Szczepan Kopyt „Zabic”, Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2016, str. 40

Kategoria: port literacki Utworzono: środa, 07 wrzesień 2016 Opublikowano: środa, 07 wrzesień 2016 Drukuj E-mail


Kamila Kasprzak

SUBTELNOŚĆ KOMUNISTYCZNEJ OPTYKI

Czy twórca z etykietką społeczno-politycznego zaangażowania, pewnym „zestawem” tematów i dużą dozą niepokory, może wciąż zaskakiwać świeżością inspiracji? Oczywiście, co zresztą sam udowadnia w swoim najnowszym tomiku pt. Zabic.

Poznański poeta Szczepan Kopyt, który ma już na swoim koncie takie zbiory wierszy jak [Yass], Możesz czuć się bezpiecznie i Sale, sale, sale oraz płytomiki Buch i Kir, znany jest bowiem ze swoich anarcho-komunizujących poglądów, więc co za tym idzie dystansu do indywidualizmu i pisania wierszy o „dupie Maryni”.

Poza tym jego utwory nacechowane są dużą wrażliwością, erudycyjną lekkością oraz mocnym, lecz nieoczywistym przekazem, choć w tym przypadku okładka tomiku wręcz dosłownie nawiązuje do polskiego wydania Manifestu komunistycznego przez Książkę i Wiedzę w 1949 roku. Tyle, że wiersze autora nie mają za zadanie sławić wiadomej idei, mimo iż bardzo ku niej ciążą, a otwierające całość „Wypisy dla klas pracujących” zawierają jasne stwierdzenie: „Konieczną formą nie celem jest komunizm”.

 

Jednak zanim bliżej przyjrzymy się poszczególnym utworom, warto nadmienić, że poetyka Kopyta osiągnęła już taki stopień dojrzałości, że jej rytm, układ wersów czy użyte środki stylistyczne jak metafory, porównania i wtrącenia, a także chwilami patetyczny i pełen egzaltacji ton – właściwie wpisuje się w najnowszy kanon.

W dodatku jeśli twórczość poety inspiruje też tak zwaną społeczność slamową, to tym bardziej potwierdza fakt, że nie trafia ona w próżnię. I tylko żałować można, że tym razem autor wraz ze swym muzycznym partnerem Piotrem Kowalskim nie pokusił się również o dźwiękową wersję swej publikacji, czyli wspomniany płytomik. Byłoby wtedy jeszcze bardziej atrakcyjnie zarówno w wymiarze artystycznym, gdyż utwory autora Sale, sale, sale bardzo dobrze sprawdzają się jako swoiste protest songi, jak i frekwencyjnym, bo nie od dziś wiadomo, że muzyka bardziej przyciąga odbiorców niż tak „niesprzedawalny produkt” jak poezja.

Oprócz tego przyjemnie byłoby posłuchać choćby kilku wierszy w „piosenkowym wydaniu” wśród których a nuż znalazłby się drugi tak ciężki od bluesowej nuty „Kryzys” czy zaskakujące żwawym tempem „Iuvenes dum sumus”.

Wróćmy jednak do „Wypisów...”, które przede wszystkim wyróżniają dwie cechy: sposób zapisu i bardzo „marksowska fraza”. Ten pierwszy więc to nic innego jak numeracja poprzedzająca wersy, której zadaniem jest pewne wzmocnienie i uporządkowanie zawartego w tekście przekazu zaczynającego się od próby zdefiniowania szczęścia klasy pracującej. Natomiast pod pojęciem „marksowska fraza” kryją się określenia używane przez poetę, które wprost przywodzą na myśl język ojca Kapitału jak na przykład „kochasz wytwarzając miłość wzajemną” albo „stosunek społeczny stosunkiem naturalnym”. Przy czym dalej tego Marksa jest oczywiście więcej i pojawiające się co rusz nawiązania do jego retoryki i wrażliwości, tak naprawdę spajają cały tom.

Te akcenty zatem obecne są zarówno językowo jak i mentalnie, na przykład w mającej potencjał rewolucyjny „Mgle”, po której „miasto wraca do skrupulatnej symulacji pracy” i gdzie „kto udaje, że płaci zrzuca stopy z krzesła”, choć najpełniej realizują się w zamykającej całość „Zapłacie”. Ten wiersz to bodaj najbardziej wzruszający obraz dokonywania żywnościowego wyboru z perspektywy praw pracowniczych, dobra otaczającej przyrody i w efekcie planety, a przede wszystkim praw zwierząt.

Co więcej, podmiot tego utworu szukający dróg do etycznego weganizmu, zahacza wręcz o ekosocjalizm, by nie powiedzieć ekomarksizm i jest jednocześnie świadom „własnych przewin” wobec środowiska. Poza tym nie rości sobie prawa do moralizowania, tylko co najwyżej sugestywnych wskazówek typu: „im mniej czasu poświęcasz rzeczom / im więcej przyrodzie w tym sobie / tym lepiej / obserwuj / ucz się / i czuj.”

Jednak „Zapłatę” można też czytać w szerszym kontekście - jako niewesołą opowieść o dzisiejszym świecie, którą podobnie jak w genialnym „Uderzeniu” z tomiku Kir, wyrzuca z siebie nadwrażliwy narrator „ze starej mnemotechnicznej samozwańczej heterodoksyjnej tradycji słów ze strony wiary i czucia, która odrzuciła zakaz szkiełka i oka.” Zresztą „Zapłata” także stylistycznie bardzo przypomina „Uderzenie” i równie mocno wbija swym tekstem czytelnika w fotel.

Z kolei pozostałe wiersze również nie odstają od wyżej wymienionych i mimo „marksowskiego mianownika” zaskakują różnorodną tematyką. Wśród nich znajdziemy więc m.in. swoisty hołd złożony walczącym z tzw. Państwem Islamskim Kurdom w Kobane oraz krytykę bierności bogatych państw i wolnego świata.

Dalej mamy też absurdalną patologię w postaci eksmisji staruszki przez... wojsko zatytułowaną jakże „biznesowym” terminem „Negocjacje”, wcieleniowy „Scenariusz”, gdzie bohater w każdej zwrotce staje się innym „systemem” stworzonym przez człowieka i wiele innych tematów zawartych czasem w celnej dwuwersowej metaforze.

Chociaż z drugiej strony Kopyt chyba najlepiej sprawdza się w dłuższych formach i w związku z tym warto jeszcze zatrzymać się nad utworem „Proste plecy”, który też swym stylem przywodzi na myśl „Uderzenie”, ale jest od niego bardziej zdyscyplinowany zarówno w zapisie jak i słowach dopełniających pierwszy wers.

I wreszcie „Proste plecy” to niezwykle wizyjna opowieść, w której życie codzienne splata się z władzą kapitału i różnymi zasadami przyjętymi w społeczeństwie, a narrator przez swój dystans do systemu i wezwanie do odrzucenia strachu, znów nie kryje swego zaangażowania.

W tym ostatnim zaś komunistyczna optyka w postaci odmowy pracy zwieńczonej piękną zachętą do wyjazdu na wakacje (?), a może po prostu zbliżeniem się do natury („odgrzej sobie bursztyn / pamiętaj o piasku”) przeplata się z „anarchizującym tańcem” (w myśl słów Emmy Goldman, że „Jeśli nie mogę do tego tańczyć to nie jest moja rewolucja”). Te dwa pierwiastki zdają się obecne w sercu i twórczości poety niezmiennie, choć w różnych proporcjach.

Szczepan Kopyt „Zabic”, Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2016, str. 40

Kamila Kasprzak