Benno powraca w swoje strony. Po polsku

Kategoria: eseje i szkice Opublikowano: niedziela, 25 grudzień 2011 Drukuj E-mail


Strona rodzinna to poważny namysł.
Strona rodzinna to wynik wielkiej pracy myślenia.
Dom to nie więcej, ale i nie mniej, jak szukanie dobrego słowa,
Tego słowa, które nie jest wpisane do żadnego paszportu, ani którego nie zapewni żadna ustawa o ochronie żadnego języka.
Domowi nie zagraża bowiem słowo, które przyszło z innego języka niż domowy; spokój domu rodzinnego rujnuje awantura podłego i głupiego słowa domowego.

Trzeba strzec się tych, dla których dom to poczucie zbiorowości stada, którego pierwszym odruchem jest odpędzać wszystkich, co się zbliżają.
Eichendorff wiedział, Heimat to mądrze przeżywana samotność.
Nie przez partię, nie przez narodowośc, nie przez stado wiedzie droga do strony rodzinnej,
lecz przez samotność. Durch die Einsamkeit.
Doświadczyć ojczyzny, to przeżywac w ciszy namysłu nieprzekraczalną samotność.
Dlatego politykowi trudno przychodzi wiedza na temat tego, czym jest „strona domowa”.

Eichendorff wiedział: jestem u siebie dopiero wtedy, kiedy po wielu trudach, przemierzywszy wiele krętych dróg, nie zaznawszy spokoju, Du findest nirgends Ruh, znajdę określenie pozornie dobrze znanej, domowej rzeczy taką myśl i takie słowo, które sprawi, iż zacznie ona śpiewac w nieznanym języku, das Zauberwort.
Jeśli Heimat jest „stroną rodzinną”, to tylko w takim sensie, że zrzucam z siebie nieznośne przekonanie o własnej racji i zdaję z siebie i ze swoich braci sprawę przed innymi.

Tymi słowami Tadeusz Sławek w Katowicach dopowiedział pieśni o domu i Europie według słów poety ze śląskich Łubowic (Tygodnik Powszechny 34/2004). Od tych myśli rozpoczynam spotkanie z pomorskim pisarzem, tutejszym przez miejsca i słowa.

1. Rocznice i tradycje

Tego lata minęło 250 lat od śmierci urodzonego w 1715 roku w podkoszalińskim Cewlinie (dawniej Zeblin) Ewalda Christiana von Kleista. Ten duński i pruski żołnierz, którego edukacja prowadziła przez Wałcz (Deutsch Krone), Gdańsk (Danzig) i Królewiec (Koenigsberg), stał się jeszcze za życia popularnym poetą i znalazł na trwałe miejsce w panteonie literatury niemieckiej (np. słynna „Wiosna” z 1749 r.). To, że nie stał się w tym roku patronem wydarzeń lub przedsięwzięć literackich na polskim Pomorzu prowokuje do zamyślenia nad tożsamością naszej, nie tylko regionalnej, kultury. Ten piewca przyrody i liryczny pielgrzym pośród antycznych mitów, twórca poematów, bajek, sielanek, ód, elegii, hymnów,  jeszcze w epoce napoleońskiej stał się za sprawą prac Ksawerego Brodzińskiego i Jana Ignacego Molla znany polskim czytelnikom. To, że rok po śmierci von Kleista jego przyjaciel poeta z Kołobrzegu, Karl Wilhelm Ramler (1725-1798), wydał dwutomowy zbiór całej jego twórczości, pozwala nam w 2010 r. zauważyć także w mieście nad Parsętą 250. rocznicę tamtego literackiego wydarzenia. To, że będzie to też rok 600-lecia „wiktorii grunwaldzkiej”, klasycznego stereotypu odwiecznego antagonizmu polsko-niemieckiego, może być okazją do refleksji nad kondycją naszej tradycji kulturowego sąsiedztwa, karmionej przez dziedzictwo Sienkiewicza i Kraszewskiego. Potrzeba odkrywania lokalnej przeszłości w miastach regionu łączy się ze żmudną nauką pojednania z własną, to znaczy tutejszą, także opowiadaną  po niemiecku – pomorską historią. Nie robimy tego dla Niemców, dla których nasz język jest ciągle „za trudny”. Jest nam to potrzebne jako Polakom i Europejczykom, ale nade wszystko jako „ludziom stąd”. Kilkupokoleniowa „poniemieckość” Pomorza i innych ziem polskich, przeżywana jako tymczasowość i nie-tutejszość, nie pozwalała na spokojne, stanowcze i twórcze mówienie o tradycji niemieckiej, zajmowanie się „nie-polską” przeszłością i jej literaturą, która długo nie mogła stać się integralną częścią tradycji naszej małej ojczyzny. Fakt, że piszę te słowa z nutą zacietrzewienia, jest owocem wieloletnich sporów z polskim i niemieckimi patriotami, którzy swoją ignorancję i niekompetencję, wzajemną niechęć i dystans pokrywają emocjami i epatowaniem bliznami wszystkich wojen. Może też nieznośna obojętność wobec zapomnianych (przemilczanych) książek i grobów, jakieś doświadczenie „egzotyczności” moich zainteresowań każą mi cieszyć się pierwszą znaną mi publikacją wyboru tłumaczeń koszalińskiego pisarza epoki pruskiej. Z wdzięcznością witam na łamach „Latarni” wybór przekładów prof. Andrzeja Lama, który od lat uczy mnie cierpliwości  i fachowej pracowitości w obcowaniu z dziełami europejskiej kultury wszystkich epok.
 

