Przestrzeń wypełniona miłością. Wątki teilhardowskie w poezji Zbigniewa Jankowskiego

Kategoria: eseje i szkice Utworzono: środa, 21 maj 2014 Opublikowano: środa, 21 maj 2014 Drukuj E-mail

Agnieszka Kołwzan

Twórczość Zbigniewa Jankowskiego, poety od wielu lat żyjącego i tworzącego w Sopocie, charakteryzowana jest na wiele sposobów. Akcentuje się zarówno jej wymiar marynistyczny, religijny, czy szerzej rzecz ujmując – sakralny, jak i metafizyczny. Poeta określany jest mianem „poety żywiołów”. Wszystkie te interpretacje są bez wątpienia słuszne, ale głęboka lektura liryki sopockiego pisarza pozwoliła dostrzec coś jeszcze. Otóż istnieje pewien element, który jednoczy ze sobą wszystkie składowe świata przedstawionego jego tekstów, tworząc z nich harmonijne uniwersum. Jest nim miłość.

Nie mam tu jednak na myśli miłości w jej rozumieniu potocznym. Chodzi tu o wizję miłości inspirowaną refleksją francuskiego jezuity, teologa, antropologa, filozofa i paleontologa w jednym – Pierre’a Teilharda de Chardina. Ów dwudziestowieczny „człowiek renesansu” trwale zapisał się w historii jako twórca kontrowersyjnej, nowatorskiej, a przede wszystkim oryginalnej koncepcji chrześcijańskiego ewolucjonizmu. Filozofia nazywana „teilhardyzmem”, obmyślona w latach międzywojennych, po drugiej wojnie światowej uzyskała wielki rozgłos. Usiłowała bowiem pogodzić sfery pozornie nie do pogodzenia – a mianowicie naukowe odkrycia dotyczące powstania człowieka z biblijną Księgą Rodzaju [1].

I choć pomysły de Chardina na tę swoistą fuzję światopoglądową są bardzo zajmujące, ze względu na temat szkicu chciałabym pokrótce omówić jego rozumienie miłości. Sądzi on, że miłość wyposażona jest w moc scalającą możliwości działania ludzkiego, a proces zjednoczenia odbywa się w trzech etapach. Najpierw następuje totalizacja działań indywidualnych przez miłość – istota ludzka w świetle Boga zaczyna oddawać się swym działaniom bez reszty, przedkładając je nad siebie. To powoduje totalizację jednostki przez miłość – czyli miłość rozciąga się na wszystkie aspekty życia tak, że zaczynają stanowić one jedno. A to z kolei owocuje scaleniem jednostek w ludzkość przez miłość. Konsekwencją tego procesu jest życie wyzwolone z więzów dążeń materialnych, w którym rozwój następuje harmonijnie. Egzemplifikację procesu scalenia stanowi akt miłości chrześcijańskiej, bowiem jednostka w trakcie swego życia, jak i przez śmierć, dokonuje zjednoczenia z Bogiem (Omegą), równocześnie podlegając Jego działaniu [2].

Co najciekawsze, skoro miłość istnieje wśród ludzi, można założyć, że jest obecna także we wszystkim, co nas otacza, choć w różnych formach: „Miłość jest najpowszechniejszą, najpotężniejszą, najbardziej tajemniczą z energii kosmicznych [3]. […] gdyby jakaś wewnętrzna skłonność do jednoczenia się – niewątpliwie zalążkowa, lecz już rodząca się – nie istniała już w molekułach, to fizyczną niemożliwością byłoby pojawienie się wyżej, na naszym poziomie, miłości w formie uczłowieczonej. Jeśli więc stwierdzamy, że istnieje ona wśród nas, mamy prawo założyć, że jest ona obecna – w postaci mniej lub bardziej pierwotnej – we wszystkim, co istnieje” [4].

