Ewa Elżbieta Nowakowska „Aż trudno uwierzyć. Apokryfy krakowskie”, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział Kraków, Kraków 2016, str. 76

Kategoria: port literacki Utworzono: wtorek, 01 listopad 2016 Opublikowano: wtorek, 01 listopad 2016 Drukuj E-mail


Jolanta Szwarc

Z TYŁU GŁOWY KRAKÓW


Długi czas nie wiedziałam, skąd się u mnie wzięło pragnienie zamieszkania w Krakowie. Dopiero kiedy zaczęłam przeglądać w archiwach dokumenty, szukać aktów urodzeń, zaślubin, zgonów moich przodków po kądzieli, dowiedziałam się, że jeden z moich prapradziadków urodzony w 1798r. w Krakowie jako młody człowiek przeniósł się na Kujawy. Sławetny Antoni był „profesyi kurdybanickiey” .

Kiedy wzięłam do rąk tomik poezji Ewy Elżbiety Nowakowskiej „Aż trudno uwierzyć. Apokryfy krakowskie”, cząstki mojej duszy zaczęły unosić się nad opisywanymi fragmentami miasta.

Ciekawe, „Ta ulica” z latami stawała się coraz dłuższa, dokładano / odcinek do odcinka / kostkę domina / do kolejnej kostki / choć nie zawsze pasowały. Sławetny Antoni pewnie znał tę ulicę na Kazimierzu, który był jeszcze wtedy osobnym miasteczkiem na wyspie. Autorka tomiku urodziła się i nadal mieszka w Krakowie. Z jej wierszy wynika, że lubi swoje miasto, zna jego historię. Potrafi poruszać się w teraz i przedtem. W powietrzu / gdzieś nad brzegiem / Zakazimierki / majaczy / błękitny kościół / świętego Leonarda / z rzadka / wywoływane widmo.

No właśnie, płynie Wisła, płynie starym korytem, a nad nią wznosi się kościół świętego Leonarda, do kościoła wchodzą trędowaci z pobliskiego szpitala, żeby się pomodlić, poprosić Boga o zdrowie i pokój. Jednak niezbyt skuteczne były te modlitwy, nieskuteczna Brama Wielicka i mury obronne. Potop szwedzki zniszczył kościółek, który po odbudowie ponownie został zniszczony przez powódź. Zostało widmo, majak.

Czasy dawne, zamknięte w kamiennym wołku sprzed tysiąca lat / z kreskowaniem na czole / i okrągłymi jak groch oczyma kuszą, uruchomiają wyobraźnię poetki i czytelnika. Tylko ja opowiadam ci / o świętych gajach / Perunie i Swarogu // Przez moment / wydaje nam się nawet / że suniesz / w ich świetlistym zaprzęgu. Tak mało o tych wierzeniach wiem, a zacząć trzeba ab ovo. Pokłonić się słońcu. Pogadać z napotkanym człowiekiem i cieszyć się, że jest, bo wtedy było nas w Krakowie prawie czterysta razy mniej, ale czy to ważne? Może łatwiej było ukryć zbrodnie niż setki lat później. Oddalić się od nich, zapomnieć. Ilość robi swoje.

Plac Bohaterów Getta z pustymi krzesłami, posprzątany z trupów, uprzątnięty, nie ma już porozrzucanych walizek, tylko z dwóch jego stron rosną domy pod wynajem – z tramwaju obserwujemy / z zapartym tchem, / jak dźwig spuszcza / metalową kratę z kolcami. / Nabija na nie przestrzeń. O ironio losu, budowlańcy przygotowują nowe getto – ogrodzone osiedle. Nie wiem dlaczego?
Różne myśli przychodzą mi do głowy. Ludzie nie mają do siebie zaufania. Rozwarstwiają się. Każde plemię chce się izolować. My i tamci. Oczywiście, że my jesteśmy lepsi. Po co jakaś hołota będzie nam się szwędała po osiedlu. Nasuwa się pytanie, dlaczego w ogóle stamtąd, z tego getta, wychodzą, wyjeżdżają, mieszają się z ludźmi wolnymi.

