Poczta lyteracka LM 4 (8) 2007 / 1 (9) 2008

Kategoria: poczta lyteracka Opublikowano: poniedziałek, 07 grudzień 2009

Jan Chrzan

 

Franciszek Z. z Pomianowa. „Nie jestem znawcą literatury, ale czytać bardzo lubię. I nie wiem co się dzieje z językiem. Zwłaszcza w ostatnich latach. Pojmuję, że autorom wolno tworzyć nowe słowa, używać przez siebie wymyślonych zwrotów. Lecz do szewskiej pasji doprowadza mnie kaleczenie naszej mowy. Niedawno na przykład w jednym ze znanych pism przeczytałem opowiadanie współczesnego pisarza (nazwiska nie zdradzę, by nie poczuł się ośmieszony), gdzie znalazłem między innymi takie kwiatki, jak ‘wrócić z powrotem’ i ‘autentyczny fakt’. (...)”
Neoplazmy, tautologie i temu podobne... Drogi Panie. Cóż mogę powiedzieć. Może przyśle Pan wspomniane opowiadanie? Przeczytam. Albo nie, stop! Proszę nie przysyłać. To pewnikiem tekst jakiegoś literackiego niewydarzeńca. Wystarczy, że Pan się zdenerwował. W dobrych utworach literackich takich kwiatków Pan nie uświadczy. To raczej domena pismaków prasowych. I, pożal się Boże, polityków.

Kamila H. z Kołobrzegu. „Hej! Spoko, spoko! Co tak ostro? Ktoś od Was w redakcji, nie pamiętam kto, jest dowcipny. Jak powiedziałam przez telefon, że mam ochotę przysłać z pół kilograma wierszy, to nawinął, że macie już trzysta kilogramów i te moje pół kilograma nie zrobi specjalnej różnicy.”
Droga Poetko – prawdę mówiąc wystarczy nam pięć deko. I się zobaczy. Buźka.

Michał W. z Ustronia Morskiego. „Dlaczego Redakcja nie odpowiada na moje listy? W kwietniu wysłałem wiersze i nie było odpowiedzi. Potem w lipcu i także nic. Już pal sześć wiersze. Dałem sobie spokój z pisaniem. Jednak niektóre redakcje nawet jak nie przyjmą do druku to informują, że takim a takim (z inicjałami nazwiska i nazwą miasta) dziękują (...) Czy zawsze tak postępujecie? Przez zwykłą ciekawość pytam.”
Szanowny Panie Michale, przepraszam. Bo chociaż w stopce redakcyjnej zastrzegamy sobie możliwość nieodpowiadania na niektóre listy, jednak staramy się odpowiadać każdej autorce lub autorowi – choćby krótko. Ale listów (tradycyjnych oraz elektronicznych) jest sporo i nieraz autorzy muszą się naczekać.
Z drugiej strony nie wszystka korespondencja warta bywa reakcji. Na przykład czepialskie i lizusowskie. Cytuję fragment pierwszej z brzegu: „Do bani te wasze pismo! Okładki w kółko jakieś szare i siwe, jakby na kolor was nie było stać. A niektóre artykuły to chyba pies ogonem pisał. A w numerze 3 (7) 2007 znalazłem aż osiem literówek!”
I ułamek epistoły lizusowskiej: „Szanowny Panie Redaktorze Naczelny! Zawsze marzyłam o takim periodyku literackim. Nie sądziłam, że kiedykolwiek taki ujrzę. Czytam 'Latarnię Morską' od deski do deski. Koleżanka w pracy mówi, że w życiu nie widziała takich odjechanych grafik! Bo ją też zaraziłam 'Latarnią'. Niech Pana Bóg błogosławi (...), a i zdrowia i sił nie zbraknie dla tak pięknego dzieła! Oczywiście zamawiam prenumeratę”.
Sam Pan widzi, oceni i chyba zrozumie.

Waldemar J. z Poznania. „Napisałem recenzję śmiesznej (to znaczy do śmiechu!) książki Redaktora Naczelnego „Latarni Morskiej” Lecha M. Jakóba pod tytułem „Świnka Morska, czyli od – do i w poprzek”. I chyba słusznie zakładam, że na pewno zechcecie opublikować (...)”
Recenzja nawet zgrabna, przeczytaliśmy z wypiekami na twarzy. Ale redaktor naczelny kategorycznie zabronił publikowania jakichkolwiek recenzji jego książek na łamach „Latarni”. Może spróbuje Pan umieścić w innym piśmie?

Anonim.
Drogi Autorze, a raczej Autorko – sądząc po charakterze pisma ręcznie adresowanej koperty. Gładko się czytało. Bo kartka pusta. Czy to jakaś aluzja? A może o publikację chodzi? Jeśli tak, nic z tego. Już podobne „puste” utwory zna historia literatury.

Albert A. z Ustki. „Jest u mnie taki pomysł na opowiadanie. Gość siedzi przed lustrem i pije. Sam siedzi i na samca pije. Pije i gada. Gada i pije. Nie będzie spektakularnych pogoni, strzelaniny, akcji. Żadnych takich. Tylko siedzi, gapi się w lustro, pije i gada. Miałem to kiedyś. Waham się z rozpoczęciem. Bo czy coś takiego opublikujecie jak napiszę?”
Wahający się Panie Albercie. Kto kupi kota w worku, ten kiep. A picie do lustra to tragedia. Lecz jeśli tragedię Pan dobrze rozegra literacko, to kto wie, może opublikujemy. Jednak na postawienie setki proszę nie liczyć!

Beata S. z Malborka. „Jakiś czas temu pozwoliłam sobie wysłać Państwu mój zbiór osiemdziesięciu ośmiu liryków zatytułowany „Niechciana, niekochana”. Co prawda przyszło potwierdzenie, ale dotąd nie mam odpowiedzi. Minęło dwa i pół tygodnia. A prosiłam też o ocenę. Czy mogę liczyć chociaż na trzy słowa? Właściwie stanowczo się tego domagam (...)”
Droga Panno Beato. Trzy słowa? Proszę bardzo:
Dłuuuuugie. Nuuuuuudne. Nijaaaaaaakie.

Anonim 2. „Wiecie, że po rusku latarnia to majak? (…) Wy wszyscy macie tam majaki! (...)”
Panie Gallu Anonimie. Owszem, miewamy majaki. I jakoś jest nam z tym dobrze.