Rozstrzygnięcie błyskawicznego konkursu świątecznego „Latarni Morskiej” i „eleWatora”

Kategoria: z dnia na dzień Opublikowano: poniedziałek, 01 styczeń 2018 Drukuj E-mail

Krótko przed świętami Bożego Narodzenia 2017 r. ogłosiliśmy – wspólnie z kwartalnikiem literacko-kulturalnym „eleWator” - błyskawiczny konkurs świąteczny. Termin nadsyłania rozwiązań minął o północy ostatniego dnia właśnie minionego roku. Należało prawidłowo podać nazwiska pisarzy i tytuły powieści, z których przytoczyliśmy zaczerpnięte fragmenty. Za biorące udział w rozdziale nagród uznawane były osoby podające minimum trzy trafne odpowiedzi (na pięć możliwych). Przyznaliśmy losowo, zgodnie z regulaminem konkursu, trzy nagrody. A każda z nich to pakiet zawierający po egzemplarzu jednego z archiwalnych numerów „Latarni Morskiej” i „eleWtora”, do tego książki opublikowane w „koLekcji eleWatora”: Andrzeja Turczyńskiego Homo Pictor, Homo Viator (lub) Anny Frajlich Aby wiatr namalować oraz wydane w ramach biblioteki „Latarni Morskiej”: Anatola Ulmana Oścień w mózgu. Felietony wybrane (lub) Wojciecha Czaplewskiego Pochwała niezrozumiałości. Eseje filozoficzno-literackie (lub) Anny Łozowskiej-Patynowskiej Opowieść o człowieku (poezja najnowsza w krótkich interpretacjach).
Nagrody w tej edycji konkursu otrzymują:
Anna Piwoworaczyk z Piastowa,
Zbigniew Oleczny z Katowic,
Anna Popielarska z Gdańska.

Pakiety z nagrodami rozesłane zostaną w najbliższych dniach. Prosimy zwycięzców konkursu o elektroniczne potwierdzenie odbioru (Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.).
A oto przypomnienie konkursowych cytatów. Oraz ujawnienie autorów i tytułów powieści, z których fragmenty zaczerpnięto:

Tymczasem dzieweczki z czcią i bojaźnią podeszły ku niemu, skłoniły się głęboko i postąpiły ku miejscu, skąd schodziło się do stawu. Dzieweczka niosąca patelnię złożyła ją wraz z innymi przyrządami na ziemi i pochwyciła za laskę, którą jej towarzyszka w ręku trzymała; po czym obie weszły do stawu, zanurzając się po piersi w wodzie. Tymczasem jeden ze sług pana Neri rozpalił żywy ogień, ustawił patelnię na trójnogu, wlał w nią oliwę i począł oczekiwać na ryby, które dziewice rzucać mu miały. Jedna z dzieweczek poczęła mącić laską wodę w stawie, tu i ówdzie, gdzie wiedziała, że ryby się ukrywają, druga zasię nastawiła sieci. Król z przyjemnością patrzył na to rybołówstwo. Dzieweczki rychło wiele ryb ułowiły i rzucały je na brzeg, a sługa podnosił je i kładł żywcem niemal na patelnię. Najpiękniejsze okazy ciskały, jak je nauczono, na stół przed króla, grabiego Guida i pana Neri. Ryby trzepotały się na stole, co tak bawiło króla, iż chwytał niektóre i odrzucał je żartobliwie dziewicom.
Giovanni Boccaccio „Dekameron” (przeł. Edward Boye)