„Na Plantach” zakonnica wzruszyła autorkę, kiedy podniosła rozjechanego gołębia, ale to poruszenie było za wczesne, gdyż kobieta w habicie z obrzydzeniem rzuciła ptakiem o mur.

Ewa Nowakowska swoimi zmysłami rejestruje wszystko. Może to za dużo powiedziane, ale prawdą jest, że rozgląda się po zabytkach, jadąc miejskim środkiem komunikacji zagląda kobiecie przez ramię.

„W tramwaju”

Patrzę

Kobieta mozolnie wystukuje
w przestarzałym telefonie
słowa
TAK SIĘ CIESZĘ

Klawiatura
zacina się


Co do większości wierszy zamieszczonych w omawianym tomiku nie mam wątpliwości, że są to kawałki dobrej poezji, ale powyższy, jak i poniższy nie przekonują.

„Medytacja”

Z autobusu
wysiada dziewczyna

Zostaje po niej
ledwo wyczuwalna
smuga perfum
Zen


Tym utworom nie bardzo zaufałam. Przypomniały mi się tekst Piotra Mitznera i komentująca go wypowiedź Henryka Markiewicza w „Dekadzie” nr 3/4 (2012).
„Chodzę po stolicy w lewym dziurawym bucie
nie ma nikogo
kto by naprawił
gdzie jest szewc Wlazeł z ulicy Kochanowskiego
gdzie szewc Piętka z Żelaznej
gdzie majster z Poznańskiej autor moich pierwszych
wiśniowych półbutów?
nie pytam już o pradziadka Niemińskiego
szewca z Piwnej
znikł nawet z rodzinnego albumu
ubi sunt?
nie pójdę do Kielmana na Chmielną
to za wysokie progi na moja podeszwę
Więcej Tu dziś sex-shopów niż warsztatów
szewskich
nie ma gdzie oddać buta do naprawy
ani szewca do terminu”

„A mnie się wydaje
że dla osiągnięcia efektu
poetyckiego nie wystarczy
wydrukować w osobnych
wersach
dość banalną prozę”

Tak pozwolił sobie powiedzieć o niezbyt udanym tekście profesor. Ja bym się nie odważyła.
Szybko wracam do wspomnień. Zatrzymuję się w Bibliotece Jagiellońskiej. W Internecie oglądam rękopisy Beethovena i Mozarta. O, jakie różnice. Poetka o mało czytelnym zapisie Ludwiga napisała – Zapis kwartetu / imituje kosmos / po podłożeniu trotylu i ciekawie skontrastowała go z zapisem symfonii Wolfganga Amadeusza I pomyśleć / jak równe wisienki / zawieszał na idealnych drutach.

Kusi muzyka, architektura, przyroda i ludzie. Podziwiam fascynację autorki swoim miastem i muszę powiedzieć, że jest zaraźliwa. Zastanawiam się, czy znowu po raz któryś pojechać do Krakowa. Pojadę i wykorzystam tomik „Aż trudno uwierzyć”. Będzie moim przewodnikiem. W wielu miejscach tego miasta byłam, ale poetka uświadomiła mi, że przez wiele przemknęłam, ledwie otarłam się. Kraków jest też mój. Mam go z tyłu głowy.

Ewa Elżbieta Nowakowska „Aż trudno uwierzyć. Apokryfy krakowskie”, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział Kraków, Kraków 2016, str. 76

Jolanta Szwarc





Przeczytaj też w „porcie literackim” recenzje zbiorów wierszy E.E. Nowakowskiej Trzy ołówki (2013), Merton Linneusz Artaud (2012), Nareszcie (2014),  a także zbioru opowiadań Apero na moście (2010)