2. Oficer, romantyk, patriota

Dla ubogacenia mojego własnego patriotyzmu sięgam po kopie poematów i nowel sprzed dwustu prawie lat. Myślę o pruskim pisarzu, który urodził się na Pomorzu, żył i pracował, umarł i spoczął w naszej ziemi. Nazywam go „krajaninem” i przestaję bać się języka, z którym kojarzą się lęki wczesnej edukacji. Benno z Koszalina pomaga mi swobodniej mówić po polsku: jesteśmy obaj stąd.

Kiedy pod koniec swego żywota w 1845 roku Benno dedykował zbiór swoich poezji Ernstowi Moritzowi Arndtowi (1769-1860), wybitnemu pomorskiemu poecie, koszalinianin był uznanym w swoim kraju pisarzem. Nie miał jednak szczęścia jak Joseph von Eichendorff (1788-1857), piewca śląskiej ojczyzny, który wcześnie znalazł się na salonach metropolii swego czasu a wielcy kompozytorzy (R. Schumann, F. Mendelssohn, R. Strauss) tworzyli muzykę do jego liryk. Może współcześni uznali dzieła J.E. Benno za zbyt prowincjonalne, a może po prostu nie znalazł on życzliwych krytyków. Z pewnością nie sposób mu odmówić pasji i zaangażowania w literackie przyswajanie skarbów pomorskiej historii.

Jan Ernest Benno (jako jego dzisiejsi ziomkowie pozwalamy sobie spolszczyć jego imiona Johanna Ernsta) urodził się 12 czerwca 1777 roku w Karlinie nad Parsętą jako syn sekretarza miejskiego, senatora i organisty Gottlieba Daniela Benike i jego żony Doroty z Marquartów. Do szkół uczęszczał w Koszalinie, Gryficach i Berlinie (gimnazjum przy Szarym Klasztorze). Lata jego młodości przypadły na okres wojen napoleońskich, co związało Jana Ernesta z mundurem praktycznie na resztę życia. Wstępując do armii pruskiej został przyjęty przez generała G. L. Blüchera w jego kancelarii. Nie wiemy dlaczego młody Benike, za radą swego protektora, odszedł od nazwiska rodowego i odtąd podpisywał się jako „Jan Ernest Benno”.