Jak widzimy, teoria miłości de Chardina stanowi próbę wyjaśnienia ewolucji (powszechnego komplikowania się istot) przez pryzmat miłości, która miałaby być siłą napędową rozwoju świata. Ta myśl, jak już wspomniałam wcześniej, jest także obecna na kartach tomów poezji Jankowskiego. Chciałabym zatem pokazać, co z tego autor Dotyku popiołu przeszczepił na swój grunt. W kręgu moich dociekań znajdzie się szczególnie wizja miłości wypełniającej każdy element przestrzeni, bez względu na to, czy należy on do świata ożywionego czy nieożywionego. Ową miłość przestrzenną omówię w dwóch jej aspektach – ukazując z jednej strony to, jak wyraża się ona w podmiocie lirycznym, zaś z drugiej, jej stricte teilhardowski wymiar. Pozwoli to na przyjrzenie się dojrzewaniu motywu miłości, która zgodnie z założeniami filozofii de Chardina przechodzi przez kilka faz – od etapu koncentracji na swoich działaniach, przez etap przełożenia miłości na wszystkie aspekty życia, do etapu pragnienia łączności z Omegą (Bogiem). Wracając jeszcze do terminu miłość przestrzenna, którym posłużyłam się tu w znaczeniu miłości przesycającej wszystkie sfery rzeczywistości, chciałabym dopowiedzieć, że po raz pierwszy pojawił się on w tomie Ciążenie morza (1970) Jankowskiego jako tytuł jednego z wierszy poświęconego Teilhardowi [5]. Materiał badawczy niniejszego szkicu stanowią utwory poetyckie pochodzące z różnych zbiorów i różnych okresów (od debiutanckiego tomu Dotyk popiołu, 1959 do jednego z najnowszych – Białego delfina. Nowego wyboru wierszy, 2009).

Miłość przestrzenna w twórczości Jankowskiego, począwszy od pierwszego opublikowanego tomu poezji, uzewnętrznia się w stosunku podmiotu lirycznego do otaczającej rzeczywistości, w której można wyłonić poszczególne jej kategorie ze względu na stopień posiadanej świadomości. Mimo że najniżej w tej hierarchii stoi świat roślinny, bynajmniej nie jest on wyłączony z kręgu refleksji „ja” poetyckiego. Co więcej, nadawca wielu wypowiedzi pochyla się nad nim ze współczuciem, personifikując go. Tak dzieje się w wierszu Kwiat [6], w którym podmiot liryczny przedstawia dialog człowieka – kata z ofiarą – miłkiem, wiosennym kwiatem. Roślina, powoławszy się na swój, znacznie od ludzkiego dłuższy, staż pobytu na ziemi, prosi o życie. Jednak nie zostaje jej ono darowane: „Człowiek widocznie nie zrozumiał mowy kwiatu, bo paznokciem przeciął jej łodygę./ Trysła zielona krew” [7]. Iście franciszkańska miłość do każdego przejawu życia, nawet tego pozbawionego świadomości istnienia, pokazuje bezsens jego zgonu. Oczywiście w postać miłka wpisana jest kwiatowa symbolika. Wówczas morderstwo dokonane na roślinie staje się równoznaczne  z uśmierceniem piękna.

Faunie, która w systematyce biologicznej znajduje się ponad florą, podmiot liryczny Jankowskiego poświęca sporo uwagi. Jako poeta czerpiący inspirację z fascynacji wodą niejednokrotnie przedstawia losy morskich zwierząt w konfrontacji z człowiekiem. O współodczuwaniu cierpienia z rybami opowiada m.in. wiersz Nad lastą [8]. Stanowi on zapis monologu zbudowanego z pytań retorycznych zadawanych właśnie rybie. Podmiot liryczny zastanawia się nad tym, co może łączyć istotę ludzką z istotą pozbawioną świadomości poza samym faktem życia. Z pewnością swego rodzaju spoiwem jest łańcuch pokarmowy, który pozwala człowiekowi zabijać ryby, choć dla podmiotu lirycznego, mimo nieuchronności losu, morderstwo jest zawsze okrutne: „W hukach żelaza/ bombarduję cię z powierzchni,/ wyrywam z korzeniami, z odłamkami dna” [9]. Przepełnione miłością „ja” poetyckie buntuje się wobec takiego stanu rzeczy, usiłuje wykrzyczeć ból zwierzęcia, chce być jego głosem: „Teraz za ciebie/ krzyczeć będę,/ zanim cię pożrą,/ […] moich portów betonowe szczęki” [10]. Co więcej, dostrzega w rybie symbol początków wiary chrześcijańskiej i modlitwy zmówionej za niego przed wiekami.

