„Autodafe 2” Karola Samsela

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: piątek, 07 czerwiec 2019 Drukuj E-mail

Anna Łozowska-Patynowska

LITERATURA NA KRAWĘDZI

Niezwykle ciekawe motto z jednego z „Cogitiańskich” utworów Zbigniewa Herberta, otwierające zbiór tekstów Karola Samsela pt. „Autodafe 2”, wydaje się wykładnią fragmentu ludzkiej moralności. Przypomnijmy, że wcześniejszy zbiór fragmentów prozatorskich autorstwa Samsela („Autodafe”) zainicjował problem zawiłej konfesyjności w tekście literackim. Kolejny tom rozważań okazuje się etapem drążącym relację między instynktem ludzkim a potencjalnością istnienia tekstualnego, ważnego dla poety-autora-kodyfikatora swojego literackiego życia i związanych z nim emocjonalnych doświadczeń. Wcielona w tekst na samym początku refleksja Herberta, brzmiąca: „a przecież zebrałem tyle słów w jednej linii – dłuższej od linii mojej dłoni a zatem dłuższej od losu” okazuje się odzwierciedleniem spowiedzi podmiotu, dramatycznie rozdwojonego wobec stwarzanego tekstu. „Autodafe 2” wykazuje więc ogromną samozwrotność. Czytelnik ma za zadanie skoncentrować się na interpretacji tekstu, którego wykładnikiem trwałości zdaje się kreacja literacka postaci mówiącej w pierwszej osobie.

Wielowymiarowe metafory, stwarzające rzeczywistość alternatywną otwierają ciekawy tekst-syntezę doświadczeń czytelnika kultury, poznającego wytwory człowieka od starożytności po współczesność. „Ślimak prastarej liryki”, mieszczącej się gdzieś w samym wnętrzu przywoływanej rzeczywistości kulturowej drąży swoje szlaki pomiędzy perwersją a uniwersalizacją, globalnym przeniesieniem znamion europeizacji na „obce” tereny. Ta kolonizacja, rozumiana przez Samsela jako zapełnianie pustych miejsc, następuje poprzez nagromadzenie obrazów-śladów–tekstów kultury i cudowne ich rozmnożenie według ustalonego wcześniej algorytmu znanego tylko autorowi.

Czytelnik odkrywa totalną przypadkowość, jednak tok literackiego przekazu przebiega zgodnie z planem. Zresztą Samsel na samym początku swojego poematu zapowiada, iż będzie to „jego druga część snująca pół opowieść, a pół baśń nieretoryczną o mrocznej ekstazie światem”. Zatem projekt mistyczny łączy się tutaj wraz z perwersyjnym odsłanianiem tekstualności. Zaznacza się tutaj również ogromna samoświadomość autora piszącego samozwrotny tekst, „autodaficzny” wariant intelektualnej spowiedzi. Co jest zatem największym grzechem, który powinien odpokutować twórca? Jak sam przyznaje bohater owego poematu: „zgwałciłem literaturę”. Wtargnięcie w tekst, potraktowanie go w sposób przedmiotowy, bez czucia i właściwej refleksji, użycie go w sposób automatyczny z należną autorowi możliwością żonglowania odwołaniami to główny zarzut stawiany samemu sobie. Dylemat samowybaczenia związany jest z gorzkim wyznaniem, że dokonał on „zamachu” na tekstualność w najgorszym z wariantów, ponieważ „zgwałcił” literaturę „na śmierć”, a proces powrotu do stanu sprzed tego czynu wydaje się już niemożliwy.

A co mówi o sobie sam bohater „Autodafe 2”, czy przypadkiem nie kreuje również swojego wizerunku, tak samo jak na kreacji opiera literacką rzeczywistość? Z procesem przejęcia zupełnej kontroli nad tekstem wiąże się brak ludzkich odruchów bohatera, który dramatycznie stara się wyjść z tego stanu. Dlatego wypowiada niemalże bluźniercze słowa: „Dlatego zleciłem (…) zabicie człowieka. Bo (tak jak wy) nie mam dawcy. Nie mam serca Zbigniewa Herberta pod ręką. Bo sam jestem nowym Zbigniewem Herbertem”. Samsel, niczym drugi Rafał Wojaczek, demistyfikuje sakralność i patetyczność literatury, która przecież nie musi mieć tylko wymiaru narodowego, o czym przekonuje trawestacja międzywojennego postulatu „Żydzi na Madagaskar”. Czym zatem ma stać się nowoczesna literatura, krystalizująca się na gruzach obrzmiałej od odniesień tradycji literackiej? „Polana celibatu na brzegu lasów płodności” to jeden ze szlaków odnowienia, który pragnie przyjąć bohater poematu. Zdaje on sobie sprawę z trudności tego zadania, tworzenia „kwazarów – w Emaus”, zmagania się z tekstualną doskonałością, by zbudować z tego, paradoksalnie, odpowiednik ludzkiej niedoskonałości.

