Koniec świata

Kategoria: felietony Utworzono: poniedziałek, 18 sierpień 2014 Opublikowano: poniedziałek, 18 sierpień 2014 Drukuj E-mail


Marian Lech Bednarek

Ponieważ wszystko zależy od trzęsącego się z różnych powodów brzucha,  pomyślałem co bym zrobił, gdyby świat miał się skończyć. Zapewne spojrzałbym na wszystkie dookolne drzewa, posłuchał jeszcze raz  śpiewu ptaków – o co im naprawdę chodzi?, czy tylko o śpiew?, a czego prawdopodobnie nigdy się nie dowiem. Ucałowałbym moją druga połowę, żeby z kolei ona dalej się martwiła o swoją drugą połowę, czyli o mnie. I gdyby brzuch dalej  dygotał, zerknąłbym na wypite piwa, szelontające na patykach wbitych w ziemię między malinami, poziomkami i pomidorami, co podobno odstrasza nornice. Te żarłocznice wtranżoliły mi wszystkie malinowe korzenie. Liliom holenderskim, przywiezionym w reklamówce z Lemmer, różowej i żółtej, podziękowałbym za szczere uśmiechy, a rowerowi za to że zawsze na mnie czekał, aż do upadłego – aż mu powietrze wylazło.

Kamieniom rzecznym powiedziałbym że miały rację – tak niewzruszenie spoglądać na ten przepływający świat, niezależnie od tego co powiedział Heraklit. A innym kamieniom, na przykład gruzom, powiedziałbym, że też miały rację, tylko że szarą, taką która najczęściej nas otacza. Muchy na pożegnanie najchętniej bym skopał, bo one zawsze przybliżały mi ten koniec świata. Bocianowi ze wzruszeniem powiedziałbym żeby zmykał stąd, gdzie brzuch za bardzo się trzęsie,  żeby zmykał tam, gdzie jeszcze nikt nie myśli o końcu świata, gdzie nadal trwają historie wielkie i małe, żeby zmykał, bo zaraz nadlecą helikoptery z pobliskiego lotniska w Gotartowicach i ta sielanka szybowania skończy mu się. Zataczanie kół przez bociana jest okej, nawet sympatyczne i z pewnością przedłuża istnienie naszego świata, któremu trzęsie się brzuch przeciw innym brzuchom. Jednak bocian już zniknął. Brzuszek  trochę posmutniał.

Przechodzę do resztek tego co po bocianie zostało. Pozostały jeszcze tuptające kultury w mojej głowie, ich obrazy w kształcie chmur i obłoków, przepływające po niebie. To dryfujące muzeum to jedyne zwierciadło dla tego cośmy przeżyli w świecie malarstwa i wszystkich sztuk plastycznych. Te wszystkie kształty można dopatrzyć się w ciągle zmieniających się obłokach – od sztuki prehistorycznej po współczesną. Miro, Picasso, impresjoniści, surrealiści, ekspresjoniści, Pollock, wszyscy młócą tymi pędzlami i walczą by wyrazić sedno trzęsącego się brzuszka. Jeden wielki informel na tym niebie i poetycka abstrakcja. Kończynie biało-kwiecistej powiedziałbym: – miałaś niezły seks z pszczołami. Fakt, udrękę z kosiarką mojej ogrodniczki także. Chwała ci za to męstwo, którego byłem świadkiem. Tam gdzie zniknę, gdzie przetransferuje mnie trzęsący się brzuchal, wystawię ci pomnik, pomnik trójlistnej kończyny, pod którym będą się odbywać różne odlotowe imprezy kończynowe, choć podobno czterolistna jest bardziej pożądana, bardziej na topie.

A moje kończyny też będą wywijać i tupać bez żadnych tam drętwych przemówień. Koziołkom drewnianym podziękowałbym chętnie za nadstawianie swojego zmasakrowanego grzbietu do różnych moich prac, i że jak takie osły musiały stać pod krzakiem w deszczach, mrozach i upałach. A wszystko po to, bym trzymał się rzemieślniczego fachu. Motylowi podarowałbym mój testament, bez żadnego podziału na osoby drugie i trzecie. I tak brzuszek się trzęsie, więc trzeba patrzeć realnie – żadnych obciążeń pokoleniowych. Widać że mi nieźle odbiło. Jasne że widać.

Chciałbym jeszcze pożegnać dźwięki fortepianu pisząc ten tekst na stojąco, jak na pogrzebie. Koniec świata jest bez sensu, ale za to rodzi cichy dźwięk innego sensu, może głębszego? Nie wiem jakbym się pożegnał z moim jedynym niespełnionym marzeniem, którym jest taniec z butelką na głowie. Postawić ją na głowie i powiedzieć „cześć” to za mało moim zdaniem. Zawsze chciałem zatańczyć z tą butelką. Nie tam jakieś tetryczenie i topienie się w knajpach - w tej dostojewszczyźnie i w nihilizmie, tylko taniec  z butelką na głowie, do połowy wypitej, bez trzymania ręką, wzdłuż całej ulicy zatańczyć, aż ludzie klaskaliby jak przy wyzwalaniu miasta spod okupacji wroga. Brzuszek by się trząsł,  do mych stóp padałyby bukiety kwiatów a ja bym tańczył z butelką na głowie jak prawdziwy wariat. Otóż to, jak prawdziwy wariat. Nieprawdziwi są nudni i szkoda na nich pióra i papieru.  Nieprawdziwi spośród nas to prawdziwy koniec.

Marian Lech Bednarek

 

 

Przeczytaj też inne teksty M.L. Bednarka w dziale "proza", a także recenzję jego zbioru opowiadań Sianoskręt (2012) pióra Agnieszki Narloch w "porcie literackim"