Dorota Nowak „Antidotum”, Wydawnictwo FONT, Poznań 2017, str. 72

Kategoria: port literacki Utworzono: poniedziałek, 27 marzec 2017 Opublikowano: poniedziałek, 27 marzec 2017


Leszek Żuliński

WIERSZE Z „NADMIAREM ŚWIATŁA”

To jest kolejny zbiór wierszy Doroty Nowak – poetki z Nowego Tomyśla. I XIV tomik wydany pod auspicjami Grupy Literycznej Na Krechę, która żwawo działa, a nawet kwitnie pod batutą Łucji Dudzińskiej. Bardzo ładna to seria, a tomik Doroty posiada walory niemal bibliofilskie. Do niego dołączonych jest pięć pocztówek – pięknych – z wierszami autorki, a skomponowanych cudnie dzięki fotografiom Marii Kuczary. Brawo, Kochane Dziewczyny!

To trzecia książka poetycka Doroty Nowak. Wcześniej były zbiory na dwa (2014) i opium (2015). Miałem satysfakcję towarzyszyć tej autorce jako recenzent od pierwszego tomu, a ten – najnowszy – uznaję za kolejny krok do przodu. Komentowałem już w maszynopisie ten, wtedy komponowany, zbiór. Miedzy innymi pisałem, że w tych wierszach panoszy się „macondo psychologiczne”, wydobywane z własnego interioru, że te wiersze są „kłębowiskiem emocji” wyjmowanych z pokładów empatii, ale też z bystrej obserwacji „materii egzystencjalnej”. Innymi słowy, Dorota jest czułą i mądrą obserwatorką życia i naszej w nim szamotaniny. Jej przeżywanie świata i losu jest po prostu szczególne, a to, co możemy nazwać tu „liryzmem” znakomicie równoważy się z rozumną prawdą reistyczną i ontologiczną. Real jest „psychologizowany”, a nawet tonący w krajobrazie imaginacyjnym, a jednak pozostający „opowieścią o życiu”. Czułą i piękną, jak powiedziałem. Mądrą!

Na początek zacytuję w całości wiersz tytułowy tomu: mój przyjacielu słucham twoich opowieści / one budują wydłużają dzień uśmierzają / stary kocur siada miedzy nami chowa pazury / uczula rozpylając sierść w pomrukach // wczoraj mówiłeś o zabłoconych butach / o wstydzie gdy wstawiałeś je w szeregu razem / z lśniącymi cholewkami z zadartym noskiem / o zaciskaniu pięści by nie rzucić się na bruk // przyglądam się twoim dorosłym stopom / one przenoszą życie na drugi brzeg do miejsc / w których matka czyści buty przed podróżą / ustawia lśniące całuje czoło na dobranoc. Hmm, myślę, że autorka odnajdując antidotum codzienności i przyziemności przeciw trudom losu i życia odnalazła tę najmądrzejszą, rzekłbym: stoicką mądrość życia. Bo jego siła, jego sens najczęściej tkwią w drobiazgach przyziemności, od których niepotrzebnie uciekamy ponad przyziemność.

Proszę zauważyć: z tych przyziemnych drobiazgów wyłania się sens wierszy, sens całego tomu. Świat Doroty jest w gruncie rzeczy reistyczny, namacalny, prosty, a jednak jego aura – pozbawiona do cna patosu – stanowi psycho-magiczną esencję, uwypuklającą duchowość zwyczajnego behavioru. Wiemy, wiemy (lub powinniśmy wiedzieć) i bez wierszy, że tak jest – sęk w tym jak poezją to opowiedzieć. Tu recepta wydaje mi się prosta: Dorota nie wymyśla „filozofii”; ona tropi emocje. A one z kolei są intelektualizowane „bez intelektualizowania”. Jak ona to robi? A bo ja wiem? Może jest „poetką intuicyjną”? W dużej mierze tak, jednak i ta formuła nie wyczerpuje tajemnicy tych wierszy.

Te wiersze czyta się często tak, jakby były pisane do kogoś. Ale są pisane najczęściej do samej siebie. W sumie odbierałem je jako swoistą wiwisekcję, która przede wszystkim zmierza do trzech elementarnych pojęć: co, dlaczego i jak? A wiadomo, że to pytania trudne, chociaż tak oczywiście brzmią. Dorota definiuje samą siebie, co nie znaczy, że dochodzi do rozstrzygnięć. I chwała Bogu, bo rozstrzygnięć nie ma. Na tym właśnie polega to virement. Ten, skądinąd bankowy termin, cudnie pasuje do szamotaniny egzystencjalnej.

Tomik podzielony jest na cztery części. Pierwsza nosi tytuł – wymowny – napiszę jak się podnosisz. W niej m.in. wiersz pt. stanąć na wysokości, który przytaczam: nie ma dołu / którego nie można zasypać // opowiadasz o wędrówce na oślep / polach przemierzanych w niepogodę / grząskich drogach dziecięcym strachu // pani w szkole dzieliła klasy / na lepsze i gorsze ładniejsze i brzydsze / nie rozumiałeś że wolno ci wszystko // przemierzyłeś wiele dróg / pokrytych piachem brukiem betonem / ale najwięcej tych do serdecznego ciepła // jeśli zechcesz / opowiesz pani o zasypanych dołach.

Ten ton tu się powtarza: nie dać się zdołować! To charakterystyczne u Doroty. Jednak optymizm! Jednak nadzieja! Gorycz, przeciw której trzeba mimo wszystko szukać łyżki cukru.

Druga część nosi tytuł: mała. Nie da się inaczej określić tych wierszy niż jako „miłosne”. Osobliwie „miłosne”, bo nie ma w nich erotyzmu. Nowak posiada doskonały zmysł „egzystencjalizowania” miłości. Znowu w tej sferze dzieje się czułość, ale i ona owiana jest tą tajemnicą doznań nie somatycznych, a raczej wpisanych w refleksję istnienia. Cymes w tym, że Dorota i takie wątki potrafi uniwersalizować.

Trzecia część: po wielkim tygodniu. Tu dominują wiersze „z nadmiarem światła”. W ogóle w całym tym tomiku poetka cudnie balansuje między mrokiem a światłem. Dźwigając na plecach tobołek smutków życiowych umie, mimo to, być afirmatywna. Ale w jednym z wierszy padają takie słowa: …omijam / suche trawy – w nich nadmiar światła / zamienia zieleń w pragnienie kropli. Hm, taką „dialektykę sensów” uważam za wielce znakomitą…

Czwarta część: w pół drogi. W tej ostatniej części m.in. tytułowy wiersz zbioru: antidotum. Tu się to curriculum zamyka… Jego sens w tym, że każde koło, jak kula ziemska, ma swoje bieguny. Dorota to zrozumiała. Moim zdaniem największa mądrość tego zbioru wierszy wynika z „pełni aksjologicznej”. Życie ma swoje pory roku, tu one przeplatają się jednocześnie. Stronami deszcze, stronami pogoda – pisał Iwaszkiewicz

Uważam ten tomik za znakomity – czuły, mądry, empatyczny. Bardzo mocno stąpający po ziemi, bardzo „przyspawany” do szczegółów, a jednak jestem skłonny uznać go za „filozoficzny”. Dorotko, chylę czoła!

Dorota Nowak „Antidotum”, Wydawnictwo FONT, Poznań 2017, str. 72

Leszek Żuliński

 

Przeczytaj też w tym dziale niżej recenzję zbioru poetyckiego D. Nowak opium (2015)