Bogdan Jaremin
ROZMOWA
wiesz – mówi W.K. - poezja
to głośne rośnięcie obowiązku
chwila, kiedy rodzi się wiersz,
próbując objąć całość świata
jest obietnicą drzewa w tobie
daną za darmo, no, prawie
nie warto się targować o cenę
ani resztę, zresztą nie ma z kim
rośnij, wypełniaj szczeliny ciszy
sprawdź, czy coś się nam należy
prócz daru cienia, radości światła
przy ziemi, nisko i coraz wyżej
Miłoszowi
„między tym co się wie, tym co się wyjawia”
ŚNIENIE SŁÓW
to pewne, coś powiedział o życiu
jak jesion w niepojętym dialekcie
światła i cienia, nieprzekładalna
muzyka litewskich dębów, miękki
obłok wolny od granic i etniczności
lub krzemień, skryty i twardy
uderzył mnie mową świtania
była w tym dostępna niecałość
ogrody snu, długie, leniwe włosy słońca
jasność bez brzegu, zaloty kosów na trawie
nieostre widzenie winy i powinności
powrót do widzialnego morza dobra
- spróbuj to przetłumaczyć na radość
- powiedziałem beztrosko
nie odpowiedział, zajęty obowiązkiem
śnienia słów, które ocalają
była w tym czułość dyskrecji
wolność wyboru tego, co się wyjawia
„…tak to Drzemiący we mnie,
połączył się sekretnie z tym…”
T.T., ***, Pieśń, wyd. a5, 2012,36)
TOMAS TRANSTROMER ROZGRYWA PARTIĘ
Scena z pieczęcią Bergmana.
Skaliste wybrzeże, fale wracają
z południowej krucjaty, runy chmur
zapowiadają nieuchronny upadek,
niespokojne komentarze mew.
Brzozy milczą z przyzwyczajenia.
Krótkie lato, pled na kolanach.
Na ogrodowej planszy T.T rozgrywa
partię szachów. Żona czyta z warg
długą wędrówkę mowy. Śmierć wykonała
ostatni ruch. Król poezji stracił pionki słów.
Z beczelnym uśmieszkiem zasłania się
drzemką jak zuchwałą roszadą wieży.
Zaczyna padać chłodny deszcz.
Trzeba przerwać. Nie da się osłonić
życia. W końcu to sny przechowują nas
w najlepszej kondycji. Poezja?
Połowiczność, niecałość partii…
Ani wygrana, ani przegrana. Czarna królowa
już wie, że to nie ona ogłosi triumf.
Co najwyżej remis dnia i nocy.
inspirowany instalacją Julity Wójcik w Zachęcie
PRACE KUCHENNE
zaplecze kuchni to moje miejsce, rzadko kto tu zagląda
taboret, blat, kosz na odpady mogą poświadczyć
mówią na mnie Julka, sprawne ręce, bystry wzrok,
to wszystko, czego ode mnie oczekują, czasem gadam
sama ze sobą, próbuję językiem smak, gładkość, opór
groch, fasola, cebula, zawsze jest coś do łuskania
powierzchnia, ani pozór twardości nie zwiodą mnie
odrzucam mdłe, zwiędnięte, ziemniak z plamką gnicia
cieszy mnie błysk noża, gdy dobieram się do jędrnego
środka - to moje zadanie, trzymam się tej roboty
kiedyś słyszałam, jak szef mówił o jakiejś metaforze
- jeszcze jej nie łuskałam w życiu, chyba dałabym radę
z W.G. Sebalda
ŚNIEG
cieżki, mokry śnieg
padał przez całą noc
wyszedł bez rękawiczek
„śnieg, który ugryzł go w rękę”
uświadamiał mu
że sam sobie winien
świat musi kąsać dłoń
która w milczeniu
dopuszcza chłód do serca
pozwala, by ciepło
nieroztropnie wymknęło się
poza ludzkie wnętrze
niech śnieg i sople
topnieją w jasności poranka
na podjeździe z betonu
Jagience i Wojtkowi K.
NIEODBYTY WYWIAD Z KUSTOSZEM
może dziś zachwyciłby się jaskrem sputnika
w czarnym wazonie nieba?, Hermenegilda
wystąpiłaby w tańcu z gwiazdami?- a gęś
malowana na zielono wzbudziłaby sprzeciw
ekologów? może sąd skierowałby go
na odwyk od poezji, lub do prac publicznych
za obrazę majestatu Najjaśniejszej, za hejt
na Facebooku, że: karabin jest narzędziem szatana?
czy dlatego wolałby nie wracać?-.
może wierzy, że życie jest mydlaną bańką
a on zamknięty w niej na wieczność z Natalią?
portal LM, październik 2015
SPRZEDAWCA ZACHWALA POEZJĘ UŻYWANĄ
to nic, że ślady użycia, nawet wielokrotnego
to znaczy, że materiał niezniszczalny
kolory ciągle trwałe, a kosztuje niewiele
nie wymaga nicowania, przeróbki
pasuje na każdy wymiar, pamięć i nastrój
stosowna na plażę, smutek, roztopy i chłód
możesz pożyczyć, zatrzymać na własność
albo odsprzedać bez reglamentacji
zachęcam, zachęcam, starczy dla każdego
wejdźcie, kupujcie, łączcie się
ubodzy wszystkich second-hand’ów słów
PRZYGLĄDAJ SIĘ SŁOWOM
przyglądaj się im uważnie
swobodne, dotykają świat językiem
bez dystansu, głośno, szczęśliwe
istnieniem bez czasu, jak dzieci
wezwane cichną, niespokojne.
