Saga o Kamienicy. Pieśni prasłowiańskiego Pomorza

Kategoria: proza Opublikowano: piątek, 19 luty 2010 Drukuj E-mail


Henryk Romanik

 

Białe morze

Gdzie ocean polarny słone wody toczy
Grzywiastymi falami biczuje białe brzegi

Tur z Wodanem spierają się o królowanie
Wysyłają drakary pełne dzielnych morsów

Tam z południa Pierun i Trzygłów mocarny
Podnoszą tęgie włócznie wypalone w ogniu

Od najstarszych pokoleń przymorskie krainy
Śpiewają na wyspach i tańczą nad rzekami

Jak warkocze splatane na słomianych głowach
Jak słoneczne promienie rozbawiają twarze

W różnych słowach pozdrowią swego i przybysza
Pieśnią nową witają każdą porę roku

Kiedy Arab z Kordoby przychodził po niewolnych
Chłodny wiking za srebro oddawał sąsiada

Nad Parsętą i Regą niepokój krył się w grodach
Obcy częściej niósł pożar i niż nowinę dobrą

Solą witał Kołobrzeg i chlebem gościnnym
Przyjmował gospodarz nad dumną Kamienicą

To na Resku czekały łodzie i dłubanki
Na pogodę przyjazną by dalej wypływać

Na zachód do Wolina Arkony i Hedeby
Na wschód do Gdańca Truso i Birki zamorskiej

Dziś spisane słowami ludów europejskich
Stare dzieje i prawa bogów swoich cudzych

Słowianin zamilkł w domu pewny i bezpieczny
Mądrości ukrył w znakach na niebie i ziemi

Czytaj gościu pokornie z lotu kormoranów
Z szumu buków i w tropach zwierzyny swobodnej

Słyszeć chciej w głębi kamiennego serca
Tętno żywe i prawdę źródeł długowiecznych

 
1. KAMIENICA

Czarne wody ja smoła wywarzona z korzeni sosen i modrzewi wypełniają dolinę jeziora. Przybysze zza morza dojrzeli w nich wężosmoka, co rozłożył się wśród mrocznych wzgórz przybrzeżnych. Jak fiord rozdziera górę w krainach polarnych jezioro to zupełnie niepodobne do rozlewisk nadbałtyckich, oddzielonych jęzorami mierzei od słonego oceanu.
Białe buki unoszą pod niebem zielone namioty jakby świątyni leśnej albo pałacu z bajki arabskiej. Oplatają jak mocarze głazy pogubione jakąś potężną wolą stworzyciela tej ziemi. Kamieni tu tyle, bo powiada starzec, że stał kiedyś zamek pierwszego króla Pomorza. Goran mu było na imię. Z wysoka przysłany...
 Mówią o jakiejś burzy, co zatrzęsła światem. O wojnach i przewrotach, skłóconych sąsiadach. Jak było naprawdę, dziś już nikt nie wie wszystkiego. Widać tylko kamienie jak blizny po ranach. Czy ktoś jeszcze na nich co zbuduje?
Niech szczuki i węgorze radują rybaka, a dzik z jeleniem nie umkną łowczym hartom.
Kaczki i jastrzębie, rybitwy i łabędzie jak klejnoty jakie zdobią chmury w zwierciadle jeziora.
Kamienica: schronienie tylu ludów odkąd lody odeszły na północ, dokąd płyną tutejsze wszystkie rzeki.


2. TRZY GRODY 

Kamień

Od wschodniej strony jeziora mieszkali tutejsi. Przyszli z południa, mówili mową zrozumiałą od Konstantynopola, wokół Karpat i nad rzekami północnymi. Lud swarny i pracowity, co nie znał pisma, ale w pieśniach opowiadał dzieje plemienne i prawa najdawniejsze wpajał młodym. Pośród nich gościnność w wielkiej była cenie.
Kamieńcy nie znali niewoli, stąd najazdy obcych zgorszyły ich do szpiku kości. Zamiast bursztynem i skórami Arab płacił srebrem, Rzymianin kryształami, a Grek mamił oczy kartami, które mówią. A swój swojego oddawał za grosze. Straszny to grzech, podobny do mordu: życie komu ukraść, duszę odczłowieczyć. Od tej pory rów głęboki rozdzielał grodziszcze: wyżej dla wolnych, ku słońcu jasnemu, a północna część, ta spadająca ku Błotnicy, znaczyła niewolę. Do dziś ta rana pali jakby solą rozdrażniana.
Zmieniały się czasy, ludzie odchodzili, a las ten sam czuwał nad domem. Las Belbuka, boga dobrej zimy i przyjaznych źródeł. A gród jak kamień w wodę pogrążył się w niepamięć nowych obcych, co wolą tu nigdy nie zaglądać. I tylko ciężar taki, gdy wchodzisz na wały...


