Czwarty Król

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: piątek, 05 styczeń 2018

Jerzy Żelazny

Znana jest ewangeliczna opowieść o Trzech Królach wędrujących do Betlejem, miejsca narodzenia Jezusa. Mają Trzej Królowie swe święto, przypadające 6 stycznia. W Kościele to Dzień Objawienia Pańskiego. Kiedyś był ten dzień wolny od pracy, potem został zniesiony, a od kilku lat znowu jest w pełni świętem. W moich czasach szkolnych po Trzech Królach kończyła się świąteczna przerwa w nauce, potem już nie było ferii zimowych jak obecnie.

Trzej Królowie, zwani też mędrcami albo magami ze Wschodu, przybyli do Betlejem, idąc za gwiazdą, gdyż przepowiednia głosiła, że wskazuje ona drogę do miejsca narodzenia króla żydowskiego. Są to postacie popularne, znamy ich imiona: Kacper, Melchior, Baltazar. Zanika już zwyczaj pisania poświęconą kredą na drzwiach liter K+M+B, oznaczające imiona królów. Zapomniane jest powiedzenie związane z tym zwyczajem: „Trzej Królowie wichry ciszą i krzyżyki na drzwiach piszą” Miały te litery i krzyżyki moc odganiającą od domu zła, nieszczęść.

Opowieść o Trzech Królach obecna jest w kulturze, zwłaszcza w malarstwie. Motyw ten wykorzystywali wielcy malarze, jak Leonardo da Vinci, Giotto, Rubens, Bosch, Memling, Botticelli, którego obraz Pokłon Trzech Króli jest najbardziej znany. Można jeszcze wymienić wielu innych wielkich malarzy, którym ten temat nie był obcy. W naszych czasach powstały też filmy osnute na motywach tej ewangelijnej opowieści. Pojawiają się w misteriach religijnych, trudno sobie wyobrazić jasełka bez Trzech Królów.
Obecnie, a dzień wolny od pracy to ułatwia, rozwija się zwyczaj organizowania orszaków Trzech Króli, w których bierze udział wiele osób przebranych w historyczne stroje.

W moim mieście od kilku lat głównym organizatorem orszaku są oo. Franciszkanie, a uczestniczy w organizacji imprezy wiele miejscowych Irm i instytucji, właściciele gospodarstw agroturystycznych użyczają królom wierzchowce, a burmistrz staje się królem Herodem, ale nie zarządza rzezi niewiniątek; orszak z rynku miejskiego zmierza na Świętą Górę Polanowską, gdzie się znajduje pustelnia franciszkanów i sanktuarium maryjne. Kończy się impreza przedstawieniem jasełkowym.

Chcę tu przypomnieć mit mniej znany o Czwartym Królu. Nie jest ta opowieść tak popularna jak o Trzech Królach. Może dlatego, że nigdy nie dotarł do Betlejem. Jego droga była odmienna, nie tak barwna, radosna i szczęśliwa jak Trzech Królów. Nawet anioł ostrzegł ich przed złym Herodem, a dla bezpieczeństwa towarzyszyli im żołnierze. „Ech te nasze króle, gdzie one się wybrały?”, w sztuce Ernesta Brylla „Po górach, po chmurach” westchnie na postoju utrudzony marszem żołnierz z orszaku. Sztuka nawiązuje do tradycji ludowych zwyczajów podczas obchodzenia tego święta. „Mędrcy świata, monarchowie…”, jak brzmią słowa jednej z kolęd, zjawili się w betlejemskiej szopie, pokłonili się Dzieciątku, złożyli dary. Tego szczęścia nie zaznał Czwarty Król.

Nie wiemy skąd wyruszył, nie znamy jego imienia, nazywamy więc go Czwartym Królem, pisanym wielkimi literami, aby zastępowały jego imię.
On też wiózł podarki dla Narodzonego. Nie udało mu się jednak złożyć ich przed Dzieciątkiem. Wędrując do Betlejem, po drodze napotkał wiele ludzkiej biedy, poniewierki, cierpienia i nieszczęść. Dary, które wiózł dla Dzieciątka rozdał, by ulżyć cierpiącym. Wykupił jeńców z niewoli, dał pieniądze biednej kobiecie, by uratować od śmieci jej dzieci, pomagał wielu nędzarzom, ludziom skrzywdzonym, chorym, prześladowanym. Kiedy zabrakło mu kosztowności, którymi chciał obdarować Jezusa, sam siebie sprzedał na galery, pracował, a pieniądze rozdawał potrzebującym, by ulżyć ich nędzy i cierpieniu.