Za udział w walkach wyzwoleńczych 1813-1814 został odznaczony Żelaznym Krzyżem rycerskim 2 klasy i przedstawiony do rosyjskiego Orderu Św. Jerzego 5 klasy. Tu aż się prosi solidna powtórka z historii Pomorza, w której obecność wojsk francuskich i ich polskich sojuszników, oznaczała okupację miast, przemoc i wyzysk kraju, wojenne bezprawia napoleońskiego imperium idącego mozolnie w drodze na Rosję. Legenda legionowa, mit Bonapartego i polskie nadzieje zderzyły się w Koszalinie, Słupsku i Kołobrzegu z ofiarnym, pruskim patriotyzmem Pomorzan. W tym okresie nasz Benno był wachmistrzem Pomorskiego Regimentu Huzarów w Sławnie. Swoją służbę cywilną rozpoczął w Szczecinie (lub w Stargardzie?), lecz potem ok. 30 lat spędził w Koszalinie jako sekretarz rządowy (königlicher expedirende Regierungssekretar) i radca rachunkowości (Rechnungsrat). Świętując złoty jubileusz służby państwowej w 1845 otrzymał Czerwony Order Orła 4 klasy.

Koszaliński archiwista ratuszowy i kronikarz miejski był dwukrotnie żonaty. Córka z pierwszego małżeństwa spoczęła na cmentarzu w Mścicach. Druga żona urodziła mu siedmioro dzieci, o których wiemy stosunkowo wiele: Ernest był pastorem, Albert, utalentowany malarsko, poległ w Algierii jako żołnierz Legii Cudzoziemskiej, Henryk pracował jako księgowy w Koszalinie, Rudolf zaś był właścicielem farbiarni w Halle. Spośród trzech córek Augusta wyszła za ziemianina w Warszkowie k. Sławna, a Julia i Maria pozostały niezamężne.

Jan Ernest Benno dokonał swego żywota po długiej chorobie 19 kwietnia 1848 roku i spoczął cmentarzu miejskim w Koszalinie „przed Bramą Młyńską” (dziś przy ul. Kościuszki), gdzie w tym samym czasie znalazł się także grób wielce zasłużonego, długoletniego burmistrza E. A. Brauna. Groby te zostały „zniwelowane” w latach 1945-1970 w ramach intensywnej polonizacji miasta. Aż do nazwania zabetonowanej części cmentarza z pomnikiem „powrotu do macierzy” Placem Polonii… Wyobraźmy sobie tak mimochodem „Plac Lituanii” na wileńskiej Rossie, albo „Plac Ruthenii” na lwowskim Łyczakowie. Ot, patriotyzm, nieprawdaż!
Tymczasem los dokonań literackich Benna podobny jest do sprawy jego grobu. O ile za życia był wielce popularny i jeszcze w dwudziestowiecznym międzywojniu wznawiano niektóre jego dzieła, to po II światowej Niemcy dyskretnie o nim zapomnieli, a Polacy na Pomorzu i gdzie indziej nie zdążyli się zainteresować. Do naszych czasów przetrwało jednak wiele tekstów, którymi kronikarz miejski spod Góry Chełmskiej współtworzył z pewnością romantyczną atmosferę swej małej ojczyzny. A zatem spróbujmy zapoznać się z koszalińskim autorem, przychodzącym do nas po raz pierwszy po polsku.

3. Książki i kartki

Poszukiwanie dziedzictwa literackiego J. E. Benno rozpocząłem kilka lat temu od miejskiego archiwum w Koszalinie, gdzie znajduje się jedynie kopia jego historii grodu nad Dzierżęcinką. Z wielkim zaangażowaniem i wytrwałą ofiarnością pomagał mi w kwerendzie archiwalnej na terenie Niemiec dr Jürgen Lux, lekarz w Tybindze, którego rodzice pochodzą z ziemiańskiego rodu z Polanowa. Dzięki niemu udało się zgromadzić większość dorobku pisarskiego naszego Benna wydanego w formie książkowej (prócz historii Słupska, pozyskanej dzięki uprzejmości dyrektora tamtejszego muzeum). Skopiowane tomy znalazły się w dyspozycji zbioru twórczości regionalnej Miejskiej Biblioteki Publicznej w Koszalinie. Nie zająłem się jeszcze twórczością rozproszoną, którą Benno publikował od 1820 roku w „Pommersche Provinzial Blätter für Stadt und Land” (regionalnym periodyku, którego pierwszy tom znajduje się w zbiorach KBP) wydawane przez superintendenta i proboszcza ewangelickiego oraz pomorskiego luminarza J. C. L. Hakena w Trzebiatowie. Nasz kombatant i ratuszowy historyk od 1825 roku współredagował pod kierownictwem wielebnego Maasa w Koszalinie miesięcznik „Allgemeines Pommersches Volksblatt”. Z pewnością część jego tekstów została następnie zebrana w książkach. Złośliwi koledzy w magistracie plotkowali, że Benno pisał swoje liryki w szufladzie, którą zamykał z hukiem, gdy do jego biura wchodził przełożony lub któryś z wścibskich urzędników. Nie wiadomo, dlaczego w swoim czasopiśmie Benno podpisywał swoje wiersze i opowiadania pseudonimem „Josias Uhingk” i do czego/kogo nawiązuje owo godło.
 