Między erotyką a sakralnością to zależność stała istniejąca w „Autodafe 2”. Śródtytuł między 25 a 26 rozdziałem poematu, brzmiący: „Wędrujące jądro natury: człowiek i jego włóczęga”, wskazuje na dalsze tekstualne poszukiwania twórcze. Inspiracje znajduje artysta nie tylko w śmiałym eksperymentowaniu ze słowem, ale także w gruntownej trawestacji modelu Chrystusa oraz wzorca litanijnego, co zdaje się mieć na celu zarówno podjęcie polemiki z proponowanym obszarem świętości, jak i podważenie nadal rzeczywistej i trwałej funkcji drugorzędności literatury wobec świata zewnętrznego. Z tym absolutnie Samsel zgodzić się nie może, dlatego wkłada w usta bohatera lirycznego następującą kwestię: „Wybechtasz mnie, Panie, wybechtasz – lecz ja – Cię rozchembdam na krzyżu”. Kolokwialny wręcz obraz mistyczno-erotyczno-tanatycznej relacji między podmiotami, odsyłający do bliblijnego wzorca śmierci-odkupienia, okazuje się kolejnym wariantem opowiedzianej historii, która powinna zakończyć się zmartwychwstaniem. Diametralna zmiana, która się tutaj dokonuje to przemiana percepcji, bowiem „poemat jest kobietą, a jednym jedynie wersem nie zmierzę wysokości dna macicy”. Erotyczna dygresja bohatera wzmacnia wymowę tego kulturowego kolażu, przenoszącego czytelnika w różne obszary odniesień jednocześnie. Zdaje się, że bohater uprawomocnił również możliwość chybienia przesłania swojego utworu, mówiąc o „paraliterackiej wadzie wzroku”, co wiąże wprost z naturalnym procesem mentalnego „dorastania” i „fizycznego” dojrzewania do operowania słowem. Dlatego jego liryczne rozważania przerywa ton błagalny: „Zmartwychwstań, zmartwychwstań, Panie”.

Podejmując wyzwanie pisania, człowiek z poematu poświęca się jednak temu procesowi w zupełności, zwierza się wręcz: „zębiska literatury szczotkowałem do krwi”. Jego ofiara zdaje się odpowiednikiem dla cierpiętniczej mieszaniny literackiej, opierająca się na ustalonej gradacji procesów: „pomajstrowania i pokiełbaszenia”. Poetycka droga bohatera zmusza do weryfikacji szereg odniesień. Jego wędrówka, nazwijmy ją, jak we wspomnianym śródtytule, „włóczęga” po manowcach znaczeń otrzymuje niekiedy swój konkretny wymiar: „Zgrabnie, zwinnie, po przewidywalnych jednostkach mowy do srebrnego snu klasycyzmu, mojej ostatniej nagrody”. Ta wyprawa „po złote runo nicości” bywa też poukładana i finezyjna. Prowadzi ona jednak do „zagłady”, której szklakiem są „słodkie pojedyncze śmierci”. Czy przypadkiem nie jest to swoista apokalipsa, ostateczność, czekająca na człowieka, obecnie trwającego jedynie w „półświatku”? Kim jest także sam człowiek? Czy nie przypadkiem „esofloresowatym Samselem szarojabłkowatym”, decydującym się na największe wyzwanie, opowiedzenie historii recepcji literackiej w obliczu przelewającej się, jak w kalejdoskopie, tradycji literackiej? Tuwimowa strategia eksperymentowania słowem, odżywa także w niektórych partiach „Autodafe 2”, zdając się reminiscencją tego typu literackich zachowań.

Przywołując różne teksty kultury, Samsel wyznacza w swoim utworze pewien rytm inspiracji, a tym samym kreśli przyjęte warunki kompozycyjne tekstu. Cóż wobec tego ma oznaczać dwukrotnie powtórzony wers „jednak zdołałem cofnąć czas”, wieńczący cały poemat? Galanteryjny wymiar gry ze znanymi tekstami kultury odnosi się właśnie do tego stwierdzenia, istnienia tekstu w każdym czasie, pod ważnym warunkiem oczytania jego fragmentu bądź całości. Triumfalne powiedzenie okazuje się osiągniętym celem katartycznego poematu, w którym literatura jest właściwym centrum podejmowanej poetyckiej wariacji.

Anna Łozowska-Patynowska

Karol Samsel „Autodafe 2”. Wydawnictwo FORMA i Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy, Szczecin 2019, str. 48

 


Przeczytaj także w 'porcie literackim" recenzje wcześniejszych tomików K. Samsela: AltissimumAbiectum (współautor Krzysztof Schodowski – 2012), Dusz jednodniowych (2013), Więdnic (2014), a też zbiorów Prawdziwie noc (2015, Jonestown (2016), Z domami ludzi (2017), Autodafe (2018)