Niełatwo być apostołem

Kategoria: eseje i szkice Opublikowano: sobota, 27 luty 2010 Drukuj E-mail


Teresa Tomsia

Z szarego notatnika (3)

                                 Markowi Wittbrotowi –
 pallotynowi z Domu przy rue Surcouf

Każdej przemianie, jaka dokonuje się w osobowości człowieka dzięki przeżyciom i doznaniom, można nadać artystyczny wyraz, na przykład napisać wiersz przepojony zachwytem na widok zielonego wzgórza, choć było to cudze zauroczenie i wiem o nim z opisu przysłanego mi na kartce z podróży. Współodczuwanie i otwarcie się na doświadczenie drugiego daje jednakże taką możliwość koncentracji, że można wypowiedzieć jego uniesienie, podziw czy pragnienie. Można ogłosić jego „tak” światu swoimi słowami.
     Często zdarza się po spotkaniu autorskim, że przychodzi czytelniczka i mówi, iż opisałam jej przeżycia. Utożsamia się z bohaterką moich wierszy i opowiada swoje problemy jej słowami. Istnieje więc aż tak silna potrzeba wypowiedzenia i uporządkowania emocji i nadziei? Bo czym innym jak nie inaczej uporządkowaną mową duszy jest poezja? Mową serca, znakiem czuwania, wskazówką kierunku? Jaką miarę należałoby przyjąć, by właściwie zrozumieć przesłanie zapisane w wierszu bądź w wygłoszonej nauce – czy wyłącznie podłoże własnych doświadczeń będzie tu drogowskazem? „Nie staraj się zmieniać miary twego serca, ale je otwieraj na oścież” – zdanie ks. Stanisława Kudelskiego może być tu przydatne, gdybyśmy poezję czy naukę rozumieli tylko jako przekaz uczuć, ale jest w niej coś więcej prócz potrzeby serca: określenie miejsca w konkretnej rzeczywistości, obecność wśród osób z imionami i adresem, zaduma nad genetyczną skłonnością i uwarunkowaniem społeczno-politycznym, projekcja wobec wieczności.
     Jeśli więc niekiedy trafiam na apostoła, który pragnie mi przekazać dobrą nowinę prawdy, przyjaźni i miłości bliźniego, zauważam także jego ścisły związek z otaczającym światem: świadomość języka, jakim się posługuje (lub jej brak), odwagę w postawie i wypowiadaniu sądów, otwartość na problemy rozmówcy (słuchacza) albo skupienie się jedynie na własnej roli głosiciela prawd. Dostrzegam jego szacunek  wobec przyjaciół, mistrzów czy przełożonych. Współczesny apostoł ma wiele nowoczesnych problemów i wątpliwości, ale także zmaga się z trudnościami wynikającymi z nie rozwiązanych problemów z przeszłości. Zaufać można temu, kto cytując ewangeliczne przypowieści, sam żyje według ich przesłania i odpowiada nawet na najtrudniejsze wyzwania. Unikanie odpowiedzi jasnej i prostej prowadzi do braku zaufania wobec kogoś, kto od innych żąda wysiłku w dążeniu ku doskonałości, a sam go nie podejmuje.      
     Apostolstwo jest przede wszystkim głoszeniem i czynieniem dobra. Jednak nie odbywa się to bez ułomności ludzkiej – nie popełnia błędów tylko ten, kto nic nie czyni. Popełniamy więc pomyłki my wszyscy: głoszący i słuchający, czasem zamieniając się rolami.
     Kilka miesięcy temu w jednej ze szkół zdarzył się pewnemu księdzu katechecie błąd wychowawczy. Na lekcji religii, nie mogąc znieść hałaśliwego zachowywania się dorastającej młodzieży, rzucił zeszytem uczennicy, zbeształ całą klasę, pochopnie oceniając wiedzę wielu na poziomie „jedynki”. W takiej sytuacji i święty też by nie wytrzymał – to prawda, jednak problem leży w czym innym, kto ma ustąpić: czy w niełatwym procesie edukacyjnym należy zrezygnować z księdza, bo nie radzi sobie z uczniami, czy raczej zapanować nad uczniami tak, aby nie było problemów z nauką i zachowaniem. Można się tylko domyślać, ile tu było porad i sposobów pedagogicznych, jakże skrajnych, na rozwiązanie zaistniałej sytuacji. Sprawa zakończyła się pomyślnie dzięki wysiłkowi wychowawczyni klasy, która życzliwie porozmawiała z każdą ze stron, uświadamiając dobro i zło, jakie się dokonało, potrzebę dialogu. Emocje opadły – zwyciężyła mądra refleksja. W gazecie szkolnej ukazały się krytyczne artykuły uczniów z karykaturą „ostrego” księdza, ale także piękne podziękowanie dla niego za ciekawie przeprowadzone rekolekcje w katedrze i w muzeum.
      Co zatem na co dzień pomaga w nauczaniu dobra? Chyba najbardziej: rozwaga, cierpliwość i wyrozumiałe podejście do drugiego człowieka. Dobrze wykonany rachunek własnego sumienia procentuje w przyszłości w kontaktach z innymi ludźmi. Nie tylko ksiądz powinien być apostołem uczącym dobra i pokoju. Każdy z nas, jeśli potrafi przyznać się do popełnionych błędów tak jak ów skromny wikariusz katecheta i – nie zasłaniając się efektownymi cytatami – zechce pomóc w codziennym życiu pogmatwanym przez doraźne problemy, może stać się głoszącym dobrą nowinę.
     Nie obawiaj się więc być niedoskonałym, odpowiadaj sobą szczerze, choć się będziesz potykał jak Piotr. Jan Paweł II – zapytany – odpowiada prostolinijnie i bez ogródek, otwierając się po ludzku na szczerość zawartą w niełatwym pytaniu.
     Gdy kilka lat temu weszłam po raz pierwszy do błękitnej kaplicy pallotynów w paryskim Domu przy rue Surcouf, zaskoczyła mnie jej kameralna aura wnętrza. Surowa kapliczka wydała mi się przyjaznym pokojem z tabernakulum oczekującym na domownika lub gościa. Czarne księgi czekały pokornie, aż ktoś je otworzy. Żadnych dzwonków, ponaglania czy przypominania o obowiązku modlitwy. Sam szukasz, sam sięgasz po Księgę. Z własnego wyboru stajesz przed Apostołem. I niech nie zadrży twoje serce, gdy masz wypowiedzieć prawdę swojej duszy. Niech Bóg, niech człowiek przemawia przez ciebie.

Poznań, w kwietniu 2002 


Latarnia Morska 2 (10) 2008