Cezary Sikorski „Według Józefa”, Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2014, s. 84

Kategoria: port literacki Utworzono: sobota, 01 marzec 2014 Opublikowano: sobota, 01 marzec 2014 Drukuj E-mail


Leszek Żuliński

JÓZEF CIEŚLA POMIĘDZY PODŁOGĄ A STROPEM

Cezary Sikorski to postać wielce osobliwa i nieszablonowa. Doktor filozofii i wieloletni nauczyciel akademicki. Jednak już sporo lat temu postanowił zapiszczeć oponami na zakręcie, odszedł z uczelni i zajął się biznesem. Był „poetą utajonym”, tzn. pisał wiersze, ale ich nie publikował. Dopiero w roku 2009 wydał swój pierwszy tomik (Droga z Daulis do Delf) w swoim własnym, przez siebie wymyślonym i założonym wydawnictwie Zaułek Wydawniczy „Pomyłka”. I machina ruszyła.

Obecnie Zaułek ma już w dorobku kilkanaście tomików, a w planach kolejne pomysły i inicjatywy. Oficyna szybko rzuciła się w oczy, bowiem Sikorski wydaje książki luksusowe. Co to znaczy? Są to zbiory bardzo „wypasione” edytorsko, pięknie ilustrowane. Dlatego też zostały w ubiegłym roku zauważone i wyróżnione na konkursie organizowanym przez Polskie Towarzystwo Wydawców Książek i – tu dodajmy – żaden z innych wydawców książek literackich obok tomików Zaułka się nie pojawił.

Do tej pory w Zaułku ukazała się zbiory wierszy m.in. Izabeli Fietkiewicz-Paszek, Barbary Janas-Dudek, Ewy Parmy, Teresy Rudowicz, Karola Samsela, Aleksandry Słowik, Marka Wawrzkiewicza... Ten rok przyniesie kolejne ciekawe tomiki, a nawet książki eseistyczne. Ja bardzo czekam na obszerny szkic Sikorskiego pt. Heidegger i poeci, którego fragmenty były już publikowane na łamach gdańskich „Migotań”. Czytałem cały maszynopis – to praca fascynująca.

Sikorski postanowił być self-servis-manem do końca, więc stał się także wydawcą samego siebie. Pozazdroszczenia godna niezależność, która może byłaby upiorna, gdyby zdarzyła się grafomanowi, ale w tym przypadku mamy do czynienia z twórczością wysokiej klasy. Poza własnym, wymienionym wyżej debiutem, Sikorski wydał trzy kolejne własne tomiki: Szkice z życia materii martwej. Wyimki z Elegii duinejskich R.M. Rilkego (2011), Monadologia stosowana (2011) i Pięćdziesiąt cztery sonety (2012).

I właśnie ukazał się piąty zbiór wierszy, zatytułowany Według Józefa.

Czy to aż tak płodny poeta? Nie, on po prostu otworzył szufladę, która okazała się pełna. Spora część tego dorobku powstawała latami i dopiero teraz się ujawnia. I chwała Bogu, bowiem to autor dużego kalibru i stałoby się coś złego, gdybyśmy o nim nigdy nie usłyszeli. I tak boję się o recepcję tej twórczości. Sikorski to autor „trudny” – jego wiersze są tak gęsto podszyte filozofią i kulturowością, że rozsmakowanie się w ich materii wymaga czytelnika wnikliwego i wykształconego. To żadne tam ćwir-ćwir ani tiurli-tiurli, tylko nieustanny esej, który tym razem Sikorski pisze językiem metafor, hiperbol, alegorii i „ekwiwalentem lirycznym”.

Dzisiaj kłócimy się o dykcje pokoleniowe, o nowe paradygmaty, o to, kto zrzyna z O’Hary, a kto z Honeta itp., a Sikorski w ogóle jest poza albo ponad tym wszystkim. W gruncie rzeczy jest klasykiem, co jednak nie znaczy, że zmurszałym czy zaplątanym w poezję zastaną. W zasadzie nie umiem go zaklasyfikować. Jego poezja – moim zdaniem – nie ma wyrazistych odnośników. Może ta „teoria monady”, tak bliska temu autorowi, tutaj po prostu, na naszych oczach się materializuje?

No, coś przydługi ten wstęp, a to ma być recenzja z ostatniego tomu Cezarego SikorskiegoWedług Józefa. Kanwa wzięta prosto z ewangelii: jest Józef Cieśla i jego stolarski trud. Siekiera fruwa, piła rzęzi, hebel śpiewa. Jest i Maria – ktoś bardzo ważny i ktoś bardzo komplikujący świat Józefa. Świat, który chciałby być pojęty. Józef lubił formy czytelne, namacalność sił, które zwierały całość... Stara się żyć normalnie – tyra, pot ociera z czoła, zdarza mu się, że wyskoczy na kurwy.