Miłość przestrzenna w twórczości sopockiego poety ogarnia również i człowieka, istotę górującą nad światem roślin i zwierząt. Podmiot liryczny wielu wierszy obejmuje wspomnieniem nie tylko swoich bliskich – ojca, matkę, żonę czy córki, ale także w sposób szczególny pochyla się nad osobami słabszymi, wykluczonymi ze społeczeństwa. Tak dzieje się w miniaturze lirycznej Śmiejmy się [11], która jest zapisem dramatycznej sceny rozgrywającej się w zakładzie fryzjerskim. Fryzjer informuje swoich klientów, że nowoprzybyły mężczyzna jest niespełna rozumu, a na dowód tego każe mu do strzyżenia włosów ściągnąć koszulę, co nieświadomy niczego obłąkany zresztą czyni. Wbrew intencji fryzjera klienci zamiast wybuchnąć śmiechem, wybuchają gniewem, stając w obronie wyszydzanego Bolesia. Okazuje się jednak, że, tak oczywiste zdawać by się mogło, zakończenie nie wydarzyło się: „Oczywiście, tak przecież nie było. Nikt się nie oburzył, wszyscy się śmiali, głośno, szeroko i zdrowo, przede wszystkim zdrowo…” [12] – relacjonuje ironicznie podmiot. Konstruując w ten sposób finał, poeta podkreślił bezmyślne okrucieństwo prześmiewcy i akceptujących taką postawę zgromadzonych. Sam natomiast postawił się  w roli współczującego, pełnego miłosierdzia człowieka, realizującego chrześcijański etos. Konfrontacja zakończenia prawdopodobnego, i budzącego wiarę w człowieka,  z zakończeniem rzeczywistym, choć tragicznym, jest wyrazem sprzeciwu wobec wyrzucania poza margines społeczny ludzi chorych.

Obraz miłości przestrzennej byłby niepełny, gdyby pominąć stosunek podmiotu lirycznego do najbliższych. Wiele z powstałych utworów poświęconych jest bowiem rodzinie. Zwłaszcza relacja z żoną jest szczególnie istotna. Małżeństwo wyzwala w podmiocie szczególny rodzaj miłości, takiej, która staje się motorem działań i owocuje przemianą na lepsze. W wierszu O żonie [13] podmiot liryczny wyznaje, że towarzyszka życia, znając jego słabości, wychodziła im naprzeciw, popychała ku dobremu, a przede wszystkim jej miłość stanowiła asumpt do rozwoju duchowego. Dzięki niej mógł prawdziwie uwierzyć w Boga – swoją wiarą ochrzciła go po raz drugi – i jedyny [14], jak pisze. Ale też dzięki niej jego miłość „uprzestrzenniła się” bardziej, tzn. ich porozumienie stało się głębsze za pośrednictwem wszystkich przeżytych zdarzeń: „[…] do siebie, przez siebie mówimy,/ przez bursztynową bryłę/ Ziemi, która właśnie nam/ zdarzyła się prawdziwie” [15].

Pokazując różne oblicza miłości przestrzennej, której obiektami stopniowo stają się istoty coraz bardziej skomplikowane, dochodzimy wreszcie do Boga. To w nim owa miłość wyrażona jest najpełniej. Nawet wówczas, kiedy podmiot liryczny wielu początkowych wierszy deklaruje niewiarę, można dostrzec w jego wypowiedziach związki ze sferą sacrum. Nawrócenie, a co za tym idzie, miłość do Absolutu, będące istotną kwestią prozy autobiograficznej Jankowskiego, pojawiają się również w poezji, stając się niejako jednym z jej ważniejszych tematów. Miłość do Boga wyraża się w nieustannym pokonywaniu własnych ułomności, w stałych odejściach i powrotach, w zwątpieniu, a także w ciągle zdarzającej się biblijnej opowieści o synu marnotrawnym. Z drugiej strony, podmiot liryczny ukazuje Bożą miłość w aspekcie dojrzewania do niej. Trzeba czasu, aby pojąć jej istotę i dostrzec jej wielkość. Tak mówi „ja” poetyckie w wierszu Twoje ślady [16], które ze względu na kontekst autobiograficzny, można utożsamiać ze Zbigniewem Jankowskim. Widzi on w kilku napisanych wcześniej utworach podświadomy ślad poszukiwania Boga. Dziękuje Stwórcy za prowadzenie po krętych ścieżkach życia: „Dzięki,/ że gdy stąpałem omackiem,/ Ty drogę mi kładłeś pod nogi” [17]. Życie było dlań jak morze, bo gnało go w różne strony świata, a jego szum zagłuszał to, co naprawdę ważne. Cały zgiełk i pęd towarzyszący egzystencji nie zdołał jednak do końca przesłonić miłości do Boga, pomimo odejść i powrotów podmiot liryczny nie zatracił wiary: „Teraz wracam tą drogą/ i do ust przybliżam/ Twoje ślady na wodzie” [18]. Dojrzał do pokory i uwielbienia Najwyższego.

