Włodzimierz Kruszona "Cudzym życiem nie pożyjesz", Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2005, str. 252

Kategoria: port literacki Opublikowano: wtorek, 17 listopad 2009 Drukuj E-mail

Wanda Skalska

Bardzo rzadko współcześnie Kołobrzeg gości w prozatorskich utworach. A jeśli już, to na kartach marnych powieści i jako dekoracja. Pojawia się na przykład ostatnio w "Babskim motywie". (kryminał) Joanny Chmielewskiej i w wołającej o pomstę do nieba obyczajówce ".Manhattan", którą napisała Irena Durka-Żydek. A tu raptem Kołobrzeg wychodzi na plan pierwszy. Służy nie tylko jako tło akcji. Staje się też nieformalnym i niespersonifikowanym bohaterem prozy.
Mówię o debiutanckiej powieści Włodzimierza Kruszony "Cudzym życiem nie pożyjesz". To rzecz napisana z pasją, pełna estymy dla nadmorskiego miasta. Czyta się ją wartko.
Powieścią biegną trzy ciągi czasowe: a każdy wyodrębniony na kartach powieści innym krojem czcionki. Pierwszy wątek rozwija się przed I wojną światową, drugi na przednówku kolejnej wojny, trzeci - współcześnie.
Uderza nasycenie szczegółem. Kruszona sugestywnie maluje detale i atmosferę niemieckiego kurortu. Widać, że zależało autorowi na autentyczności tła. Wierny opis dawnego i współczesnego Kołobrzegu podkreśla odtworzona topografia, nazewnictwo ulic, domów sanatoryjnych i pensjonatów.
To tylko sugestywne tło. Dla fabuły, która czytelnika wciągnie albo nie. W tym wypadku wciąga. Gdyż bohaterem książki uczynił autor wyrazistą postać. Jest nią Jan, człowiek gruntownie wykształcony i wewnętrznie skomplikowany. Sprawiają mu kłopot i kobiety (nieśmiałość) i wybory moralne (relatywizm?). Z trudem porusza się w gęstniejącej chmurze narastającego nazizmu, na koniec, współcześnie, wikłając się w historię z prostytutką. Dopada go coraz silniejsze rozczarowanie. Rozczarowanie dotyczące postaw ludzkich i życia w ogóle.
Lecz jest coś w tej powieści, co trochę zgrzyta. Nadmiar filozofii. Co rusz to George W. Hegel, a jak nie Hegel, to Soren Kierkegaard, albo Fryderyk Nietzsche, albo Immanuel Kant, albo Leszek Kołakowski. Ma to pewne swoje uzasadnienie (w końcu Jan jest doktorem filozofii). Jednak dosłowność cytatów i często powtarzanych nazwisk staje się sztuczna. Być może autor powieści chciał wtopić mądrościowe maksymy, jednak sterczą z tej prozy niczym skały z przybrzeżnego morza.
Na szczęście inne walory maskują ową niezręczność.

Jeszcze jednoś Fakt "spóźnionego" debiutu. Autor urodził się w 1954 roku, powieść wyszła w roku ubiegłym. Powiedzmy od razu: dojrzałość biologiczna raczej sprzyja pisaniu prozy. Literatura pełna jest debiutantów w okolicy pięćdziesiątki. Że wspomnę tylko tak tęgich prozaików jak Andrzej Kuśniewicz i Anatol Ulman. A znamy przypadki jeszcze późniejszych udanych debiutów.

 

Latarnia Morska 1/2006