Wiosna

Kategoria: felietony Utworzono: wtorek, 02 kwiecień 2013 Opublikowano: wtorek, 02 kwiecień 2013


Wojciech Czaplewski

Zaczęło się. Zewsząd dobiega jazgot ptactwa, gęganie, gruchanie, ćwierkanie, ksykanie i trele. Na podwórzu marcowe arie kotów. O wpół do trzeciej gwiżdże kos, jak co roku nie dając mi zasnąć. Budząca się zmysłowość przyrody, rozkwitające z pąków listki i rozkwitające z kurtek i płaszczy dziewczyny. Świętują dzieciaki, które w ciągu ostatnich trzydziestu lat wywalczyły sobie półlegalizację wagarów, zwanych Świętem Wiosny (za to dorośli, siłami policji, instytucji kulturalnych i ciał pedagogicznych wzięli się za organizację, i tak narodził się jeden z typowych absurdów naszych czasów: kontrolowana spontaniczność, akt sterowanego buntu: zorganizowane obchody Dnia Wagarowicza).

Dzisiaj już wiemy. Ziemia z prędkością 30 km/s przemknęła przez punkt równonocy, północna półkula otrzymuje teraz więcej słonecznego ciepełka niż południowa. Jest to proces powtarzalny, o stabilności zagwarantowanej przez cierpliwą grawitację. A dawniej nie wiedzieliśmy. Niewytłumaczalną cykliczność pór roku i pór dnia wyjaśnialiśmy na sposób mitologiczny. Tajemnicę wiosny tłumaczyła Kora-Persefona, powracająca z czeluści Hadesu do matki Demeter. Ale że działo się tak z woli Zeusa – powtarzalność również była zagwarantowana. Z poglądu o powtarzalności, cykliczności zjawisk kosmicznych wynikała jednak dość fatalistyczna koncepcja, że żyjemy w zaklętym kręgu wiecznego powrotu. Będziesz w kolejnych cyklach nieskończenie wiele razy czytać ten felieton, nieskończenie wiele razy już go czytałaś. „Nie masz nic nowego pod słońcem”. Niektóre wielkie religie uczą tylko jednego: jak wyrwać się z tego kręgu, z niewoli powtarzalności.

Za to na przykład Aztekowie wcale nie byli tacy pewni, czy nastanie wiosna, czy kukurydza znów dojrzeje, czy znowu wzejdzie słońce. Wszystkie te wydarzenia uważali za owoc nadprzyrodzonych zmagań, rozgrywających się w świecie bogów. Aby zwiększyć szanse na ponowne nadejście wiosny albo powtórny wschód słońca, korumpowali swych bogów daniną krwi. Kamiennymi nożami wyjmowali spod żeber bijące jeszcze serca, odziewali się w żywcem zdartą skórę, rzucali żywe ofiary w kopce rozżarzonych węgli.

Dzisiaj już wiemy. Kiedyś nie było Drogi Mlecznej, naszej galaktycznej ojczyzny, i kiedyś jej nie będzie. Kiedyś słońce spuchnie tak bardzo, że orbita Ziemi znajdzie się w jego wnętrzu. W każdej chwili może w Ziemię walnąć coś ciężkiego, jak wtedy, gdy rodził się Księżyc, jak wtedy, gdy wyginęły dinozaury. W każdej chwili jakiś obłok międzygwiezdnej materii może sprawić, że nasza błękitna planeta stanie się biała, pokrywszy się jak niegdyś lodowcem od biegunów po równik. Pewnego razu może nie być wiosny.

Wrażenie niezmiennej powtarzalności kosmicznych zjawisk jest złudzeniem, wynikającym z krótkości żywota, i to nie tylko osobniczego, ale całej ludzkości. Jeżeli czas istnienia Ziemi wyobrazić sobie jako jeden tydzień, to cała historia cywilizacji zajmuje jego niecałe ostatnie dwie sekundy. Dla muszki jednodniówki pełna nowości i niespodzianek historia wszechświata zaczyna się o świcie wybuchem jasności i kończy zapadnięciem wieczornego mroku. I zdaje się, że to właśnie ona ma lepsze niż my o wszechświecie pojęcie. 

Wojciech Czaplewski




Felieton literacki z przygotowywanej do druku książki W. Czaplewskiego Pochwała niezrozumiałości, która ukaże się nakładem Bałtyckiego Stowarzyszenia "Sieciarnia" (w ramach biblioteki "Latarni Morskiej") w 2013 r.