Choć w przytoczonych utworach nie ma bezpośrednich odniesień do filozofii miłości Teilharda de Chardina, to istnieją one w relacjach podmiotu lirycznego z różnymi przejawami życia. Miłość wyraża się w umiłowaniu każdej drobiny przestrzeni, z której składa się rzeczywistość. Wyrasta z przekonania o realnej obecności Boga w świecie. Co więcej, obecność Stwórcy warunkuje świat postrzegany jako całość. Jeśli traktować każdy z elementów z osobna, może się okazać, że przesłania on istotę rzeczy, natomiast sens świata objawi się, gdy zauważy się jego doskonałą jedność. Wówczas okazuje się, że nie tylko Boga nie ma poza światem, ale nie ma świata poza Bogiem [19].

Stosunek poety do teilhardyzmu zostaje uzewnętrzniony także w kilku utworach poświęconych samemu filozofowi i jego myśli. W wierszu Teilhard – miłość przestrzenna (1970) [20] (wspomnianym już wcześniej przeze mnie w kontekście użycia terminu miłość przestrzenna) podmiot liryczny zastanawia się nad istotą Stwórcy. Za jego atrybut uważa przestrzenność, która jest praźródłem miłości. W jej mocy leży bowiem wypełnianie pustki między elementami rzeczywistości; paradoks polega na tym, że i przedmioty w ludzkich rękach mogą stać się przestrzenne, o ile zostaną wypełnione ufnym otwarciem na Bożą miłość. Podmiot liryczny pragnie otworzyć się na nieskończoność każdym swym gestem: „Tak się otworzyć, aby/ każde uchylenie okna, drzwi, powieki/ uchylało się w nieskończoność” [21].

Trzy lata później, czyli w 1973 r., zostaje opublikowana kolejna rzecz o Teilhardzie, w której podmiot liryczny przekłada niejako refleksję filozoficzną na język poetycki. Zwraca się przy tym bezpośrednio do myśliciela, opisując jego dokonania. Zauważa, że zawdzięczać mu można imperatyw ciągłego duchowego rozwoju, implikującego zjednoczenie z Najwyższym. Co istotne, de Chardin próbował zaszczepić w ludziach dumę z faktu przynależności do gatunku ludzkiego. Jako archeolog upatrywał w swych odkryciach Bożej obecności, aby tym samym umocnić człowieka w przekonaniu o własnej wartości [22]. Podmiot liryczny w usiłowaniach naukowca-księdza dostrzega skierowaną ku światu i jego mieszkańcom miłość: „Łopatą, łyżką, czułą ręką archeologa/ podniosłeś każdą grudę […]” [23]. Wszystkie te działania uczonego, łączące ewolucjonistyczne teorie z wiarą chrześcijańską, ukierunkowane były na zbliżenie człowieka do centrum, które tak żarliwie obmyślone objawiło swą boską istotę [24].

Kolejny wiersz, zatytułowany Ewolucja, stanowi niejako dopowiedzenie dla swego poprzednika omawianego przed momentem. Tu także podmiot liryczny poetycko parafrazuje teilhardowskie rozumienie ewolucji. Przedstawia rozwój świata ożywionego w sposób chronologiczny, tzn. wylicza kolejne stadia przeobrażania się prostych organizmów w coraz to bardziej skomplikowane stworzenia, kierując swój monolog do filozofa: „[…] stanąłeś na żywej komórce,/ kruchej roślinie,/ na milczącej rybie,/ po padalcach depczesz. […] przystanąłeś na ssaku,/ masz psa pod nogami,/ na stopniu małpy, którą spychasz”. Jednak, aby każdy z tych etapów miał sens, zostaje on dopełniony wiarą. Tylko pod takim warunkiem można uznać ewolucję za dzieło Boże, którego celem jest doprowadzenie człowieka (najbardziej skomplikowanej ze wszystkich istot na ziemi) do Stwórcy: „Aż potoczy się w górę/ to koło/ otwarte jak usta” [26].