Udało się dotąd „wytropić” w archiwach niemieckich zaledwie kilka roczników owego pierwszego koszalińskiego periodyku (APV), który był zalążkiem miejskiej i regionalnej prasy; pozwala to nazwać naszego kronikarza i poetę „patriarchą koszalińskiego dziennikarstwa”. Nawet jeżeli takie genealogie nie dadzą się wprost kontynuować wśród dzisiejszego pokolenia pracowników „IV władzy”, to przecież wszystkie dzisiejsze media noszące w nazwie słowa „Pomorze” i „Koszalin” są faktycznie dziedzicami owej starej „Koesliner Zeitung”, która była tu wydawana jako następczyni APV od 1859 do 1945 roku.
W porządku chronologicznym można wymienić następujące książki Benno:

„Bogislaus der Zehnte, Herzog von Pommern” (Bogusław X, Książę Pomorza), wyd. C.G. Hendess, Koeslin 1822 i 1825, s. 278;
„Das Waechterhorn zu Cussalin, oder Geschichten aus alter wendischer Zeit” (Róg strażniczy z Koszalina, czyli historie z czasów słowiańskich),  Prenzlau 1824; Koeslin 1900, s. 165;
„Erzaehlungen, Balladen und Lieder” (Opowiadania, ballady i pieśni), t. 1-2, wyd. C.G. Hendess, Koeslin 1826 i 1827, s. 285 i 304;
„Koenig Burisleif und Seine drei Toechter. Nach wendischer Sagen” (Król Borysław i jego trzy córki, według podań słowiańskich), Koeslin 1828, s. 276;
„Die stille Abtei. Geschichtlicher Roman“ (Ciche opactwo. Powieść historyczna), Koeslin 1829, s. 303;
„Novellen“ (Nowele), t. 1-2, Koeslin-Kolberg, 1830-1831 (sprzedane wydawnictwu Fr. Fischer, Leipzig); t. 1: Vitold z Gassenburga, Zdobycie Garz, Siostra Szpitalna, s. 275;    t. 2: Jarmark w Sianowie, Georg Podiebrad i jego balwierz, Kościelny w Giltenbach, Matczyny zły sen, Książę Swantepolk, s. 288;
„Die Stadt Stolpe” (Miasto Słupsk), Koeslin 1831, s. 76 + plan miasta;
„Sidonia von Bork. Ein historischer Roman“ (Sydonia von Bork. Powieść historyczna), t. 1 (jedyny wydany), Stolp 1833, s. 236;
„Geschichte der Stadt Coeslin von ihrer Gruendung bis auf gegenwaertige Zeit” (Historia miasta Koszalina od jego założenia do czasów współczesnych. Opracowana na podstawie dokumentów i materiałów źródłowych, z planem miasta i okolic), Koeslin 1840, s. 360;
„Gedichte” (Poezje), Koeslin 1845, s. 301.

Tych kilkanaście tomów drukowanych czcionką gotycką (razem prawie 3200 stronic!) to spora porcja lektury dla zainteresowanych nie tylko przeszłością Pomorza Zachodniego, lecz także dziedzictwem literatury niemieckiej epoki romantyzmu związanej trwale z historią kulturalną regionu. Do tego można dodać liczne publikacje rozproszone (poezje, artykuły, archiwalia), których zbieranie i opracowanie to dopiero zadanie do wykonania. Szkoda, że tylko niektóre z tekstów, przepracowane przez powojennego historyka i bajkopisarza, Gracjana Bojara-Fijałkowskiego, znalazły swoje echo w polskiej literaturze dotyczącej i powstającej na Pomorzu (ostatnio wydany wybór „O zbójcach z Góry Chełmskiej i inne legendy o Koszalinie”, 2006).