- co każesz? czemu przerwałeś zabawę?
tylko udajemy dobro i zło, prawdę i nagość
nie wskazuj żadnego, które kochasz
czyż jest w nich dość miłości
skoro równie łatwo otaczają ciebie,
co porzucają bez wyrzutu? - jeśli powrócą
marnotrawne, będą inne, skruszone?
dorosłe? do autonomii? wolności? zdrady?
do przejścia na stronę papieru?
W USTACH KOCHANKÓW
jakże głośno wyznają bliskość, oddanie, nierozłączność
a słowa podtrzymują nad nimi kamienne sklepienia snu
wędrowcy mowy rozniecają gwiazdy, otwierają zamki
odwracają bieg strumienia i rozrzucają popioły nocy
lecz już rosną w nich podziemne pałace mroku, kolumny
ciszy i gaśnie krótki błysk, o świcie ruszą dalej, milcząc
pojedynczo, a jasność nigdy tak daleka
NOLI ME TANGERE
powiem krótko, nie niszcz
nie przeszkadzaj
zasłaniasz mi światło
świat wymaga skupienia
rozwiązaniem soczewka
najważniejsze być praktycznym
sprawdzać boskość kuli
pole równobocznego trójkąta
nie rozszczepiać promienia
dobra, prawdy, wiary
solarne ciepło ma przyszłość
Joannie
KAMYK
uczyć się cierpliwie
z kamykiem w ustach
szorstkim, chropawym
językiem brzegu
mówić o miłości
tak jak morze
które wygładza twardość
i przezwycięża szum
portal LM, luty 2016
Z cyklu "My chmury"
*
Skąd płyniemy?- z głębi, z kiedyś, znad stepu, ostre jak tatarski
półksiężyc, rozmyte z lisią czapą, zawieszone nad połoniną
jak ikonostas Łanczyna, splecione z sobą jak szara sierść
kilimów Halicza, wytrwałe jak huculskie koniki w Worochcie
i my, osiadłe, rozparte jak wielkanocne baby cerkwi w Kozinie
oswojone, dumne miastowe: lwowskie, morawieckie, przemyskie
chmara chmur: Iwan, Maryjka, Stepan, Andrij, Sofia, Anna
Michał. Jan, Lubomira, Laryssa, płyniemy przed i za tobą, ławice
rój greko- i rzymsko-katolickich dusz, uniwersum, cymelia nasze
*
Pławią się chmury w bystrzach Sanu
klęka w rozmarynach, czosnkach, tymiankach Rajskiego
pochmurna Praskowia, kołyszą nad ogrodami dobrotliwe
obłoki kornetów wizytek Anieli, Agnieszki
ścierka kucharki Marty, nad talerzami, popędliwa, burzowa
niosą pogodę stateczne, świetliste chmury
ich porannych modłów
bym nie doznał gradu, wojny
ni złego
*
Przetrącony unicki krzyż na Hrabie
nad Sanem wielka chmura szpaków, złamany klucz bocianów
w zamku lata, wschodzi słońce, wszystko położone na jednej szali
- ile waży życie? – pytam mamy
strząsa krople deszczu z włosów, z rzęs, może łzy?-
niebo nie jest wagą – mówi - nie odważy się
płakać za nas, sam zdecydujesz, co zabrać na drogę
jaki wymiar nadasz dolinie, rzece
jesteś tylko jednym z jej ludzkich dopływów
*
Pytam w pierwszych słowach listu, co z wami?
rodzice, ciotki, kuzyni, sąsiedzi, gromado, chmury
chmuro Zhorlakiewcz nad Kołymą, białośnieżna, mroźna
chmuro Stepan szukająca diamentów Obu i Jeniseju
chmury Maryjka i Olga głodujące na czarnoziemach Ukrainy
chmuro Morawiecki ponad kratami lwowskiego więzienia
chmuro Oleśnicki w ucieczce przez ocean i kontynenty
chmury rozwłóczone, wygnane, prze-ojczyste, módlcie się
za mną, jako i ja za was, w pierwszych słowach listu
*
Ułóż te krople, błyski, powidoki, szczątki
na ziemi, na dywanie, na stole, w albumie nieba
przetasuj cienie, uporządkuj na kartce
zapisz w snach i wspak imiona sepii
zwolnij z rygorów jasności, sens
mowy chmur odkrywany jest powoli
jak nocny puls, pukanie o dach, deszcz
potrzebny wszystkiemu, co żyje; raz wywołane, rośnie
płowieje, odchodzi na drugi krąg istnienia, powraca
*
Prężą się mięśnie bieszczadzkich chmur
ocierają sierść o wzgórza
jak leniwe koty w Rajskiem
ich skradanie, dalekie pomruki
zdradzają drapieżnika
krwiste krople błyskawic
kapią im z wąsów
w bukach, jesionach, w majowym klonie
drżą pisklęta liści i wojny
portal LM, październik 2016
WARGA
Na ulicy Bielańskiej w Elblągu
przy minus dziesięć, przed witryną
księgarni, dukając nieznane tytuły
niedostępnych książek, przymarzłem
do metalowej poręczy. Nie mogłem się
oderwać, przywarłem do literatury.
