Małgorzata Skałbania „Ćwirko”, Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”, Lublin 2016, str. 62

Kategoria: port literacki Utworzono: wtorek, 30 sierpień 2016 Opublikowano: wtorek, 30 sierpień 2016 Drukuj E-mail


Anna Łozowska-Patynowska

ROZWAŻANIA O PORTRECIE TRUMIENNYM, KTÓRY STAŁ SIĘ TEKSTEM

W zbiorze Ćwirko Małgorzata Skałbania zaprezentowała nieco inny zakres problematyczny niż w tomiku Szmuctytuł, co nie oznacza, ze poetka zrezygnowała całkowicie z własnego stylu i sposobu ujmowania interesujących ją dylematów współczesnej kultury. Ćwirko to, w ogólnym rozumieniu, pretekst do wielowymiarowego portretu kreślonego niewidzialną ręką samego życia.
Poetycka koncepcja wyprawy przez szczeliny tekstu w poszukiwaniu człowieka to główne zadanie, jakie stawia sobie Małgorzata Skałbania. W wierszu otwierającym tomik pt. „***zbiór generalnie bardzo nierówny…” idea przewodnia nie istnieje, bo pisze ją prawdziwe życie, którego metaforyczna struktura została przelana na papier, dlatego czytamy: „nie szukaj podtekstu/ to tekst prawdziwy”. „Tekst prawdziwy” wyjęty z życia, przepełniony bólem, nasycony doświadczeniem to propozycja Skałbani. Otwierający zbiór wiersz jest czymś więcej niż inicjacją rozważań i początkiem wyprawy, czy też manifestem poetyckim akcentującym fenomen kompozycyjny zbioru utworów. Skałbania każe nam czytać tekst równie głęboko jak „zanurzać się w ranie” niczym „niedowiarek”, chce abyśmy współtworzyli go sobą, bo ona sama już tam tkwi, cała „po brzegi” w składzie liter.

Zatem utwór otwierający tomik poetycki każe przyjąć czytelnikowi inną optykę analizowania świata opartego u Skałbani na „zbitych dowodach”. Tu bowiem nic nie jest w stu procentach pewne, nic nie jest skończone czy wyczerpane. Materia słowna to w jej rozumieniu wyjątkowy organizm zdolny do „ciało-słownej” reprodukcji. Szkoła poetyckiego „portretu”, którą autorka tekstu zakłada na kartach tego zbioru liryków staje się rzeczywistością jedyną. Skałbania nie broni świata, tworząc kamuflaż jego braku, lecz odziera przedstawioną przestrzeń z patosu, rysując jego wartość „bez bandaża autoportretu”, bez przesłony i przesłodzenia.

Doświadczenie stanu hiperostrości przestrzennej to w liryce Skałbani ujrzenie „gałązki czuwającego drzewa”. Desygnat mikrolabilności ludzkiej wrażliwości i „czuwania” natury tow omawianej liryce równolegle pytanie o granicę ubytku aksjologicznego i możliwość odzyskania wartości materialnych. Kanibalistyczne wizje Skałbani, jak w wierszu „*** krajać przymierze” są odnowieniem mitu orfickiego, który stanowi źródło prawdziwego obcowania z absolutną rzeczywistością poetycką. Orfizm znaczy dla Skałbani rozdwojenie wartościujące, poszukiwanie scalenia przez bluźnierstwo, złożenie krwawej ofiary, która jest twórczą, odśrodkową siłą katharsis. Poetka tworzy w ten sposób deiksę ludzkiego życia jako pełnię wątpiącą w tę całość, oczekującą na możliwość dookreślenia. „Przymierze”, rozumiane jako „pogodzenie rozdwojenia”, dokonujące się w człowieku, jest jedynie „wyobrażeniem nierozkrojonej wzdłuż ofiary”. Trwanie ludzkie to iluzja istnienia pełnego. Bycie wewnętrznie zespolonym „śni się” miedzy wierszami. Bo ta egzystencja u Skałbani jest nie tylko krucha, ale i miałka, rozdrobniona, rozsypująca się w palcach.