Trudno dziś dziwić się Niemcowi z Pomorza, wyrosłemu w pruskim patriotyzmie, w atmosferze kultury oświeceniowej i w religijnej tradycji luterańskiej, że jest sobą w każdym calu. Jednakże typowe cechy literatury epoki wiążą piśmiennictwo Benno z twórczością romantyków innych narodów Europy, w tym także z dziełami ówczesnej literatury polskiej. Powieści historyczne, porównywane czasem do dzieł Waltera Scotta, często przedstawiające przeszłość na sposób legendarny („Róg strażniczy z Koszalina”, „Król Borysław i jego trzy córki”, „Bogusław X, Książę Pomorza”), sięgają początków średniowiecznej dynastii Gryfitów i zderzenia cywilizacyjnego niemieckich misjonarzy i osadników z często pogańskimi jeszcze Słowianami (Wendami). Benno nie ukrywa w swoich balladach i nowelach fascynacji odległą przeszłością swych rodzimych ziem, jest dumny z wkładu cywilizacyjnego rodaków do rozwoju Pomorza i notuje oznaki pewnego szacunku dla słowiańskich Pomorzan. „Ciche opactwo” oddaje atmosferę czasów Reformacji (po 1534 roku) na tle przemian w środowisku trzebiatowskiego opactwa norbertanów (premostratensów). Sławna Sydonia von Bork, która miała przywołać złe fatum na wymierającą dynastię zachodniopomorskich Gryfitów, przedstawiona jest literacko w niedokończonej (?) powieści poprzez aurę mrocznej narracji. „Historia jest największą poezją” – powiada Regina Hartmann (por. „Die Geschichte ist die groesste Dichtung. Johann Ernst Bennos historische Romane ueber Pommern”, Baltische Studien 87/2001).

Dzieła kronikarskie dotyczące Słupska (swego rodzaju interwencja publicystyczna ku pokrzepieniu serc po wielkim pożarze miasta 18 maja 1831 r.) i Koszalina (monumentalne dzieło zawierające bezcenny zbiór kopii najstarszych dokumentów łacińskich i niemieckich od początku dziejów miasta) wymagają krytycznej lektury (por. komentarze Z. Szultki), lecz zasługują na podziw dla wysiłku pisarza w gromadzeniu materiałów archiwalnych dotyczących wybranych tematów. Cenne będą zawsze dokumenty łacińskie z początków biskupiego obecnie miasta Koszalina  i działalności struktur kościelnych w  granicach Księstwa Pomorskiego (np. sanktuarium maryjnego na Górze Chełmskiej). Potrafił on twórczo wykorzystać pierwsze kroniki miasta z połowy XVIII w. autorstwa Christiana Wilhelma Hakena i Johanna Davida Wendlanda (krytyczne wydanie z tłumaczeniem polskim  w 2006), i inne dostępne mu w ratuszowym archiwum annały. Z niezwykłą akrybią i zapałem Benno relacjonuje proces upamiętniania wojen napoleońskich przez monument z krzyżem dla „bohaterskich koszalinian” na Górze Chełmskiej w 1829 r., poległych w walkach wolność Pomorza (1807-1812). Dobra to dla nas lekcja, którzy przypominamy polskich powstańców listopadowych, którzy w 1833 roku budowali drogę z Sianowa do Koszalina.

Osobne zainteresowanie należy się poezjom wydawanym praktycznie do końca życia autora. Zbiór z 1845 roku zawiera obok tekstów okolicznościowych klasyczne ballady poświęcone potęgom natury i urokom okolic Koszalina (Benno z religijnym niemal namaszczeniem podziwia morskie pejzaże). Znajdujemy tu sporo sag i pieśni epickich zakorzenionych w rycerskich tradycjach średniowiecza (np. bohaterowie Grunwaldu z  1410 roku). Poematy historyczne dotykają dramatycznych przemian na Pomorzu w czasach kolonizacji niemieckiej, Reformacji kościelnej i w kolejnych wojnach ze Szwedami, Rosjanami i Francuzami. Wstrząsającym i świadczącym o poczuciu solidarności z oficerskim honorem jest emocjonalny utwór o Januarym Suchodolskim, który odmawia w Petersburgu malowania bitwy pod Ostrołęką (1831 r.); to także ciekawy ślad żołnierskiej i artystycznej więzi  ponad frontami wojennymi.

