Korespondent wojenny, Krajobraz po bitwie
Jerzy Utkin
KORESPONDENT WOJENNY
depesza za depeszą panowie w fotelach
czytają o kolejnych strategicznych celach
korespondent wojenny pod ogniem moździerzy
nie ma złudzeń najmniejszych nikomu nie wierzy
za dużo chyba widział by w spokoju ducha
generałów ministrów kłamstw kolejnych słuchać
o misjach pokojowych braterskiej pomocy
ciągną długie transporty pod osłoną nocy
miast żywności i leków kwitnie handel bronią
zabiegi dyplomatów ten proceder chronią
brudny biznes najlepszy zysk w czystej postaci
choć na chleb nie ma forsy za czołgi się płaci
głowice nuklearne lub zwykłe maczety
wciąż pod nóż idą starcy dzieci i kobiety
za dużo chyba widział by wrócić do domu
w pyle drogi skurczony nie powie nikomu
KRAJOBRAZ PO BITWIE
rdzewiejąca trawa łasi się do słońca
w oczy słońcu patrzą oczy niewidzące
oczy szkliste zimne martwą mgłą zasnute
wypływają z twarzy potrąconej butem
chciwe usta ziemi pochłaniają wszystko
żrące ścierwo czerwie i pobojowisko
rosa zwilża wargi czule jak kobieta
pozostawia pustki lodowaty letarg
dogasają gwiazdy ciemno jak cholera
czy to razem z nimi ranny Bóg umiera
wrony czarną chmarą krążą nad padliną
tych co już zginęli albo wkrótce zginą
szwadron w butnej szarży szable na pancerze
gąsienice czołgów jak bezmyślne zwierzę
miażdżą kwiat u czaka chłopcy malowani
leżą stratowani wraz z końmi ułani
szał natarcia studzą salwy samopałów
na rzeź gnanych polem wciąż nowych oddziałów
pod ogniem regiment kładzie się pokotem
paszcze dział na strzępy rwą szarą piechotę
chrzęszczą pod nogami łuski po pociskach
przestrzelony kirys i pogięta miska
połamane drzewce i w strzępach proporce
dzieje narodowe mierzy ktoś na korce
handlarz kram otwiera na nim moc starzyzny
przodków naszych kości i w pamięci blizny
opuszczają skrzydła orły na sztandarach
Bóg Honor Ojczyzna dawno już na marach
tu wszystko na sprzedaż kapłani mamony
licząc zysków krocie zacierają szpony
milczą złote rogi dzwony martwą ciszą
nie biją na trwogę nieme się kołyszą
sumienie w zaniku niepotrzebna duma
głód sensu zagłusza bilans saldo suma
zgraja groszorobów wytrwałych ciułaczy
bożek złoty cielec więcej dla nich znaczy
niż spojrzenie w oczy szczery uścisk dłoni
sprzedadzą każdego lecz to właśnie oni
dyktują warunki narzucają prawa
byś podobny do nich z każdym dniem się stawał
najważniejsza kwestia ropa węgiel złoto
kopalnie diamentów ludzkie życie w błoto
zawsze są gotowi wdeptać bez wahania
w majestacie prawa które ich osłania
błądzą cienie chłopców którzy krew przelali
pośród pól bitewnych by spokojnie spali
królowie magnaci w puchowych piernatach
ci władcy ich życia i panowie świata
gdy w grę wchodzą zyski nie ma sentymentów
jedni krew z żył toczą by stopa procentów
wzrastała bez końca a drudzy spokojnie
zbijali kapitał na krwią wrzącej wojnie
Latarnia Morska 4/2006