Tadeusz Zawadowski - Wiersze

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: piątek, 06 lipiec 2018 Drukuj E-mail

 

MOJA POEZJA

poezja jest dla mnie wpisywaniem się w siebie
samego i wypisywaniem z rejestru ogółu. biały
papier jest jak tajemniczy las w którym moje
wiersze biegną jak psy tropiące zwierzynę
słowa. gdy je dopadną rozszarpują na strzępy
a ja mogę się tylko przyglądać jego mięsu. nie mam
nad nimi władzy. smycze są iluzoryczne
a kagańce zakładam tylko sobie samemu. mimo to

wyję z moimi wierszami jak pies.

 

MARTWY JĘZYK

martwy język którego ślina niczego już nie zapisuje nie wyprzedza
jest tak suchy jak oko węża na pustyni. z jego skóry
można tylko szyć historię dla przyszłych archeologów.
pojedyncze łuski nie są w stanie stworzyć niczego.
potrafią jedynie drażnić wygłaskany naskórek pustosłowia.
jednak to właśnie ten martwy język prowadzi nas w katakumby znaczeń
które dały prapoczątek naszym słowom. i chociaż coraz bardziej
zapada się w gardziel niebytu to jednak ciągle jest

najlepszym łącznikiem pomiędzy dziś a wczoraj.

 


BUDZIK Z OPÓŹNIONYM ZAPŁONEM

budzik z opóźnionym zapłonem wciąż tyka. nie śpię.
czuwam. w pokoju obok ktoś nerwowo szura
łapciami. też nie śpi. kto z nas pierwszy odnajdzie
zapalnik. kto uruchomi kto zgasi? słyszę kroki
pod drzwiami na ulicy. jedni czekają drudzy się kryją.
jeźdźcy apokalipsy zdezorientowani zatrzymali na chwilę
rumaki. podchodzę do nich i karmię je
suchym chlebem trzymanym na wszelki wypadek. może

to właśnie ten moment …

 


KOLEJNA ROZMOWA Z KACPREM PŁUSĄ

znowu siedzimy z kacprem. tym razem nie na tarasie
ale w moim ogrodzie. rozmawiamy o życiu
poezji w kobietach i kobietach w poezji. przenikają się
jak mrok z nocą. lampa na stole niczym gwiazda uparcie
przypatruje się naszym twarzom jakby chciała pierwsza
z naszych ust wyczytać niezapisane jeszcze wiersze. wspominamy
żywych. umarli rodzą się w naszych słowach i przysłuchują
rozmowie. znowu spalamy się w ogniu. kacper

w kolejnych papierosach ja unoszę się w dymie z ogniska.

 


NIM SEN NADEJDZIE

tylu moich przyjaciół wymaszerowało w sen. jeszcze
dudnią mi w głowie bębny ich butów uderzające o bruk
niedokończonych wojen. pozostały po nich porozrzucane
guziki od mundurów wierszy. odbezpieczone granaty słów
których nie zdążyli wyrzuć na papier lub choćby na wiatr. nocą
zamiast baranów liczę kroki tych którzy przekroczyli linię
frontu. powoli zajmuję ich pozycje. za nimi

już tylko sen.

 


ODPRAWA GRANICZNA

znowu śnił mi się mały chłopiec. biegał jak oszalały próbując
wydostać się poza granice mego snu. jednak szlabany były
opuszczone. po obu ich stronach strażnicy sprawdzali
dokumenty zezwalające na przejście do świata
jawy. dokładnie przyglądali się zdjęciu. włosy siwiały i odlatywały
w poszukiwaniu nowych gniazd. oczy szarzały i zatracały
dawną zachłanność obrazów. w końcu przepuścili dziecko
przez granicę. obudziłem się stary i zmęczony tak

długą odprawą.

 


REKWIZYTY

tyle we mnie lęku. zamykam drzwi i okna. wyłączam
telewizor żeby ochronić się przed światem. ten
jednak nie ustępuje. wciska się dziurką od klucza szparkami
oczu nie do końca przymkniętych wspomnieniem
szarych ludzi na ulicy jak niegdyś na dworcu
w leningradzie. wtedy jednak nie wierzyłem
że i przed moim domem też wypłowieją
ich twarze. oglądam w lustrze swoją. wygląda
jak gasnący ekran. siłą woli przywołuję obrazy
z dzieciństwa. otwierają drzwi i okna. przelatują przez nie
jak barwne ptaki rekwizyty beztroskiej młodości. czy starczy mi

sił by je zatrzymać …

 


ROK 2016

to był czas umierania. muzycy pisarze i aktorzy
zbierali się w stada i kołowali nad moim domem. później
rozkładali skrzydła i odlatywali na nieznane
estrady sceny czy stronice książek. rozsuwałem kurtyny przekładałem
stronice ale ich już tam nie było. znowu
mnie wyprzedzili. pozostawały tylko strzępy piosenek
ról dramatycznych do odegrania i odwieczne
znaki zapytania. na niebie samoloty kreśliły

białe smugi jak rozłożone skrzydła aniołów.

 


SNY

próbuję zapamiętać swoje sny. codziennie bezskutecznie. rano
nocne fantasmagorie tracą swą logikę. zmarli zgromadzeni
przy łóżku milkną i rozchodzą się do swoich domów – raczej
grobów. znowu zostawiają mnie samego ze sobą. przymierzam
ich pośmiertne maski wkładam w swoje usta ich słowa. jednak
w lustrze ciągle widzę szarą twarz człowieka stojącego na granicy
dwóch światów. wahającego się w którą stronę

zrobić krok.


Tadeusz Zawadowski

 

 

Dostępne też w dziale 'poezja'  naszego portalu wcześniejsze wiersze poety 

Tadeusz Zawadowski – poeta, redaktor, krytyk literacki; (rocznik 1956, ur. w Łodzi), od 1981 roku mieszka w Zduńskiej Woli, gdzie współtworzył Klub Literacki „Topola” oraz Klub Twórczej Pracy „BEZ AUREOLI” . Laureat wielu międzynarodowych i ogólnopolskich konkursów literackich oraz nagród literackich m.in.: POLCUL FOUNDATION, IANICIUSA imienia Klemensa Janickiego, Nagrody Ekspresjonistyczną FENIKSA im. Tadeusza Micińskiego oraz SUPER CYSIORA za całokształt twórczości literackiej. Autor ponad tysiąca publikacji w ogólnopolskiej, emigracyjnej i zagranicznej prasie literackiej. Swoje utwory publikował w ponad dwustu antologiach literackich. Były tłumaczone na języki: rosyjski, łotewski, chorwacki, bośniacki, serbski, słoweński, grecki i angielski. Wydał 14 tomików poetyckich, w tym ostatnio: Kiedyś (2014) – Nagroda Literacka im. Ryszarda Milczewskiego – Bruno i wyróżnienie XXXVII Międzynarodowego Listopada Poetyckiego oraz Mrówka ( 2017).