W wierszu „***w innym domu…” podmiot liryczny przedstawia nowy wymiar eucharystii będącej zapowiedzią zmartwychwstania ciała, co zapowiada Skałbania w wieloaspektowym odwołaniu do mitu orfickiego. Ciało jest nie tylko ogniwem komplementarnym wobec duszy, ale i obiektem sakralnym, dzięki któremu proces zjednoczenia z Absolutem może zostać dokonany. Wieczerza, jak prawdziwa święta uczta, rozpoczyna się od słów: „gospodarz ojciec (po modlitwie) wziął pierś”. Konsekracja świata w wymiarze cielesnym, zdarzająca się w poezji Skałbani w ramach „mięsnej liturgii” skrywa w sobie wiarę w powtórne wcielenie. Słowa bohaterki lirycznej w wierszu: „moja szyjka stawała w mojej szyi”, powinniśmy odczytywać jako wiarę w istnienie bytu transcendentnego, niosącego innym możliwość oczyszczenia. Ale „dławienie się” jest tu stanem trwałym. To niezgoda na świat i jednocześnie na śmierć, która zewsząd otacza człowieka. Kanibalistyczny porządek rzeczy ulega zachwianiu, w wierszu rodzi się wątpliwość o dalsze istnienie, a może raczej nieistnienie. Bo właśnie to ilustruje poetka, walkę o stałe zaszczepienie człowieka w świecie, nieważne w jakiej postaci. W ten sposób jej liryki stają się modlitwą o dokonanie się „niepokalanego poczęcia istot”, jak w wierszu „wół ukamienowany i baranek zarżnięty”. Obok świata bytów zniszczalnych „żyje” rzeczywistość pełna istnień „wolnych od grzechu adama”.

Skałbania krąży wokół zagadnienia winy i „bezwiny”. Obraz koni dramatycznie walczących z czekającą ich zagładą pełni u poezji Skałbani funkcję metafory pragnienia życia za wszelką cenę, życia, które walczy o przetrwanie. Śmierć rozumie tu poetka jako triumf „zaszłości” nad aktualnym status quo, w kontekście rozważań nad życiem Danki Godyckiej-Ćwirko, której „portret trumienny” odrysowuje na kartach zbioru Ćwirko. W wierszu „*** autor miesięcy…” słowa adresowane do kobiety, być może do samej Godyckiej-Ćwirko bądź odwrotnie, do samej Małgorzaty Skałbani, brzmiące: „nie zauważyłaś życie nasze tłumaczone oddala się od tekstu/ źródłowego” poszerzają jeszcze bardziej rozpoczętą przez poetkę refleksję egzystencjalną. Projekt tekstu otwierającego zbiór to zatem tylko plan nie mający odniesienia do rzeczywistości. Tekst tworzący się, toczący się wraz ze strumieniem opowieści-życia, żywy, zaangażowany w istnienie staje się tekstem indywidualnym dalekim od wzorca gatunkowego. Tekstem jest sam człowiek zapisujący swoje życie na białych kartach, uaktualniający formę, aż w końcu istota stająca się „tryptykiem nouveau”.

Ten tekst równie dobrze może być „dobry/ otwarty”, ale też wątpliwy, dramatyczny, skrywający w sobie „piaski do żywego”. Utwór literacki, który staje się przestrzenią bytowania drugiego człowieka, niemalże obcowania z jego duchem przenikającym całą jego kompozycję staje się „trudny do podtrzymania”. Ciężar tekstu wynika z tego, że czuć w nim oddech człowieka, współbycie poprzez mistyczną ofiarę i „niepokalany” aspekt dalszego trwania. Poetka dramatycznie poszukuje znanego oddechu, jak bohaterka liryczna w wierszu „*** filozofie podciągam się…”, nawet poprzez „ubrane buty z drugiej ręki”. Tkając test o drugim człowieku, Skałbania uczy się „sznurować buty jak własne”, stając się tym, kim w rzeczywistości nie jest. Proces tworzenia wynika zatem z tęsknoty bez granic za drugą osobą, z tęsknoty osuwającej poetce tekst pod stopami, tekst, którego lektura zaburza linearny porządek przyczynowo-skutkowy, utwór poetycki, który się „wlecze w pogoni” za niebem będącym „kwiatem/ który już nie cieszy”.