Od tego czasu na stole leżała zawsze cała sterta książek, niektóre przywiezione z domu, inne nabyte później, i Urlich to improwizował, to znów, aby czegoś dowieść lub zacytować jakąś wypowiedź dosłownie, otwierał którąś z nich w miejscach zaznaczonych karteczkami. Były to przeważnie żywoty i wyznania mistyków albo naukowe rozprawy o nich i Urlich zwykle zaczynał rozmowę mówiąc:
- Zbadajmy możliwie jak najbezstronniej, co tu się dokonuje. – Była to ostrożna postawa , której dobrowolnie tak łatwo się nie wyzbywał; i tak pewnego razu powiedział: - Gdybyś mogła w całości przeczytać te opisy, które mężowie i niewiasty minionych stuleci pozostawili nam o swym zatopieniu się w Bogu, znalazła byś, że wszędzie pomiędzy wierszami kryje się prawda i rzeczywistość, choć zawarte w nich twierdzenia w najwyższym stopniu przeczą twemu dążeniu do nowoczesności.
Robert Musil „Człowiek bez właściwości” (przeł. Krzysztof Radziwiłł, Kazimierz Truchanowski i Janina Zeltzer)

Nie ośmieliłem się podsunąć jej drugiej dawki środka nasennego, wciąż nie tracąc nadziei, że poprzednia dawka pogłębi w końcu jej sen. Zacząłem się do niej przysuwać, gotów na wszelkie rozczarowanie, wiedząc, że lepiej poczekać, ale już niezdolny dłużej czekać. Moja poduszka pachniała jej włosami. Czołgałem się ku mej połyskliwej, kochanej, zatrzymując się lub cofając za każdym razem, ilekroć mi się wydawało, że ruszyła się alba ma się poruszyć. Jakiś powiew z Krainy Czarów jął przeobrażać moje myśli; wydawały się teraz jakby wyróżnione kursywą, jakby odzwierciedlająca  je powierzchnia marszczyła się od tego urojonego powiewu. Od czasu do czasu świadomość zaginała mi się w niewłaściwym kierunku, ciało me podpełzało w sen, to znów ze snu, raz czy drugi przyłapałem się na tym, że odpływam niechcący w smętne pochrapywanie. Wierzchołki górskie pożądania przysłaniała mgiełka czułości.
Vladimir NabokovLolita” (przeł. Robert Stiller)

A ja siedziałem I rozumiałem starego Mitricza, rozumiałem jego łzy – staremu po prostu wszystkiego i wszystkich było żal: przewodniczącego, bo nadano mu takie haniebne przezwisko, i ściany, którą tamten obsikał, i łódki, i czyraków – nad wszystkim się litował… Pierwsza miłość czy ostatnia litość – co za różnica? Bóg umierając na krzyżu nakazał nam się litować. A szydzić – nie. Litość i miłość do świata – to jedno. Miłość do każdego pyłka, do każdego robaka. I dla płodu każdego robaka – litość.
- Ano, ojczulku – zwróciłem się do niego – wiesz co, poczęstuję cię, zasłużyłeś sobie! Bardzo pięknie mówiłeś o miłości!...
- Tak, wszyscy, wszyscy wypijmy! Za orłowskiego szlachcica Iwana Turgieniewa, obywatela słodkiej Francji!
- Jazda! Za orłowskiego szlachcica!...
Znowu zaczęło się to samo bulgotanie i brzęk, a potem szelesty i ciamkanie. Etiuda Des-dur Franciszka Liszta, wykonywana na bis…
Wieniedikt Jerofiejew „Moska – Pietuszki” (przeł. Barbara Dohnalik)

Ksiądz wyszedł w towarzystwie niskiego, krępego chłopa. Pies podkulił ogon i przestał warczeć. Chłop popatrzył na mnie, po czym wziął księdza na bok. Słyszałem tylko strzępy ich rozmowy. Wieśniak był wyraźnie zdenerwowany. Wskazując na mnie krzyczał, iż wystarczy jeden rzut oka, by poznać, że jestem nie chrzczoną cygańską gnidą. Ksiądz spokojnie oponował, ale chłop nie dawał się przekonać. Upierał się, że przyjmując mnie, naraziłby się na straszne niebezpieczeństwo, bo Niemcy często zaglądali do wioski: gdyby mnie znaleźli, nie pomogłaby żadna interwencja.
Ksiądz powoli tracił cierpliwość. Nagle ujął wieśniaka za ramię i szepnął mu coś do ucha. Chłop natychmiast spokorniał: zaklął, ale kazał mi iść za sobą do chaty.
Jerzy Kosiński „Malowany ptak”