Niemało miejsca poświęca Benno sprawom wiary religijnej i w wielu utworach znajdujemy szczere modlitwy, z zachwytem i zadumą zwracające się do Pana Wszechświata. Bóg poety jest przede wszystkim suwerennym Stwórcą i Sędzią, znanym z kart Biblii, lecz Benno nie waha się również przywoływać imiona mitycznym duchów świata pomorskich Słowian czy figury herosów z sagi o Nibelungach. Cennym świadectwem ewangelickiego obyczaju na Pomorzu są teksty poświęcone poszczególnym świętom roku kościelnego. Można powiedzieć, że Benno łączy doświadczenie i stanowczość obywatela z duchową wolnością chrześcijanina zakochanego w pomorskiej przyrodzie. Jego poezja, znana dotąd tylko w oryginale, ma szansę być czytana także mowie dzisiejszych Pomorzan.

4. Powracanie Jana Ernesta do domu

Od pewnego czasu próbujemy w środowisku pomorskim zmierzyć się z projektem nazwanym dumnie „Lektorium im. Jana Ernesta Benno“. Inspiracją dla takiego pomysłu stało się dwujęzyczne wydanie poezji Josepha von Eichendorffa (tłum. Andrzeja Lama, 1997), sygnowane przez opolskie Konwersatorium jego imienia (powstałe w 1923, reaktywowane w 1989 roku w Opolu i w Nysie). Kultywowanie dwujęzycznej kultury śląskiej jest czymś naturalnym w sytuacji pewnej odrodzonej kontynuacji środowiskowego dziedzictwa i cywilizacji, o czym mówił w Koszalinie (18 października 2001) arcybiskup Alfons Nossol, gość sympozjum o małych ojczyznach w Europie zorganizowanego przez koszalińską BWSH. W rozmowie z opolskim „budowniczym mostów” przywołaliśmy także naszego Benno. Biskup zachęcał bardzo do podjęcia podobnej próby, chociaż dawniejsze i obecne przenikanie się kultur na Pomorzu przebiega zupełnie inaczej niż na Śląsku. Taką opinię wyrażał też niejednokrotnie biskup koszalińsko – kołobrzeski i honorowy obywatel pomorskich miast, kard. elekt Ignacy Jeż, wrażliwy na różne aspekty życia na pograniczach Śląska, Ziemi Lubuskiej i Pomorza. „Jeżeli nie będziesz umacniał stale swego gniazda, bronił go i rozbudowywał – mawiał pomorski hierarcha – możesz stac się kiedyś bezdomnym na własne życzenie i to we własnym domu”.

Wydaje się, że naturalnym gospodarzem i ośrodkiem „klubu romantyków” mogłaby być Koszalińska Biblioteka Publiczna przy Pl. Polonii, zakorzeniona dosłownie w glebie lokalnej przeszłości (stanęła wśród grobów wielu pokoleń niemieckich koszalinian, gdzie spoczywa także Benno). Zaproszenie do udziału w Lektorium byłoby skierowane do historyków, literatów, germanistów, polonistów, dziennikarzy, lokalnych patriotów – słowem do zainteresowanych postacią Jana Ernesta Benno, jego historycznego i geograficznego środowiska, czyli właściwie całą przeszłością i aktualnością Pomorza Środkowego. Benno mógłby patronować spotkaniom dotyczącym regionalnej kultury, a w szczególności przedsięwzięciom umożliwiającym dwujęzyczne poznawanie się dawnych i obecnych Pomorzan. Formy pracy Lektorium uszeregować można w następującym porządku: prezentacje literackie tłumaczeń tekstów Benno i innych autorów pomorskich oraz starszych i młodszych twórców związanych dziś ze środowiskiem środkowopomorskim; przygotowanie publikacji dwujęzycznych zawierających powyższe teksty; opracowanie krytyczne i wydawanie dzieł (wybranych) J. E. Benno i innych pisarzy niemieckich i polskich związanych z Pomorzem; gromadzenie archiwum literackiego i historycznego dotyczącego wszelkich literackich „pomeraników”; sesje popularno-naukowe wokół  tematyki lokalnej tradycji na tle epok; nagroda za twórczość i działalność w duchu „pograniczy” – patriotyzmu małych ojczyzn (literatura, media, historia, archeologia, konserwatorstwo, pedagogika, dialog polsko – niemiecki); konkurs literacki im. J. E. Benno (historia i legenda pomorska, wspomnienia wszystkich wygnań, poezja tworzona wokół wspólnych i własnych duchowych dróg przez Europę, sąsiedztwo kulturowe narodów żyjących nad Bałtykiem, spotkanie twórców, badaczy, przyjaciół wartości regionalnych). Te optymistyczne (naiwne?) zamiary zderzają się od lat z obojętnością urzędniczą i ograniczeniem horyzontów osób odpowiedzialnych za regionalną kulturę. Wszak Koszalin w kraju kabaretem stoi…

