiać się tylko na własnej pracy naukowej, aby trafiać do ludzi, popularyzować odkrycia, dzielić się nimi. Dlatego szkoda mi, że książka popularyzująca kołobrzeskie wykopaliska, którą napisaliśmy wspólnie z Marianem Rębkowskim nie trafiła do ludzi, do kołobrzeżan, nie ma jej w księgarniach...
- Życzę, aby się jednak tam znalazła i dziękuje za rozmowę.