Magdalena Jankowska „Skrzyżowanie”, Wydawnictwo EX-LIBLIRIS, Lublin 2011, str. 56

Kategoria: port literacki Utworzono: środa, 12 październik 2011 Opublikowano: środa, 12 październik 2011 Drukuj E-mail

Myślę o tomiku wierszy Skrzyżowanie Magdaleny Jankowskiej z Lublina. Przyglądam się obwolucie zaprojektowanej przez Mariusza Walacha i krzyżują mi się myśli. Z jednej strony wiersze kobiety, z drugiej obrazkowe widzenie zbioru przez mężczyznę. Wiersze poetki skojarzyły mu się z różnymi rolami kobiet i tak na okładce zagościły: praczka, policjantka, kucharka, zakonnica, zaopatrzeniowiec z siatami, intelektualistka. Są też: tańcząca z butelką, rozbawiona pod parasolem, ukrzyżowana i rzucająca butami. Sylwetki kobiet wkomponowane zostały w powtarzający się rzędami tytuł Skrzyżowanie. Odwrócone „Z” oraz „Ż” w normalnej pozycji podkreślają wypukłość bioder, natomiast umieszczone pod pępkiem „Y” wyraźnie zaznacza seksualność. Z obwoluty wynikałoby, że nie ma mężczyzn w naszej chacie, ale ten brak rekompensują wiersze jakże interesującej poetki z Lublina, która jest doskonałą obserwatorką rzeczywistości.

Domyślam się, że „Brak integracji” może dotyczyć jej i jego – bo może są płatkami złota / a świat // butelką gdańskiej wódki. W tym pijanym świecie czasem / w wierszu widać // że jest on / lustrem weneckim // zza szkła podmiotu lirycznego / patrzymy i musimy świadczyć. Mówić o przemocy w rodzinie, o maltretowaniu psychicznym i fizycznym. Na myśl przychodzi mi znany plakat. Widać poobijaną twarz kobiety, ale to nie są skutki kraksy. Tak wygląda, „bo zupa była za słona”. Każdy pretekst jest dobry dla damskiego boksera, każde podejrzenie. Nieważne, że się starają, nie stosują „Żadnych szarad”, zero podtekstów, ani grama aluzji, zupa się udała, a mimo to warga się goi. Toksyczne środowisko. Nie ma co się łudzić, że więcej takich sytuacji nie będzie. Ile można wybaczać, ile znosić bólu i upokorzeń. I co z tego, że cala szuflada / gwarancji i miłosnych listów. Trzeba sprawy wziąć w swoje ręce, bo tylko wydawało się, że stawiany dom jest na mocnym fundamencie. W rzeczywistości została zbudowana klęska. U niej pozostaje uraz, samotność, a u niego kariera rozwija się / jak perski dywan na tureckim kazaniu. Buduje dla następnej złotą klatkę. Jest taki wspaniały, przecież tylko bardzo chciał / żeby jego żona żyła w miłości i dostatku. O, ludzka przewrotności. Okazuje się, że nie dla wszystkich tworzących związki są gody srebrne czy złote. „Brylantowe gody” – to już zupełna rzadkość. Słońce i mróz razem / budują coraz dłuższą drogę. Długa droga jest bardzo nużąca. Nie mam pojęcia, czy chciałabym tak iść do ciągle oddalającego się kresu. Musiałoby zaistnieć wiele sprzyjających sytuacji, żeby trzymać pion i nie stracić równowagi.