Ale chyba tylko jasny porządek rzeczy dałby mu pełnię w tym rozgardiaszu pytań i wahań. Ład jego warsztatu odzwierciedla w jakiś sposób logikę wszechświata, ale wciąż zbyt mało wiedzy oczywistej i zbyt dużo pytań. Wciąż zbyt wiele nieładu. Żadnej odpowiedzi nie da się dogonić – rośnie frustracja i poczucie klęski. Cała symbolika Marii, całe jej sacrum nie niesie poczucia spełnienia. Wciąż zderzenie empirycznej rzeczywistości z mitem, archetypem czy metafizyczną, boską perspektywą kończy się tak jak zderzenie muchy z szybą pędzącego samochodu.

A jednak ta perspektywa tu jest, ona nie gaśnie, ona tylko jest niepojęta. Tak więc w sumie ten tomik opowiada o „orzełku i reszce” naszej egzystencji, naszego bytowania między korzeniami substratu a uwiądem kwiatu. Ontologia, epistemologia, aksjologia, metafizyka, fenomenologia zderzają się tu z reizmem i „życiem trywialnym”. Drzazga agnostycyzmu uwiera. Platon, Sofokles, Leibniz, Kant, Heidegger i kto tam jeszcze chcecie podsuwają Józefowi swoje księgi, a on nie umie połączyć mowy z językiem. Słowo to ruch na zewnątrz / sylaby zbliżyć nie mogą / a mowa zawsze / powiększa odległość... Ale dociekanie logiki, choćby nie zamknięte odkryciem – to pasjonujący wątek w całej twórczości Sikorskiego.

Józef wytwarza swoją pracą symbole ładu i porządku. Lubi „formy czytelne”, namacalne, możliwe do ogarnięcia okiem. Ale przy Marii budował także zmysłowe dachy, którymi przykrywał czułe przestrzenie. Ludzie mówili, że to co robi jest pokrewne miłości i że w niej warto mieszkać. Zastanawiam się, czy tu w końcu Sikorski dotarł do jakiegoś morału. Hmm, chyba tylko do wskazówki, bo cały ten tomik nie wieńczy się ładem, raczej szamotaniną. Tą, którą żyjemy od pokoleń i którą wciąż kolejni filozofowie chcą uspokoić kolejną wskazówką. Jednak pewność Matrycy i niepewność wszystkiego, co poza jej jasnością pochłania mrok. Pytanie ostateczne mogłoby brzmieć tak: qui bono i dlaczego tak to skonstruował nasz Zegarmistrz Światła? Mnie nie pytajcie – ja nie wiem.

W prywatnej rozmowie mailowej, która od dłuższego już czasu toczy się między mną a Czarkiem, powiedział on m.in.: Chodzi o przymus wypełniania każdej czystej ogólności przez taki konkret, który swój wyraz znajduje w coraz to bardziej oderwanych i abstrakcyjnych sferach. Koń jaki jest każdy widzi… oto ta czysta ogólność. Wiemy, że można się do niej zbliżyć, choćby konia zjadając lub po prostu jeżdżąc na nim. Tyle, że tego typu czynność prędzej czy później owocuje setkami tomów i pilnujących prawideł konkretyzacji instytucji, które składają się nie tylko na sztukę kulinarną, teorię jeździectwa, mechanikę, biologię, chemię organiczną, wreszcie statystykę, która zawsze przydaje się na konnych wyścigach… Nadbudową są także instytucje, które potrafią wpasować każdego konia w realność bycia konia między nami.

Mój Józef nie do końca godzi się z taką transformacją, która niestety jest udziałem każdej czystej ogólności. Chciałby oswajać właściwą jej zmysłowość bez pośrednictwa abstrakcji. Wręcz preferuje namacalność sensu. I właśnie z tego powodu nazywa się Cieśla Józef. Ale przyznaję, że w samym sobie wciąż powiela tę sprzeczność, bo przecież nie tylko robi stoły, krzesła, nie tylko zgrabnie łączy elementy więźby. On także próbuje filozofować…

To bardzo celna autorecenzja Sikorskiego. Jeśli zechcecie sięgnąć po ten tomik – idźcie tym tropem.

Cezary Sikorski „Według Józefa”, Zaułek Wydawniczy POMYŁKA, Szczecin 2014, s. 84

Leszek Żuliński

 

 

Przeczytaj też w „porcie literackim” naszego portalu recenzje książek C. Sikorskiego Wyimki z „Elegii duinejskich” (2011) pióra Wandy Skalskiej, Monadologia stosowana (2011) pióra Jolanty Szwarc oraz Pięćdziesiąt cztery sonety (2012) pióra Anny Łozowskiej-Patynowskiej