Tymczasem między Szczecinem i Gdańskiem dzieją się ciekawe inicjatywy i pracują instytucje powołane do pielęgnowania integralnej tradycji historycznej i literackiej całego Pomorza. Akademia Europejska Kulice – Külz (US Szczecin/Nowogard), której drugi zeszyt (2001) zawiera referat o niemieckiej poezji religijnej na Pomorzu (Roswitha Wisniewski, Heidelberg). Szczecińska Książnica Pomorska i wydawany przy niej periodyk „Pogranicza” są naturalnym terenem spotkania z pomorską tradycją literacką wszystkich epok. Słupska AP doczekała się już samodzielnej pracowni badającej literackie dziedzictwo na całym Pomorzu w jego pogmatwanej historii. Czy dawni, piszący po niemiecku, autorzy pomorscy, których przedstawia Franz Schwenkler w swojej historii niemieckiego Koszalina (1966, s. 233) – W. Müller, A. Köppen, F. E. Schulz, M. Wietholz „Nerese” - nie zasługują na nasze zainteresowanie? Może z czasem w Polsce pomorscy miłośnicy literatury wszystkich pokoleń zaciekawią się dorobkiem „romantycznych kolegów” z epoki Goethego i Mickiewicza. Myśląc o dalszej przyszłości „Lektorium” obawiam się mnożenia administracyjnych bytów i jednocześnie nie wyobrażam sobie „Lektorium” bez współpracy konkretnych osób i lokalnych instytucji naszego środowiska. Warto zainteresować sprawą miasta, z którymi Jan Ernest Benno jest związany swą biografią i twórczością: Karlino, Szczecin, Stargard, Sławno, Słupsk, Kołobrzeg, Trzebiatów, Sianów. I oczywiście Warszawę z Berlinem.

Lektorium „przemówiło” 20 stycznia 2005 roku w auli koszalińskiej biblioteki. Dyrektor KBP A. Ziemiński dał się przekonać do symbolicznego zainicjowania prac tej inicjatywy, która może kiedyś znajdzie swoje wyodrębnione miejsce w murach biblioteki. Program tamtego wieczoru, zorganizowanego pod kierunkiem A. Drozdalskiej, składał się z kilku elementów: po krótkim moim wykładzie o „koszalińskim poecie jeszcze nie znanym” grupa młodych recytatorów; przygotowanych i prowadzonych przez J. Domina, przeczytała kilka pierwszych przekładów dokonanych przez warszawskiego specjalistę od dawnej literatury niemieckiej prof. A. Lama. Wzruszająco brzmiały deklamacje tekstów zakochanego w swej małej ojczyźnie autora, a uczniowie ze szkoły muzycznej ubogacili klimat spotkania prezentując kilka utworów z epoki niemieckiego romantyzmu. Przez cały 2005 rok trwały prace nad digitalizacją (zapisem cyfrowym) całego materiału literackiego, który udało się dotąd zebrać. Dopiero teraz można było rozpocząć poszukiwania autorów tłumaczeń wyboru poezji i pierwszej powieści „Róg strażniczy”. Prof. A. Lam wyraził zgodę na rozpoczęcie, a właściwie na kontynuację prac nad tym tekstem. Może nie trzeba wyobrażać sobie, że Benno i inni rozpoczną swój powrót do domu  koniecznie pod adresem narodzin i śmierci.
Materiał archiwalny z tekstami Benna jest dostępny na nośnikach elektronicznych w koszalińskiej bibliotece dla badaczy i czytelników  zainteresowanych twórczością naszego romantyka i jego epoką. Mijają lata, a tymczasem koszalinianin Benno znajduje zainteresowanie raczej u sąsiadów niż wśród swoich. Mam nadzieję mimo wszystko, że Benno, idąc śladem śląskiego Eichendorffa, będzie patronował kiedyś naszym pomorskim patriotyzmom w jakimkolwiek języku wyrażanym.