Życie stawia przed człowiekiem różne wyzwania, z którymi radzimy sobie lepiej lub gorzej. Niektóre sytuacje lubią się powtarzać, zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że kiedyś nastąpi koniec naszej noweli. To musi się wkrótce zdarzyć / jak tylu innym wokół, ale zawsze śmierć przychodzi nie w porę, mimo że gromadzimy dowody swojej gotowości / namacalne choć fałszywe. Zastanawiamy się nad filozoficznym pytaniem – Jak żyć? Poetka wie, jak trudno znaleźć rozmówcę. Albo go nie ma, albo częstuje nas wytartymi frazesami – będzie dobrze / na pewno / tylko musisz w to bardzo mocno wierzyć. Kogo nie boli temu powoli. Profesor Tatarkiewicz napisał obszerny traktat O szczęściu a i tak wieloma słowami nie zdołał ująć wszystkiego. Nie dał recepty i dotąd nie wiem, co jest białe, a co czarne.

Ewa w raju co prawda sięgnęła po owoc z drzewa wiadomości dobrego i złego, są tacy, co twierdzą, że to było jabłko, podzieliła się z Adamem i po co. Powinna sama je skonsumować. Wtedy potrafiłaby dokładnie oddzielić dobro od zła, a tak została ukarana za kawałek winy, zresztą on też. Dlatego żyjemy jak skazańcy, potępieńcy. Zawracamy w połowie trasy, szukamy – jakie to względne zadanie / trafić / do ojca i nieważne, co by to znaczyło.

Kiedy o świcie otwieramy oczy, rysują się nam fragmenty dekoracji -  jarmarczny teatr. Wkrótce zapełnią się stragany. W nich można natknąć się na towary, nad którymi widnieje napis – WSZYSTKO PO 2.99 – i co? – zapłaciłam  / pięć sześćdziesiąt. „I tak ze wszystkim”. Ktoś miał pomysł, żeby z Polski zrobić drugą Japonię. Ciekawe, co by z tego wyszło? To tak jak 5, 7, 5 i myślą, że to już haiku.

Magdalena Jankowska jest poetką bardzo zdyscyplinowaną. Prosto, jasno, wyraziście szkicuje obraz świata, w którym coraz bardziej skrywamy siebie. Budujemy osiedla – getta. Domów pilnują tabliczki / UWAGA ZŁY PIES // przed sklepami warują / iglaki na łańcuchach.
Jakoś człowiek przestaje brzmieć dumnie. Pomyślałam o sobie per „ta” / i to z niechęcią. Tak, to smutne, ale ja to ty, a my to wy. Nasze sprawy są najważniejsze. Lubimy młodych, zdrowych, wesołych. Niezbyt mile patrzymy w towarzystwie na osoby z problemami, może tylko wtedy, gdy sami mamy pod górkę, gdy zaczynają się schody. „Stopnie” – usłyszeć / zrozumieć / przyzwyczaić się do myśli // i przejść po wszystkich. To takie szczeble wtajemniczenia, ale kto chce wiedzieć, dlaczego czerwony rak jest taki śliczny? Kto chce poznać rolę wrzątku? Czyż nieświadomość nie jest lepsza?

Niektórzy z nas / zaczęli się pocić językami. Pocieszające są te skrzydlate słowa. Dobrze, że nie wszyscy jeszcze spsieli. Zwięzłość, trafność myśli urzekła mnie w tym zbiorze. Proszę razem za mną nacieszyć się kilkoma chociaż stwierdzeniami.
Zaczyna się dętą apostrofą „Huto mojego ciała”, potem tylko trzy słowa to już / wygaszanie, a w nich przemijanie, żal za rozbuchaną energią.
„Z pamiętnika pewnego okresu” – nadchodzi wiosna // widzę / jak umiera śnieg.
Zbiór kończy króciutki utwór „To ja!” – z zachwytem przymierzam / niesłuszne posądzenia.
Proszę przymierzyć posądzenie o przerost ambicji. Myślę, że autorce tomu uda się zrealizować to, co zapowiedziała w wierszu otwierającym.
„Jeszcze kiedyś tak zagram” – tych co przede mną / skupiają na sobie uwagę // potraktuję jako support.

Wracając do okładki. Świetna. To są typy kobiet? Czy może wszystkie w jednej?

Jolanta Szwarc

Odsłony: 8597