Podsumowując, przestrzeń w poezji Z. Jankowskiego wypełniona jest miłością postrzeganą przez pryzmat teilhardowskiej filozofii. Ujawnia się to zarówno w relacjach podmiotu lirycznego z reprezentantami poszczególnych gatunków i Bogiem (Stwórcą wszystkiego, co żyje), jak i w bezpośrednich odniesieniach do samego de Chardina. Zauważalna jest przy tym metamorfoza „ja” poetyckiego; w początkowych utworach nadawca jest na tyle zaangażowany w próbę opisania i zrozumienia zastanej rzeczywistości, że można uznać go za poddanego totalizacji działań indywidualnych przez miłość (faza pierwsza w teorii scalającej mocy miłości de Chardina). Następnie coraz bardziej pochłaniany przez miłość, która jawi się mu jako siła uszlachetniająca, przechodzi przez etap totalizacji jednostki przez miłość. Wreszcie w wierszach z ostatniego omawianego tu tomu pt. Biały delfin (2009) ogarnia go pragnienie scalenia z Bogiem. Szczególnie widoczne jest to w Złotym runie – utworze zamykającym ów zbiór, gdzie podmiot liryczny z perspektywy przeżytych lat prowadzi rozmowę z samym sobą, wprost sygnalizując stopienie się z ludzkością w obliczu Najwyższego:

„Bądź dobry – mówiłem – bądź lepszy / o lata, o zwiedzane kraje, / gdzie tak wiele twoich twarzy / białych, czarnych i żółtych / czeka na spotkanie z tobą / prawdziwym / po wspólne Jedno, wspólne / słodkie domieranie” [27].

-----------------------------------------

[1] Por. T. Płużański, Teilhard de Chardin, Warszawa 1988, wyd. 2 rozszerzone.

[2] Por. P. Teilhard de Chardin, O szczęściu, cierpieniu, miłości, przeł. W. Sukiennicka, M. Tazbir, Warszawa 2001, wyd. 2, s. 89–110.

[3] Ibidem, s. 81.

[4] Ibidem s.106.

[5] Z. Jankowski, Teilhard – miłość przestrzenna [w:] idem, Biały delfin. Nowy wybór wierszy, Warszawa 2009, s. 20.

[6] Z. Jankowski, Kwiat [w:] idem, Dotyk popiołu. Miniatury liryczne, Katowice 1959, s. 25.

[7] Ibidem.

[8] Z. Jankowski, Nad lastą [w:] idem, Żywioł wszelki. Wiersze wybrane i nowe, wstęp J. Łukasiewicz, Gdańsk 1978, s. 69.

[9] Ibidem.

[10] Ibidem.

[11] Z. Jankowski, Śmiejmy się [w:] idem, Dotyk…, op. cit., s. 21–22.

[12] Ibidem, s. 22.

[13] Z. Jankowski, O żonie [w:] idem, Biały…, op. cit., s. 49.

[14] Por. ibidem.

[15] Ibidem.

[16] Z. Jankowski, Twoje ślady [w:] idem, Biały…, op. cit., s. 181–182.

[17] Ibidem, s. 181.

[18] Ibidem, s. 182.

[19] Por. Z. Jankowski, Sens [w:] idem, Biały…, op. cit., s. 79.

[20] Z. Jankowski, Teilhard – miłość przestrzenna [w:] idem, Biały…, op. cit., s. 20.

[21] Ibidem, s. 20.

[22] Por. Z. Jankowski, Teilhard [w:] idem, Żywioł…, op. cit., s. 139.

[23] Ibidem.

[24] Por. ibidem.

[25] Z. Jankowski, Ewolucja [w:] idem, Żywioł…, op. cit., s. 140.

[26] Ibidem.

[27] Z. Jankowski, Złote runo [w:] idem, Biały…, op. cit., s. 251–251.

Agnieszka Kołwzan

 

 

Przeczytaj też w ”porcie literackim” naszego portalu recenzje zbiorów wierszy Z. Jankowskiego Odpływ. Sztuka ubywania (2006), Biały delfin (2009), Zaraz przyjdzie (2011), Biała przędza (2014), antologii Morza polskich poetów. Wiersze i wypowiedzi (2013), a także w dziale „eseje i szkice” manifest programowy kołobrzeskiej grupy poetycko-plastycznej REDA "Poezja i żywioł" (za pierwodrukiem w „Węzłach” 1972)