Trzynik

Trzygława miano miało grodziszcze na zachodnim brzegu. Znali je przybyli z wysp morskich żeglarze i kupcy. Bóstwo o trzech obliczach, tajemna istota, która kryje w sobie źródło życia w świecie: tam gdzie mąż i żona żyją wiernie w domu, tam to trzecie za rok ubogaci domostwo.
A gdy zaczęli zjawiać się świadkowie Boga chrześcijan, ci w drodze za bursztynem i ci z ziem keltyckich, znad morza Atlantów, krzyż i koniczyna też znaczyły jedno: Jednego w trzech osobach. Potrójne zwycięstwo, w mowie Greków - „trzynik” – stało się wezwaniem do służby nowej sprawie.
Tu było targowisko kupców duńskich i galijskich, co z przystani na Resku płaskodenkami dobra swoje spławiali pośród stron bagnistych. Czas jakiś kwitło miasto, aż Polanie przyszli i w nowym gnieździe zarządzili stolicę dla spotkań kupieckich przybyszów ze wszech stron świata. I ucichło życie w Trzyniku i rozeszli się znad Kamienicy do nowych siedzib nad Parsętą: od Białogrodu po Kołobrzeg, bogaty biały złotem.


Dargot

Gród z południa najstarszy był i najmniejszy miarą, a pamiętał czasy Gotów, idących gdzieś ze Skandii. Schronienie panów tej ziemi od wieków niepamiętnych, co przyszli tu pierwsi. Skąd byli, jaką mowę mieli i jakich bogów wzywali? Nikt już ich nie pamiętał, gdy Pomorzanie przyszli po Gotach. Ich darem nazywali to pierwsze gniazdo nad
Kamienicą, skąd władczy wzrok na całym jeziorem panował.
Jakieś urny z runami zostały po nich w kopcach. Czerepy pobite w gliniastej glebie znajdziesz, a prócz tego nic więcej. Miecze i klejnoty zabrali na południe, gdzie poszli tułając się po Europie. Ludzie niespokojni, żądni drogi i zwycięstw bogatych.
Potem gród ich pierścieniem okolony stał się miejscem poświęconym. Tu dni uroczyste spędzali Pomorzanie. Postawili dom duchom i skarby zbierali. Tu wodzów wybierali nad całym plemieniem, którego znakiem był dzik, prosiec albo prośnik, wszędzie żyjący w lasach tej krainy. Znak to był pokoju, dostatku i zdrowia.
 Tu wreszcie praw nauczali i sądzili zdrajców, a skazanych na ofiarę zapokojną w bagnie zanurzali. Radzili w czas pokoju, zbierali się do wojen. Gród Dargota, stolica mądrości na pomorskiej ziemi.


3. GRÓB GORANA

Nazwali go Goranem, bo spoczął na miejscu najwyższym nad wodami jeziora. Był tu przed wszystkimi, stary i potężny. Do grobu tego różni przychodzili zdziwieni: coś za jeden, komuś władał, kto cię uczcił dwunastu głazami?
Niewiele takich grobów na brzegach Bałtyku. Jeden czy dwa w naszej ziemi znaczą, żeśmy nie pierwsi; że przed wszystkimi Pomorzanami był ktoś, kto został na wieki. Czy to jego synowie zebrali skały grobowe, by zaświadczyć o solidności przymierza braterskiego? Czy za życia sam Goran postawił podwalinę, gdzie miał być zbudowany nowy dom w ziemi nowej? Czy spoczął samotnie, czy z bliskimi sobie; bogaty w skarby doczesne, czy z miską marnej strawy...
 Słowianin rozpoznawał w tym miejscu tęsknotę za górami, wiking nordycki łodzią nazywał grobowiec na zachód skierowany. Każdy układał swą sagę, albo snuł bajania. I w końcu wszyscy poszli, każdy w swoje strony, tylko Polanin kazał spisać mnichowi rodem z Galii pieśń o kamiennym królu. Do dzisiaj ją śpiewają duchy nad jeziorem.
Milczysz jak ten grobowiec, jak kamień w otchłań strącony. I pewno tak zostanie do końca tego świata. Za ciężkie te gór okruszyny, by ukradł je ktoś dla siebie. A gdy przyjdzie kiedyś nowy wędrowca, wyznawca Jedynego, czy czciciel demonów, powie o grobie Gorana: pewno to ślad kogoś co był przede mną.


Białe ptaki

Szlachetne jak anioły, pomorskie łabędzie,
Wierne pierwszemu gniazdu
I skrzydłom wybranym.

Jak kwiaty na wietrze ozdabiają wody,
Pokornie kwitnące od wiosny
Do nowych lodów.

Anioły powrotów, milczące drogowskazy,
Co zapraszają ludzi, aby pamiętali
O ich domu w niebie.



Latarnia Morska 2 (6) 2007