Wędrował, pomagając innym, przez dziesiątki lat. Gwiazda betlejemska już dawno przestała świecić, a on nadal dążył do celu. Z królewskiego darczyńcy stał się żebrakiem, błąkającym się po bezdrożach świata. Nie była to radosna droga, lecz pełna trudu, a jego duszę przepełniał smutek, gdyż nie wywiązał się ze swej misji - nie dotarł do Betlejem, by się pokłonić Dzieciątku i obdarować kosztownościami. Dobre uczynki, które spełniał w drodze, nie uszczęśliwiły go, gdyż było ich niewiele wobec ogromu ludzkiego cierpienia.

Po trzydziestu trzech latach zawędrował do wielkiego miasta. Ujrzał tam człowieka prowadzonego na śmierć. Tłum podążał za nim, złorzecząc nieszczęśnikowi. Czwarty Król przyłączył się, by towarzyszyć skazańcowi w jego ostatniej drodze.
Na wzgórzu, zwanym Golgotą, prowadzony na śmierć został ukrzyżowany między dwoma złoczyńcami. Nad głową tego w środku wisiał napis „To jest Jezus Nazareński, Król Żydowski”.

Czwarty Król zrozumiał, że umiera Ten, do którego żłobka nie zdążył przybyć w porę, gdyż powstrzymywało go w tej wędrówce ludzkie cierpienie. Tam na wzgórzu nie było gwiazdy, aniołów, Bóg milczał, a myśli Czwartego Króla przepełniły się smutkiem, czuł w sobie pustkę, gdyż po drodze rozdał nie tylko klejnoty, lecz również stracił nadzieję na możliwość zwalczenia zła. I teraz stał bezradny wobec ogromu nieszczęścia, okrucieństwa i bólu, nie potrafił niczemu zaradzić, stał bezsilny.
Zapadła ciemność. I wówczas z krzyża, tego w środku, na jego dłoń skapnęła kropla krwi. Zalśniła blaskiem niby drogocenny klejnot, z jakim wyruszył w swą wędrówkę. On, żebrak, został obdarowany po królewsku drogocennym klejnotem.

Jest to niezwykła przypowieść o ludzkim losie, kondycji człowieka, zmagającego się z własnym i ludzkim cierpieniem. Ten mit to jakby most przerzucony między tym, co nazywamy tajemnicą Nocy Narodzenia a tajemnicą Wielkiej Nocy.
Droga Czwartego Króla jest doskonalsza i prawdziwsza niż droga Trzech Królów pełna blasków i cudowności. Los Czwartego Króla jest bliższy ludzkiemu losowi, jest metaforą ciągłego zmagania się z cierpieniem człowieka, ze złem, jest wiarą w nagrodę za trudy życia. Znamiennie w tym micie wybrzmiewa motyw poświęcenia dla uciśnionych.

Gdyby Czwarty Król dotarł do Jerozolimy w naszych czasach, być może napotkałby idących na śmierć islamskich samobójców, poświęcających swe życie w imię opacznie rozumianej religii, a ofiary ich działań terrorystycznych to przypadkowi niewinni ludzie. Czy Czwarty Król zdołałby ich powstrzymać? Czy potrafiłby przekonać, że życie jest darem najcenniejszym? I czy udałoby mu się pogodzić chrześcijan, wyznawców judaizmu i islamu, przekonać, by żyli w tym Świętym Mieście obok siebie w pokoju i wzajemnym poszanowaniu? Czy pomocny w tym dziele ludzkiego zjedniczenia stałby się ów klejnot, w który przemieniła się kropla krwi, a która spadła z ciała Ukrzyżowanego?
Odpowiedzią twierdzącą mogłaby się zakończyć wędrówka Czwartego Króla, która wciąż trwa. Oczywiście trwa w wymiarze metaforycznym, symbolicznym.

Jerzy Żelazny

 

Przeczytaj też u nas inne teksty J. Żelaznego, a także - w "porcie literackim" - recenzje jego książek: Duchy polanowskich wzgórz (2006), Ptaki Świętej Góry (2010), Za wcześnie do nieba (2010), 19 bułeczek (2011), Fatałaszki (2013), Tango we mgle (2014)