Narzędzia

Kategoria: felietony Utworzono: niedziela, 23 luty 2014 Opublikowano: niedziela, 23 luty 2014

Lech M. Jakób

Szczęśliwi pisarze, można powiedzieć, gdy o narzędzia pracy idzie. Takiemu stolarzowi potrzebne są piły, heble, młotki, poziomice, gwoździe, kleje, lakiery i co tam jeszcze. Malarz nie obędzie się bez rozmaitych odmian pędzli, szpachli, palet i blejtramów, nie wspominając o szkicownikach. Zaś pisarz zadowoli się byle kartką papieru i ołówkiem.

To prawda. Dla tworzącego słowem (i w słowie) wystarczy papier i jakiekolwiek pisadło: ołówek lub pióro.

Bardziej wymagający dołączą jeszcze kilka przedmiotów. Dla wielu – niezbędnych. Takich jak biurko, krzesło (lub fotel), lampę, filiżankę i popielniczkę (dla palaczy). Lecz, prawdę mówiąc, z tych dodatków można zrezygnować. Wielu pisarzy omija biurka z daleka, nie cierpi foteli, nie „dopieszcza się” używkami i tak dalej.

Zredukowana podstawa wciąż pozostaje niezmienna. Ulotną myśl trzeba czymś zanotować. Czymś i na czymś.

O pergaminie i gęsim piórze, maczanym w inkauście, nikt już nie pamięta. Z upływem stuleci narzędzia doskonaliły się. Wynaleziono obsadkę ze stalówką. Ktoś grafitowe pręciki oprawił drewnem, majstrując ołówek. Wreszcie powstały pióra wieczne i długopisy. A pergamin zastąpił zwykły papier.

Na tym jednak ewolucja narzędzi nie ustała.

Czasy Balzaka i Kraszewskiego, gdy wydawcy przyjmowali do druku utwory pisane ręcznie, minęły bezpowrotnie.

Rozległ się stukot maszyn do pisania. Charakterystyczny, trudny do pomylenia z innym dźwiękiem. Maszyna: cywilizacyjny wynalazek poprawiający czytelność zapisu. Też pozwalający kopiować utwory w wielu egzemplarzach.

I nagle ostatnio, niczym diabeł z worka, wyskoczył komputer. Urządzenie ciche, wielofunkcyjne - otwierające przed pisarzami nowe możliwości. Dotąd niewyobrażalne.

Na przykład daje szansę sprawniejszego nanoszenia poprawek oraz wymiany (przenoszenia lub szatkowania) fragmentów budowanego utworu.

Niestety, możliwości najnowszego narzędzia niosą ze sobą tyleż udogodnień, co niebezpieczeństw. Bowiem, skoro o fragmentacji mowa, łatwość - z jaką pojedyncze segmenty tekstu dają się przestawiać - stwarza pozór bezproblemowości konstrukcji dzieła.

To tylko jedna z pułapek tego narzędzia. Tycząca sposobów budowy. Lecz są jeszcze i paści odmienne. Wtrącające twórcę w uzależnienia od  sztuczek technicznych, co w konsekwencji prowadzić może do erozji stylu. I zguby dla wewnętrznej dyscypliny.

Nie chcę przez to powiedzieć, że komputer, jako narzędzie, jest zły. Używam komputera od lat (zadowalając się programem Word 97). Przepisuję, poprawiam już wrzucone do folderów kawałki, wreszcie rozmnażam w oczekiwanej ilości egzemplarzy.

Lecz o ile stworzenie tekstu – nazwijmy umownie: użytkowego – typu notatka, list, artykuł do gazety, czy recenzja (nawet felieton czasem) bezpośrednio na komputerze wydaje się oczywiste, o tyle pisanie w ten sposób tekstów o wyższej złożoności artystyczno-literackiej jest niemożliwe.

Niemożliwe dla mnie. Gdyż pisanie postrzegam jako czynność nader intymną, wymagającą namysłu i głębszego skupienia – co wyklucza pośrednictwo bezdusznej maszyny. Co wręcz uniemożliwia mechaniczny pośrednik, zabijający kreatywność wynikającą z modulacji twórczej.

Przeto najpierw słowa powierzam tradycyjnym narzędziom (pióro i kartka), dopiero później korzystając z klawiatury komputera.

Ktoś się uśmiechnie na „sakralizację” prostych technik notowania. Uzna może to nawet za zabobon. Ale twierdzę ze stanowczością, iż tajemnicy najzwyklejszego ołówka (lub pióra, niechby i długopisu) kreślącego słowa na zwykłej kartce papieru nic nie przelicytuje.

Jasne jest, że narzędzia są tylko narzędziami, a ich podstawowym zadaniem jest służyć. Lecz jednocześnie oczywistym wydaje się fakt, że winny służyć rozumnie. Z korzyścią dla twórczego wysiłku, a nie lenistwa mechanicznych uproszczeń.

Niech żyje pióro! Nie komputer zatem, ale myślenie z piórem w garści górą!

Lech M. Jakób

 

 

Felieton pochodzi z przygotowywanej do druku książki Poradnik grafomana, która wkrótce ukaże się nakładem Wydawnictwa FORMA