Trzymała mocno. Warga krwawiła.
Przenikliwy ból, odsłonięta powierzchnia.
Za plecami kroki przechodniów, zgrzyt
tramwaju. Przez lata, czytając, pisząc
zagryzam usta. Czuję słony smak krwi,
mróz niespełnienia, ciepło pożądania.
Ukryta pod nabłonkiem cena pochwycenia.
Zamrożona iskra w chłodni słowa
TAJNE KOMPLETY
Zamknięci w starym szkolnym warsztacie stolarskim,
na tajnych kompletach palenia szluga i picia z flaszki,
zgłębialiśmy sztukę trwania w konspiracji. Nie byliśmy
pilni. Rozpraszały nas śmieszki i warkocze dziewczyn,
odgłosy futbolu na boisku, strach przed wykryciem.
Różnice między egzystencją a istnieniem zdawały się
niewielkie. Kiedy pod wieczór wyszliśmy w ciszę,
za drzwiami leżał stary woźny, już chłodny,
z dzwonkiem w ręku. Nie użył go. Pewnie o życiu
wiedział wszystko. Mieliśmy czas na zatarcie śladów.
Tak dotarliśmy do tajemnicy porozumienia ze zmarłymi.
COŚ NAJWIĘKSZEGO
Coś większego niż śmierć? Dłuższego od życia?
W liceum spieraliśmy się o takie głupstwa pijąc wino
Mistella. Kojarzone z mistyką. Z Zygfrydem D.- „Dudkiem”
i Ryszardem J., zwanym „Lwie Serce, a Barania Głowa”
oraz Andrzejem K, bezbarwnym kujonem, bez ksywy.
Przy płocie porównywaliśmy, który ma większego.
Nieuchronna korekta przyjaźni. Zyga, ministrant utonął
po zakładzie, kto pierwszy przepłynie na drugi brzeg.
Jędrek powiesił się po udowodnieniu plagiatu doktoratu.
Rysiu zastrzelony przez snajpera podczas misji w Iraku.
Powolna przecena. Tak zostałem największym żyjącym
poetą z ulicy K. Bez rozstrzygania. Na chuj te spory.
LEKCJA FRANCUSKIEGO
Czy się potrafisz od tego powstrzymać?
- pytała nauczycielka francuskiego.
Pochylona nad kartką
sprawdzała błędy w moim devoir.
Mylisz czasy, osoby, rodzaj…
- ale chyba nie płeć, myślę
zachwycony własnym językiem.
Jej złoty meszek na karku
przypominał suchy garrique
( pisownia bez błędu!)
Prowansji, skąd pochodziła.
Czerwone poziomki poprawek
kropelki potu smakowały wybornie.
Smakowe kubki języka szalały.
Żarłocznie robiłem coraz więcej błędów
w pomieszaniu składni i pożądania.
Klasyczny błąd młodości.
TRANS
To płynne przejście
od konkretu do symbolu,
od wyboru do konieczności,
od ojczyzny na emigrację.
W 1983 na m/s Chrobry płynąłem
przez Atlantyk ku Południowej Ameryce.
Ocean niespokojny jak mowa
odmawiał w transie modlitwę za tych,
którzy uciekają, by ocalić język.
Tylko on jest wolny?
Nie zostałem.
W 1981 pogłębiając studnię
w Wycinkach na Kociewiu
(obniżały się wody gruntowe),
musiałem najpewniej zgubić
zegarek, ofiarowany kiedyś
przez stryja Romana.
Wodoszczelny, srebrny Atlantic
z zatrzymaną wskazówką rdzewiał,
cierpliwie czekał na mój wybór.
Dopadł mnie w 1989, odnaleziony
przy czyszczeniu dna. Ta ufność
że wybiera nas język. Zostałem.
Wolny?
Bogdan Jaremin
portal LM, luty 2017
Przeczytaj też w „porcie literackim” naszego portalu recenzje zbiorów poetyckich B. Jaremina Treny lipca (2013) oraz Pracownia czasu (2015) – pióra Jolanty Szwarc, a także jego esej „Podróże przed-sycylijskie” w dziale „eseje i szkice”