Tezę tę podtrzymuje przeważający na szalę biograficzności wątek sportretowanej kobiety, pamięci kobiety o różnych twarzach, jak w wierszu „***współrozumne”. Skałbanię nie interesuje tylko pamięć, upływ czasu, cechy ludzkie czy w końcu obraz samej przywołanej kobiety. Najważniejsza w kontekście tych rozważań jest perspektywa nikłej egzystencji, istnienia ginącego, rozmywającego się w równomiernym nurcie życia, trwanie w tym, co „zupełnie wszystko jedno”, czyli współtworzenie tła bezgranicznej obojętności. Co to znaczy w takim razie śmierć? To nie jest tylko odchodzenie drugiego człowieka, ale dramatyczna walka o jego przetrwanie, choć fragmentaryczne, we mnie samym, jak twierdzi Skałbania, w pewnym ciele, może „moim” ciele. Utrwalanie w tekście wizji niepojętej, świętokradczej i bluźnierczej, w tekście ustawionym „przodem do pana (…)/ tyłem do ołtarza” dostrzegamy ogromy zapas ludzkiej wrażliwości zaklętej w metatekstualnej refleksji o „ukraińskiej babuleńce” czy sielankach Klonowica. Opowieść o „santa muerte” skwitowana wielowymiarowym portretem człowieka idealnego, poddanego samokrytyce, jawiącego się pomiędzy sprzecznościami to właśnie apokryf Skałbani, brutalnie poddany samoocenie i określony jako „górnolotny”.

Rzeczywista definicja człowieka w prezentowanym zbiorze nie wynika z tekstu wprost. Znajduje się „za ścianą kieszeni”, w niby prowizorycznie naszkicowanym odcinku charakteryzującym żywot „prostopadły” człowieka, już nie równoległy, lecz „prostopadły” właśnie do rzeczywistego trwania, wielowymiarowy i nie dający się sklasyfikować przy pomocy zwyczajnej podziałki trwały-nietrwały, stabilny czy uchwytny. Myśląc o człowieku, Skałbania pragnie wypowiedzieć i faktycznie wypowiada słowa „nie odchodź/ bez rozwiązania zadania”. Batalia matematyczna z „santa muerte” rozwija się w postać wizji z „Przedwiośnia”, ukazującej odkrycie na nowo „świętych sopli” wiary w to, co niewyrażalne i wątpliwe. W tym świecie reinterpretacji statusu człowieka, jego emocjonalnych cech dystynktywnych, istota ta nie traci swojego znaczenia. „Topi się” jedynie „wiara szalona”. Właśnie to zaprzeczenie wyznacza trajektorię prawdziwej kondycji ludzkiej wzrastającej na wartościach kultury, a dewastowanej każdego dnia przez to, co trywialne. O jakim zatem człowieku snuje swoją refleksję Skałbania? O człowieku z krwi i kości, stworzonym na obraz i podobieństwo „ciała”, którego zadaniem jest unosić coraz wyżej „sople” tchnienia.

Małgorzata Skałbania „Ćwirko”, Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”, Lublin 2016, str. 62

Anna Łozowska-Patynowska

 


Przeczytaj też w dziale „poezja” wiersze M. Skałbani, a w „porcie literackim” recenzję zbioru poetki pt. Szmuctytuł (1915) – również autorstwa A. Łozowskiej-Patynowskiej