„w cieniu afery. dziennik więzienny”, „macanka na spoko i trendy” Marii Żywickiej-Luckner

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: sobota, 24 marzec 2018 Drukuj E-mail

Leszek Żuliński

PISANIE Z DOŁKA

Tu, w Warszawie, znamy Majeczkę Żywicką od lat. Lekarka i poetka, sympatycznie związana głównie ze środowiskiem ZLP. Lubimy ją! Dawniej o takich dziewczynach mówiło się: „równa baba”.
Ledwo co ukazały się dwie nowe książki Majki, wydane poniekąd w jednym pakiecie, lecz każda inna. Zacznę od tomiku poetyckiego o nieszablonowym tytule: macanka na spoko i trendy.
Już wiersz otwierający ten tomik sygnalizuje osobliwą aurę: błogosławiony bądź kaftan dokarmiający / obłęd święć się krzyż-toń imię jego pozbawione / zdrowaś trzynaście i pół // bądź wola pomiędzy // bądźcie zdrowaś dziesięć i pół stopy mojej / do rozdrapywania ściany / z której zgarniam powietrze i powietrzem piszę / żebraczy krajobraz // jak dziwka tulę się do niego / i tak obcych kobiet że zostają na noc. Tytuł tego wiersza: modlitwa z dołka.

I z tego dołka już nie wyjdziemy. Bo wszystko dzieje się w więzieniu, w celi, w której dziesięć i pół stopy odmierza świat.
Tutaj wyprzedzę to, co Majka opisała w swojej drugiej książce. To już nie jest poezja, to jest relacja z jej gehenny, którą przeżywa. W największym skrócie dowiecie się wszystkiego z pleców okładki. Przytaczam: Maria Żywicka-Luckner – pełniąca funkcję lekarza sądowego, skazana przez Sąd Apelacyjny w Warszawie wyrokiem z dnia 17 października 2017 r., który utrzymał tym samym wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie. Ten sam Sąd uchylił jej drugi wyrok skazujący, wydany przez Sąd Okręgowy w Warszawie w oparciu o zeznania tego samego świadka, które miały ją pogrążyć. I postępowanie toczy się od nowa. Kolejna sprawa jeszcze w toku…
Była to tzw. „sprawa Rywina”. I toczy się dalej, choć Majeczka w warszawskim gabinecie leczy nadal pacjentów. Jak to się skończy, diabli wiedzą.

Pióro być może pomaga nam żyć w trudnych sytuacjach. Majka prowadziła dziennik, który jest przejmującą lekturą. Oto – dla przykładu – jeden z wpisów, datowany 15.12.2009: Sen: trzy białe różańce. Kartka biała podzielona na kilka linii prostokątnych. Robił je Olek. Marcin pomagał, to był jakiś egzamin. / Wtorek – a więc kąpiel! / Nowa ma się pakować. Idzie do celi czwartej dla niepalących. / – Ale tam się pali… w oknie! / Na kolację biały ser – we wtorki zawsze biały ser, a na śniadanie kasza manna. / Spacer, jeszcze trochę wczorajszego śniegu, ale nie jest zimno. // Nie mam już co czytać! Jedna książka w jeden dzień. / Znowu poezja.
My, którzy jeszcze w pierdlu nie byliśmy, nie zdajemy sobie sprawy, jaki to „inny świat”. Majka jest opanowana: relacjonuje dzień po dniu spokojnie i dokładnie. Warto z tej relacji się uczyć, bo a nuż się przyda…

Ale powróćmy do tomiku… Znajdziemy tu sporo wierszy nieszablonowych, jak na przykład ten pt. kobiety w chustach: zanim wejdą do chałup zrzucą zapach włosów / jak rzeczy zbyteczne podczas nalewanie zupy // nie krzyczą orgazmu / pnie się jak wypas owiec samotnie przez ciało / wyłuskany z ich śpiewu zapada się w dzwony // a kiedy powiązały już chusty / osobnieją / jak kościółek w górach. Boże!, jaki to piękny wiersz…
W tym zbiorze dominują „wiersze łagodne”, ale „mocne”. Jak ten oksymoron pogodzić? Otóż Majka w znakomitej prostocie opowiada niuanse przeżyć i emocji. W sumie to wszystko jest introwertyczne, a jednak trzymające się konkretów. W trakcie lektury zaczynamy sobie zdawać sprawę, jak bardzo poezja może dominować nad parszywością życia.

Jeszcze jeden cytat… Wiersz nosi tytuł donos na m.st. warszawa: nie ma z kim bać się „czarnego luda” – / (kobiety wyszły już w morze) // lęk staje się płaski jak blat stołu // śledzę starania palców / jak próbują zagarniać w menisk wypukły / nabytą legendę baru nad ranem // jest tak późno że już nie warto rozcieńczać / znikąd nawoływań do męskiej zabawy / miasto o sekundę wcześniej rozpięło rozporek / ślinią się porcelanowe usta lalki / z kawęczyńskiej wystawy. Hm, spleen, spleen i jeszcze raz spleen!

Nie dalej jak wczoraj, zanim zacząłem pisać tę recenzję, oglądałem w TV manifestacje kobiet polskich w wielu miastach. To robiło wrażenie, choć dzieliło ludzi. Ten powyższy wiersz Majki może chyba bardziej przekonywać w wielu sprawach. Oby kłopoty Poetki przeszły do przeszłości. Trzymajmy kciuki!

Majka-Maria Żywicka-Luckner „macanka na spoko i trendy”, Unia Polskich Pisarzy i Lekarzy, Warszawa 2017, str. 40;
Majka-Maria Żywicka-Luckner „w cieniu afery. dziennik więzienny”, Unia Polskich Pisarzy i Lekarzy, Warszawa 2017, str. 108

Leszek Żuliński