Jerzy Fryckowski "Jestem z Dębnicy", seria Nasza Pomorska Mała Ojczyzna, Agencja Reklamowo-Wydawnicza LenART, Słupsk 2010, str. 96

Kategoria: port literacki Opublikowano: wtorek, 20 kwiecień 2010 Drukuj E-mail

Jerzy Fryckowski (1957, urodzony nad Skotawą) - poeta, satyryk, krytyk literacki, dziennikarz, animator kultury, ale "przede wszystkim wiejski nauczyciel" - powiada skromnie wydawca o autorze. Owszem, twórczość J. Fryckowskiego nie jest powszechnie znana. Nie znaczy to jednak, że nieciekawa czy mało warta czytelniczego zachodu. Gdyż fakt, że nie wpadł w medialne młyny i nie jest "modny" w żadnym razie nie deprecjonuje jego utworów. Przeciwnie. Wiersze J. Fryckowskiego cechuje samodzielność. Świadczy o tym najnowszy tom poety Jestem z Dębnicy.

Wydana w twardej oprawie książka, poprzedzona wstępem Rafała Jaworskiego, zawiera siedemdziesiąt pięć utworów. Istotnym elementem są też archiwalne fotografie (pochodzące ze zbiorów rodzinnych autora) oraz akwarele Urszuli Olczyńskiej, przywodzące na myśl obrazy M. Chagalla.
Podzielony na sześć części zbiór ("Jestem z Dębicy", "Niebieska", "12 kilometrów stąd", "Zmartwienia ze srebra", "On też jest tylko jeden", "Kiedy będę umierał") poprzedza motto z Jana Lechonia: Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczy główną,/ Powiem ci: śmierć i miłość - obydwie zarówno./ Jednej oczu się czarnych, drugiej - modrych boję./ Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.
Ten czterowiersz J. Lechonia z miejsca wprowadza określony klimat dalszych strof. Bo istotnie poeta mocuje się na kartach tomu i z miłością, i ze śmiercią. Przy czym miłość u J. Fryckowskiego, obok nostalgii, miewa gorzki posmak, a śmierć nie jest tylko zwykłą figurą czy tylko kulturowym kodem.
Wersy autora Cierpliwości ubogich (debiut poetycki 1989) toczą się tak, jak w trochę szorstkiej, a trochę czułej spowiedzi dojrzałego mężczyzny, który już z niejednego pieca chleb jadł i zna wartość życia. Nie stroi się w cudze piórka, mówi własnym głosem. Że mowa ta pozbawiona jest językowych fajerwerków? Że nie epatuje "kolorowymi" metaforami, co częste u innych twórców? Bo tak ma być. Poeta jest świadom swego warsztatu i dobierając takie, a nie inne środki wyrazu, kreuje świat własny. Może "kreuje" to źle powiedziane. Bowiem u J. Fryckowskiego nie mamy do czynienia z modelowaniem rzeczywistości, a raczej z autonomiczną, poetycko przefiltrowaną konstatacją. O takim twórcy powiada się potocznie "szczery do bólu". Tyle, że bólowi temu, egzystencjalnemu z natury, daleko do wydumania. Tu akurat "wymyślacze" wierszy muszą złożyć broń.
Podmiot liryczny strof J. Fryckowskiego porusza się w ściśle określonych rewirach: dom, matka, ojciec, rodzina, koledzy, przyjaciele, zmarli, ojczyzna. Przy czym nie spotkamy tu sentymentalnej brei czy żerowania na zastanych zdobyczach poetyckich. To stonowane, poruszające przez to obrazy tego, co dotyka nas od środka i zostaje na zawsze.
Przywołajmy pierwszy z brzegu przykład. Jeden z wierszy u końca tomu pt. "Czarna pocztowa czapka":

Stawałem w niej przed lustrem
domalowywałem sobie wąsy
czarny plastikowy pasek
zapinałem pod brodą
i krokiem marszowym
udawałem się na służbę

Dosiadałem
czerwonego konia na biegunach
w prawej ręce dzierżyłem
wystruganą przez ojca szablę
odzyskiwałem dla nas
Lwów i Wilno
a przy okazji gruszę sąsiada

Moje imperatorskie zapędy
ograniczało przedwojenne biurko
a z drugiej strony zlew
gdzie matka jak Venus z Milo

Od łokci wzwyż


[Jeszcze inny utwór ("*** Kiedy będę umierał napiszę pięć wierszy..."), który wszedł do tego tomu, poznać można na naszej stronie internetowej w dziale "poezja"]

Wanda Skalska