Przewodnikiem w  naszych pomorskich pielgrzymkach jest prof. Andrzej Lam z Grudziądza, Krakowa, Warszawy i Pułtuska. Ten wielki historyk i teoretyk literatury, tłumacz dzieł łacińskich i niemieckich, będzie obchodził 26 grudnia 2009 roku swoje 80-te urodziny. Nie my jemu, ale on nam sprawia radosne dary. Osobiście zawdzięczam mu wspaniałe tomy „Cherubinowego wędrowcy” (Warszawa – Opole 2003) Angelusa Silesiusa i „Wiosny i miłości” Josepha von Eichendorffa (Warszawa 2004). Teraz czytelnicy kołobrzeskiej „Latarni” otrzymują pieśni, ballady i poetyckie legendy Jana Ernesta Benno. Oficerski honor każe Bennowi oddać poetycki hołd malarzowi Januaremu Suchodolskiemu. Sonet „Bukowo nad jeziorem” jest klasyczną próbą romantycznej nostalgii za harmonią natury i ducha. „Dawna pieśń o polskim księciu Bolesławie”, obszerna ballada historyczna,  z respektem dla tradycji ani polskich, ani niemieckich Pomorzan, opowiada o zmaganiach żywiołów etnicznych w pomorskiej cywilizacji. Podobna w gatunku jest też ballada „Krzyż Barnima”, opiewająca rycerskie dokonania średniowiecznych pograniczy. Pieszczą moją duszę dwie pieśni o Górze Chełmskiej, „Fantazja” i „Widok z koszalińskiej Góry”. Codziennie próbuję na nowo opowiadać to miejsce tak bliskie ludziom różnych czasów i  języków. Jestem tam człowiekiem stąd. Nowe pisanie o tym miejscu nabiera mocy, gdy wiadomo, że nie jesteś pierwszym, który zachwycił się tą nadbałtycką wyżyną. Mówił o niej w Koszalinie 1 czerwca 1991 roku Papież Pielgrzym: „Jako synowie Bożego przybrania podążamy na naszą Górę Chełmską nad Bałtykiem, tam, gdzie niegdyś dalecy nasi przodkowie na tej ziemi ‘szukali Boga po omacku’, przychodzimy ze światłem wiary. Przychodzimy, ‘niosąc w naszym ciele konanie Chrystusa, aby Jego życie objawiło się w naszym ciele’”. Tymi słowami umocniony kończę moje powitanie Jana Ernesta Benno na swojej ojczystej ziemi, pośród nowych krajan, słowami Tadeusza Sławka:

Jeśli wierzyć filozofom, iż greckie słowo ethos spokrewnione z łacińskim habitare, mieszkać, możemy powiedzieć, iż straciwszy poczucie wspólnej, nieregulowanej prawami obyczajności w działaniu (a czymże innym jest ethos), straciliśmy tym samym prawo do „mieszkania”, czyli bycia „u siebie”. Dusza, która szuka domu w wierszu Eichendorffa, może być objaśniana religijnie (jako poszukiwanie wieczności wolnej od zmienności doczesnego życia), ale ma także wykładnię polityczną (poszukujemy obyczajności postępowania, prawa moralnego, w którym moglibyśmy znowu wspólnie zamieszkać). Na razie każdy jest tylko „u siebie” – ja „u mnie”, ty „u ciebie”. Między tymi dwiema krainami panuje niewypowiedziana wojna.

Henryk Romanik


Latarnia Morska 2 (14) 2010 / 1 (15) 2011