„Zarys” Macieja Wodza

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: niedziela, 19 styczeń 2020 Drukuj E-mail

Leszek Żuliński

DOBRY DEBIUT

To jest debiut! Dowiaduje się, że Maciej Wódz to kołobrzeżanin, absolwent Wyższej Szkoły Morskiej w Szczecinie. Muzyk, autor audycji radiowej „S – low – Słucha wolniej”. Po raz pierwszy jego wiersze ukazały się w almanachu Rzeczy i słowa (2016) oraz „Oficynie Kołobrzeskich Poetów i Malarzy”.
Czytam o nim taką oto notkę: Maciej Wódz prowadzi w kołobrzeskim radiu audycję własnego autorstwa. Prezentuje ambitną muzykę, wertując w najlepszych produkcjach solistów i grup, które wciąż warto przypominać. Jest także – wywnioskowałem – niezłym gitarzystą.
I oto okazało się, że „odwiedziła go” także poezja!
Zatem poszły koty za płoty. Jeśli Pan Maciej wpadnie w hobby poezjowania, to zapowiada nam się niezły autor. Wszystko wskazuje na to, że jego wierszowanie jest warte rozwoju.

Już pierwszy wiersz otwierający tomik spodobał mi się. Jego tytuł: Obok. Cytuję: kurczy się nasz świat jak jabłko / nieopatrznie zostawione / na mrozie // nie wiem nawet / jak bardzo / ciążymy do sedna // od siebie / dzieli nas / jedynie // natrętna / na ramieniu / cisza.
Zauważcie: żadnych wygibasów, niezwykle komunikatywny zapis, no i jednak jakiś ciekawy sens. Bowiem ten niewielki utwór opowiada o tym, jak świat nas wchłania. Gdzieś istnieje sedno tego wszystkiego, ale narastająca cisza jest niepokojąca. Hmm, ja to odebrałem jako „chwiejącą się trzcinę”. Bo takie przecież niepokoje przeżywamy.

Na plecach okładki Pan Maciej zamieścił ni to wiersz, ni to prozę, ale na pewno przesłanie o tym, jak wiersze „kokoszą” się w nas. Kończy to się tak: Zanoszę je co czwartek do biblioteki. Tam mogą się pobawić z innymi nowo narodzonymi. Potem zabieram je do niebieskiej teczki. Miękko układam w przegródkach i planuję uporządkować razem ze swoim życiem. Gdy dojrzeją, wypuszczę je w świat. Niech czynią dobrze, szczególnie tym z chorą duszą.
To dosyć wymowne zeznanie. Odniosłem wrażenie, że Wódz, chodząc po świecie, wysoko w górę dźwiga poezję. W każdym razie „chmura poetyckości” wisi nad nim – wydaje się – dużym obłokiem. I – co ważne – jest w tym także jakiś konkret, co znaczy, że autor znakomicie zestraja „poetyckość” z własnymi przesłaniami i wyobrażeniami.

A teraz przeczytajcie jeszcze inny wiersz pt. Rozstanie. Oto on: powiedziałaś mi wczoraj przy kolacji / że to koniec / nie ma sensu upychać grudek żółci / pod naskórkiem // w moim starym domu dotykałem cię / a ty gryzłaś mnie w koniuszek języka / kreśliłem ustami symbole / na ścianach // potem karmiłaś mnie okruchami szkła / a ja chciwie jadłem z ciepłej dłoni / aby sprawdzić czy w środku / jest nadal odrobina mnie // nie zauważyłem kiedy to się stało / opadłaś bezszelestnie na podłogę / w codziennych korytarzach / rozpisanych na kolejność zdarzeń // nie chce już słuchać płaczu zimnych ubrań / potrzebuję oddechu aby karmić iluzje / które rosną powoli / w podziemnych plantacjach // będą gotowe na wiosnę / wtedy smakują / najlepiej / schowane pod językiem.
Tak, to bardzo piękny wiersz. Erotyk, ale zauważcie jakże nieszablonowy.

Kiedy przeczytałem wszystkie wiersze i ogarnąłem je „smakiem lektury”, doszedłem do wniosku, że pisanie Wodza jest zdecydowanie introwertyczne. No i ta dykcja nie da się zestawić z żadnym innym autorem.
Na plecach okładki jest zdjęcie autora… Mogę się mylić, ale wygląda on na mężczyznę w średnim wieku. W zasadzie jest to bez znaczenia, ale jednak powtarza się ta oczywista zasada, że dojrzałość sprzyja wierszom. Niemal wszyscy na początku „raczkujemy”, ale do „ciężaru słowa” trzeba jednak dorosnąć. Czuję te aurę w tych wierszach.

Na koniec jeszcze jeden wiersz otwierający trzecią część tomiku: Pomiędzy zwykłymi uczuciami, które / do tej pory zajmowały mój świat, / regulowały system przepływu krwi / i poziom elektrolitów, jest teraz miejsce / dla niej, bardzo dużo miejsca. Inne uczucia / pochowały się po kątach lub wlazły do / czarnych dziur pamięci. Ona króluje, / przepędziła strach, zdeptała bezsilność, / odebrała sen i apetyt. Jej wizyty bolą, / zostawiają sine smugi na lewej komorze / serca. Jeszcze nie potrafię sobie poradzić / z nagłymi przypływami. Lecz spokój, jak / nastaje po jej odejściu, każe szukać sensu / w każdej sytuacji.

Mamy nowego poetę! Sądzę, że wartego lektury. Trzymajmy kciuki! Wodzu, prowadź nas tak dalej!

Maciej Wódz „Zarys”, Instytut Wydawniczy ŚWIADECTWO, Bydgoszcz 2019, str. 48

Leszek Żuliński